Czwartek, 14 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Liczy się człowiek, nie etykieta. Pracodawcy zatrudniający osoby z epilepsją mogą sporo zyskać

Data publikacji: 01 września 2024 r. 14:38
Ostatnia aktualizacja: 23 września 2024 r. 14:07
Liczy się człowiek, nie etykieta. Pracodawcy zatrudniający osoby z epilepsją mogą sporo zyskać
Fot. Sylwia DUDEK  

Z Renatą LASKOWSKĄ, z fundacji Normalnie, rozmawia Sylwia DUDEK

 

– Wydawałoby się, że obecnie nie ma już problemu z akceptacją osób niepełnosprawnych, że także dla pracodawców ważny jest przede wszystkim dobry pracownik, a nie orzeczenie o niepełnosprawności. Takie osoby są z góry skreślane? Potrzebna jest specjalna kampania, by zachęcać do dawania im szansy?

– Tak. Nasza kampania, Epi-akcja, to działania na rzecz akceptacji zwiększenia zatrudnienia osób z epilepsją. Jest skierowana do zachodniopomorskich pracodawców i pracowników, również w sektorze publicznym. Ta kampania powstała na bazie moich wieloletnich doświadczeń z poszukiwaniem zatrudnienia dla osób z orzeczeniami o niepełnosprawności, w fundacji Normalnie, która jest realizatorem tej kampanii, i którą reprezentuję. Zauważyłam, że osoby z orzeczeniami z powodu epilepsji są najbardziej chyba stygmatyzowane ze wszystkich grup, z jakimi mamy kontakt.

– Dlaczego?

– Pracodawca, kiedy widzi symbol „E” w orzeczeniu, często pyta, czy to jest zaburzenie psychiczne. Kiedy już usłyszy, że chodzi o padaczkę, uważa, że ma do czynienia z osobą mającą problem z alkoholem. Niestety, przez wiele osób padaczka jest tak kojarzona. Wiedza o chorobie jest niewielka. Rozmawiałam z kilkoma osobami z epilepsją, na naszej stronie internetowej (fundacjanormalnie.pl) można przeczytać ich historie, one mnie zainspirowały do nagłośnienia problemu. Zależy mi, żeby jak najwięcej osób opowiedziało, jak im się udało zdobyć pracę. Zdarza się, że pracodawca po prostu nie wie…

– Jeśli prawie nie ma prawdopodobieństwa, że wystąpi atak, czy powinien wiedzieć o epilepsji?

– To jest dana wrażliwa, można jej nie ujawniać, natomiast jeżeli stwarzałoby to ryzyko spowodowania wypadków w pracy, pracodawca może wystąpić do sądu przeciwko osobie, która chorobę zataiła. Chodzi głównie o takie prace jak opieka nad starszymi, dziećmi, praca przy maszynie…

– Wiele osób z epilepsją pobiera rentę. Chcą jeszcze pracować?

– Tak, bardzo. Być na rencie i żyć za 1400 zł jest trudno.

– To chyba nie są jedynie kwestie finansowe…

– Jest to także rehabilitacja społeczna, nie tylko ta zawodowa i pieniądze, ale też czucie się potrzebnym. Tak jak pan Piotr, jeden z bohaterów naszych epi-historii. Podjął pracę 1 sierpnia, mówi, że czuje się wreszcie potrzebny. Pracuje w pracy stacjonarnej, napady ma niekontrolowane, więc mogą wystąpić, pracodawca o tym wie i nie ma z tym żadnego problemu. Ustalili po prostu procedurę, co się będzie działo, pan Piotr ma swój kącik, gdzie bezpiecznie się może położyć. Po kilku minutach od takiego napadu on wstaje, jest w stanie dalej pracować.

– Nie trzeba nikogo angażować do pomocy?

– Panuje takie przeświadczenie, że musimy pogotowie wzywać. To nieprawda, nie musimy.

– Albo jakoś sami pomagać. Włożyć do ust drewniany przedmiot, żeby chory nie przygryzł sobie języka…

– Już się tego nie robi. Kiedyś były takie zalecenia. Chory może sobie zęby połamać, albo się zakrztusić tym przedmiotem. Wiem, że to jest sytuacja z zaskoczenia i nikt zegarka od razu nie wyciąga, ale… mierzy się w takiej sytuacji czas. Jeśli napad trwa więcej niż kilka minut, to należałoby wezwać pogotowie, ale jeżeli osoba odzyskuje świadomość, albo ma tę świadomość cały czas, to wręcz prosi, żeby nie wzywać pogotowia. Nic to nie pomoże, a jeszcze zestresuje.

– Najczęściej jest jednak tak, że do ataków w ogóle nie dochodzi.

– Właśnie. Jestem pośrednikiem pracy, irytowało mnie podejście pracodawców do tych osób. Mamy fundację Normalnie i realizujemy projekty dofinansowane z PFRON, z europejskiego funduszu społecznego, mam kilkunastoletnie doświadczenie, byłam trenerem pracy, motywowałam te osoby. Kilka z nich było dla mnie taką inspiracją, bo nigdzie nie można było dla nich znaleźć pracy. Takie jak pan Piotr. To jest osoba, która zajmowała się instalacją oprogramowania w biurach rachunkowych, jest programistą, informatykiem, grafikiem, miał nawet otwierać swój salon kryształów Swarovskiego, ma licencję na tworzenie biżuterii, jest inteligentny, cały czas się rozwija i uczy. W naszym projekcie też ukończył kurs z nowoczesnych technologii programistycznych. I takiej osobie nie można było znaleźć pracy, tylko dlatego, że musiała powiedzieć, że ma orzeczenie i tę literkę E.

– Ale się udało.

– Poszukiwania pracy dla pana Piotra trwały prawie rok.

– Teraz jest niby rynek pracownika…

– To się zmienia, jeżeli chodzi o osoby z orzeczeniami o niepełnosprawności. Z moich obserwacji wynika, że podania osób, które napiszą w CV, że mają takie orzeczenie, w ogóle nie są rozpatrywane. To są często osoby z wyższym wykształceniem, doświadczeniem, kwalifikacjami. Nie są zapraszane na rozmowy. W ostatnim roku rynek się pogorszył. Dwa-trzy lata temu było dużo łatwiej o pracę.

– Będą państwo rozmawiali z pracodawcami. Uda się ich przekonać?

– Wielu pracodawców się zamyka i widzi tylko tę niepełnosprawność, szyld, który ta osoba ma, skupia się tylko na tym orzeczeniu, a nie osobie, przyszłym pracowniku. Organizujemy konferencję, odbędzie się w Szczecinie 22 października. Pracodawcy się dowiedzą, z jakich środków mogą skorzystać, zatrudniając osobę z orzeczeniem. A jest dużo możliwości, dofinansowań. Opowiemy o tym, wskażemy te finansowe korzyści, postaramy się przekonać do zatrudniania świetnych pracowników. Pomożemy też rozwiać wszelkie wątpliwości. 

– Dziękuję za rozmowę. ©℗

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Mamm
2024-09-03 10:03:47
Na terenie całej Polski powinny być takie akcje. Osoby z tą chorobą są wykluczone a nie powinny!!

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA