Była godz. 19.45, niedziela. Siostra Marta z parafii pw. Świętej Rodziny przy ul. Królowej Korony Polskiej w Szczecinie słyszy dźwięk pagera i telefonu komórkowego. To znak, że ktoś otworzył Okno Życia. Z daleka już widzi, że coś się porusza. Alarmuje inne siostry. W oknie leży zawiniątko - za chwilę się okaże, że to maleńka dziewczynka.
- Była owinięta dwoma ręcznikami, szybko położyłyśmy ją do „gniazdka" (podgrzewane miejsce dla noworodka - red.), widać było, że urodzona w domu, bo pępowina była zaopatrzona sznureczkiem takim domowym sposobem - opowiada siostra Marta Baczewska. - Natychmiast wezwałyśmy pogotowie. Lekarz na miejscu ją zbadał, potwierdził, że oddycha prawidłowo i zabrał do szpitala. Jej życie nie było zagrożone, więc od razu nie chrzciłyśmy, ale powiedziałyśmy lekarzowi, że jej dałyśmy imię - Marysia. W szpitalu imię jest potrzebne, chciałyśmy, żeby tam trafiła ze swoim. Na tym nasza rola się kończy.
Siostra Marta na pewno nigdy nie zapomni dziewczynki.
- Taka urocza, maleńka, chyba najmniejsza z wszystkich dzieci, jakie trafiły do tego Okna Życia od początku jego istnienia - mówi. - Powstało ono 16 października 2009 roku. Do tej pory pozostawiono w nim 7 dzieci, same dziewczynki.
Marysia przebywa w szpitalu na szczecińskich Pomorzanach. ©℗
Więcej we wtorkowym Kurierze Szczecińskim i e-wydaniu z 22 marca 2016
Ewelina Kowalewska
Agnieszka Spirydowicz
Na zdj.: Siostra Marta pierwsza odebrała sygnał, że do Okna Życia mogło trafić dziecko potrzebujące pomocy.
Fot. R.STACHNIK