Ciała dziecka nigdy nie znaleziono. W śledztwie przesłuchano wprawdzie pracowników MPO i sortowni, ale nic to nie dało. Nie wiadomo więc, gdzie są zwłoki - prawdopodobnie na wysypisku śmieci. Trudno to teraz ustalić, bo matka wyrzuciła chłopczyka do kubła 12 lat temu.
I, o mały włos, kobieta uniknęłaby kary. Policja wpadła na trop przestępstwa dziesięć lat po jego popełnieniu! Przypadkiem. Funkcjonariusze z „Archiwum X”, czyli wydziału spraw niewykrytych, rozwikłali zagadkę dzięki taśmom. Nie wiemy kto jest ich autorem i jak trafiły w ręce służb. Na razie również ich treść też jest niejawna. Dowiedzieliśmy się jednak, że zarejestrowana jest na nich rozmowa dotycząca m.in. ciąży Eleonory Z., porodu i sposobu pozbycia się ciała dziecka. Ustaliliśmy, że rozmawiali o tym Stanisław Z. i Andżelika W.
Mężczyzna wiele lat mieszkał z Eleonorą (wcześniej korzystał z jej usług, kiedy pracowała przy drodze pod Kijewem jako prostytutka; miała wtedy pseudonim Laurena). A Andżelika? Jest tajemniczym świadkiem. Wciąż nie można ustalić, gdzie mieszka. Nie odbiera wezwań do sądu, podany wcześniej numer telefonu jest nieaktualny, a policjantom wysłanym, by ją doprowadzili na rozprawę, nikt nie otworzył drzwi (sąsiedzi jej nie znają). Choć jest jednym z najważniejszych świadków w tej sprawie, być może trzeba będzie zrezygnować z jej zeznań.
Najważniejsze, że Eleonora Z. przyznała się do winy, a konkretnie do dzieciobójstwa. O tym przestępstwie mówi się wtedy, kiedy matka zabija dziecko w okresie porodu pod wpływem jego przebiegu. Kobieta w takiej sytuacji może zostać skazana najwyżej na 5 lat więzienia. Jednak prokurator jest innego zdania. Uważa, że oskarżona dopuściła się zabójstwa – w śledztwie biegli wykluczyli, by Eleonora Z., nie udzielając dziecku pomocy, była w szoku poporodowym. A to sprawia, że grozi jej nawet dożywocie.
Nieoficjalnie wiemy, że na wczorajszej rozprawie biegli psychiatrzy i psycholog podtrzymali swoje wcześniejsze ustalenia - nie znamy szczegółów, bo na czas ich zeznań wyłączono jawność procesu.
Jak zginął synek oskarżonej? Kobieta nie chce o tym mówić. Sędzia, na poprzedniej rozprawie odczytał więc protokoły jej wcześniejszych przesłuchań.
Wiadomo więc, że 43-letnia dziś kobieta urodziła dziecko w 2007 r. - nie wie, kto był ojcem, prawdopodobnie jakiś klient. Mieszkała wtedy z Wiesławem Z. w altanie na ogródkach działkowych „Stoczniowiec” na Wyspie Puckiej.
– Tego dnia oglądaliśmy telewizję. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc wyszłam na dwór – wyjaśniała prokuratorowi. – Stałam nad granatowym wiadrem. Do niego urodziłam. Chłopczyk wpadł głową w dół. Ruszał się zatopiony w wodach płodowych około 5 minut.
Kiedy noworodek znieruchomiał oskarżona, zawinęła go w torbę plastikową. Razem z Wiesławem Z. zamówiła taksówkę i oboje pojechali do Dąbia. Tam, na osiedlu TBS, przy ul. Emilii Gierczak matka wyrzuciła torbę z dzieckiem do śmietnika.
– Po powrocie na działkę oglądaliśmy jeszcze telewizję i piliśmy alkohol – przyznała Eleonora Z.
Przypomnijmy, że prokurator przedstawił zarzuty również Wiesławowi Z. Mężczyzna odpowiada za pomaganie w ukryciu zwłok – grozi mu do 3 lat więzienia. Jest niepełnosprawny. Zgodnie z przepisami, jeśli nie odpowiada za zbrodnię, nie musi przychodzić na rozprawy do sądu. Wczoraj skorzystał z tego przywileju. Ale będzie na następnej rozprawie, bo jego obrońca złożył wniosek o jego przesłuchanie.
Tekst i fot. Leszek Wójcik