48-letni Ukrainiec Andrii K. stanął w piątek przed Sądem Okręgowym w Koszalinie za gwałt i zabójstwo 30-letniej rodaczki Marii K., której zwłoki znaleziono w wiacie śmietnikowej. Nie przyznaję się do zarzucanych czynów - mówił w sądzie oskarżony, doprowadzony na rozprawę z aresztu.
Andrii K. zgwałcił i zabił Ukrainkę Marię K. w nocy z 13 na 14 marca 2022 r. w wiacie śmietnikowej przy ul. Moniuszki w Koszalinie. Prokuratura Rejonowa w Koszalinie poinformowała o tym w akcie oskarżenia, który w piątek, na pierwszej rozprawie, odczytała delegowana prokurator Prokuratury Okręgowej, Joanna Struś-Prokop.
"Działając z zamiarem bezpośrednim, po uprzednim zadaniu jej pięścią ciosów w twarz i przewróceniu na ziemię, a następnie poprzez podduszenie jej twarzy oraz szyi ręką i poduszką, doprowadził pokrzywdzoną przemocą do obcowania płciowego, powodując jedocześnie u niej obrażenia ciała" – oskarżała prokurator.
Maria K. zmarła na skutek krwotoku do dróg oddechowych. Udławiła się własną krwią.
Prokuratura wniosła również o to, by oskarżony za zarzucany czyn odpowiadał w warunkach recydywy. W Ukrainie skazywany był dwukrotnie za umyślne przestępstwo przeciwko życiu. Od 1 października 2010 r. do 28 marca 2019 r. odbywał ostatnią karę 9 lat pozbawienia wolności, orzeczoną wyrokiem sądu w Armiańsku na Krymie z 2012 r.
Andrii K., którego słowa tłumaczyła biegła z zakresu języka ukraińskiego i rosyjskiego, nie przyznał się do zarzucanych czynów. Nie składał wyjaśnień. Zgodził się odpowiadać tylko na pytania sądu i swojego adwokata.
Sędzia sprawozdawca, Piotr Czerczak, odczytał protokoły z przesłuchań oskarżonego w postępowaniu przygotowawczym. A z tych wynika, że Andrii K. poznał Marię w 2019 r. w Swarzędzu, gdy po raz pierwszy przyjechał do Polski. Kobieta była partnerką syna jego konkubiny. Dlatego, jak tłumaczył już przed prokuratorem, zataił przed policją, że gdy po raz kolejny przyjechał do Polski i trafił do Koszalina, gdzie też mieszkała Maria utrzymywał z nią stosunki seksualne. Do spotkań "na seks" miało dojść w lutym i 11 marca.
Dwa dni później, 13 marca 2022 r., również się spotkali, ale wówczas, kobieta, jak twierdził oskarżony, miała tylko pomóc mu w obsłudze wpłatomatu, w wysłaniu 100 zł do rodziny w Ukrainie. W niedzielne popołudnie i wieczór wspólnie spożywali także alkohol. Spotkali też troje znajomych Ukraińców. Z dwojgiem wypili jeszcze po piwie, a potem się rozstali. Andrii po drodze do wynajmowanego pokoju jeszcze spożywał alkohol. Dodarł na miejsce w nocy i poszedł spać. 14 marca, w poniedziałek, do pracy nie poszedł, bo bolały go plecy. Udał się natomiast do mieszkania Marii na prośbę jej partnera, który z Ukrainy nie mógł się do niej dodzwonić. Marii nie było i nikt ze znajomych nie wiedział, gdzie jest. Kilka godzin później Andrii został zatrzymany przez policję.
"Jak widziałem Maszę ostatni raz to nie miała żadnych obrażeń. Nie wiem, czy tu (w Polsce) miała jakiegoś faceta.(…) Nie wiem, kto zabił Maszę, ja jej nie zabiłem, nie zgwałciłem, nie próbowałem" – mówił oskarżony w postępowaniu przygotowawczym i podtrzymał te wyjaśnienia na sali sądowej.
Nadal twierdzi również, że siniaki na jego ciele są efektem uderzenia o paletę w pracy, przednie zęby stracił lata temu, a zadrapania na nosie i żuchwie oraz na plecach zrobił sobie sam, bo po tym, jak zachorował na covid-19, "całe ciało go swędzi".
"Nie wiem, może mam uczulenie na wodę" – nie wykluczał oskarżony.
Ze względu na ilość spożytego alkoholu, nie pamiętał, w jakich okolicznościach zgubił telefon, który logował się w okolicy miejsca zbrodni.
Sędzia Czerczak okazał oskarżonemu jeden z dowodów rzeczowych, parę butów.
"Są podobne do moich butów" – powiedział Andrii. Przyznał, że na spotkaniu z Marią miał takie buty. Posiadał tylko jedną taką parę i była nowa.
Kolejna rozprawa 29 sierpnia.(PAP)