Kebaba, frytki czy pizzę można zjeść niemal na całym świecie. Ale nim pojawiły się w naszym mieście, szczecinianie i turyści od lat mogli rozkoszować się smakiem protoplasty fast-foodów - pasztecika. Ten najprawdziwszy, wypiekany w oryginalnej maszynie z czasów ZSRR, kończy właśnie 50 lat.
- Rok 1969 to były trzy ważne wydarzenia - nie ukrywa dumy Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. - Lot na Księżyc, festiwal Woodstock i otwarcie "naszego", szczecińskiego "Pasztecika".
Wychowały się na nim cztery pokolenia, jest ikoną i legendą oraz - co ciekawe - mimo wielu prób - nigdzie w Polsce nie przyjął się poza Szczecinem.
W punkcie, który początkowo znajdował się w al. Wojska Polskiego naprzeciwko kina "Kosmos" stanęła maszyna z radzieckiego demobilu. Trafiła do Szczecina z Ukrainy i zamiast żywić żołnierzy na poligonie, podbiła serca szczecinian. Urządzenie ustawiono przy witrynie w taki sposób, że każdy, kto przechodził aleją, widział rumiane paszteciki wyskakujące z pieca.
- Czasy były różne - nie ukrywa Bogumiła Polańska, której wtedy zlecono wdrożenie pasztecików do produkcji, dziś właścicielka lokalu. - Gdy brakowało mięsa na farsz, paszteciki były z rybą, jajkiem, serem... Do dziś można kupić różne warianty, np. z żółtym serem i pieczarkami, albo kapustą i grzybami. Gdy brakowało mąki lub oleju, wykupowałyśmy zapasy w sklepach czy od piekarzy.
W sklepach mogło brakować wielu produktów, ale pasztecik był zawsze. Nawet jeśli kilkudziesięcioletnia maszyna płata figle i się psuje, obsługa staje na głowie, by klienci tego nie odczuli.
Każdego dnia w punkcie w al. Wojska Polskiego (w pobliżu ul. Jagiellońskiej) wypieka się obecnie kilkaset pasztecików, które od 2010 r. znajdują się na liście Produktów Regionalnych. Wbrew pozorom nie jest to prosta sprawa.
- To nie jest tak, że wciskamy guzik i maszyna robi wszystko - tłumaczy pani Bogumiła. - Osobno przygotowujemy ciasto, osobno farsz, trzeba umieć przewidywać, jakie ilości w danej chwili mieć gotowe, by klienci nie czekali, ale jednocześnie otrzymali produkt świeży i gorący.
Po paszteciki, które 50. urodziny obchodzą 20 października, kolejki ustawiają się nie tylko w urodziny. W tym roku obchodzone będą one w poniedziałek, 21 października. Dla klientów przygotowano kilka atrakcji. Na pewno sprzedawane będą w promocyjnej cenie - 2,50 zł. I być może trzeba będzie, jak za dawnych czasów wprowadzić ograniczenia w sprzedaży. Ale z pewnością ich nie zabraknie. Ile można zjeść pasztecików? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że w przeciwieństwie do współczesnych fast-foodów nie są one tuczące.
- Co tu może tuczyć? - dziwi się pani Bogumiła. Polańska. - To chude mięsko wołowe, ciasto drożdżowe i odrobina oleju, którego każdy organizm potrzebuje. Pokolenia wychowane na pasztecikach nigdy nie miały problemów z nadwagą. My w każdym razie od 50 lat jemy je codziennie. Musimy spróbować, co oferujemy klientom. ©℗
Tomasz TOKARZEWSKI
Fot. Ryszard PAKIESER