Starość nie musi być nudna, smutna, samotna. One pokazują, że może być to czas radości wśród ludzi i dla ludzi, pełen aktywności. A dobrym duchem towarzystwa i przydomowego zielono-kwiatowego ogrodu jest Jadwiga Gaj. Z małego klombiku z aksamitkami i liliami w kilka lat zrobiły ogród na ponad 1,5 tysiąca metrów kwadratowych. Z malwami, oczkiem wodnymi i altanami, z kopcem Budzisza i krokusowymi polami. I wciąż mówią: „Wszystko przed nami". One, czyli kobiety z wielkiej rodziny Domu Pomocy Społecznej - Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej przy ul. Romera 21-29.
Gdy Jadwiga Gaj dołączyła do ich licznej rodziny przed paroma laty, zajęła pokój na czwartym piętrze, z widokiem na... wielką płytę. Tu wtedy nawet nie było jak skrzynki z pelargoniami postawić, bo miała jeszcze apartament bez balkonu. Poszła więc sadzić aksamitki i lilie. Mały klombik zrobiła przy wejściu do budynku.
- Staram się i chciałabym zawsze być tym dobrym duchem ogrodu, choć czasem zdrowie nie pozwala. Ale różnie bywa. Lubię coś w tym ogrodzie robić, a jak nie mogę, to jest mi smutno. Całe moje życie to kwiaty i ogrody. Mam je we krwi. Bez nich żyć nie mogę - powtarza z uśmiechem 88-latka na powitanie przy okazji kolejnego z nami spotkania, choć nieco osłabiona, bo i z wiekiem przyplącze się co pewien czas jakaś choroba. I - jak w minionym roku - pani Jadzia jest jedną z naszych przewodniczek w opowieści o tym, co się zmieniło w jej i współmieszkańców przydomowym ogrodzie na osiedlu Zawadzkiego-Klonowica.
Dla niej radością było tak grzebać w ziemi. „Skoro taka potrzeba, to proszę bardzo" - usłyszała wówczas od Ryszarda Budzisza, dyrektora DPS-u. Poradził, by skontaktowała się z Heleną Sawczyszyn, terapeutką. Na to wspomnienie teraz sam się śmieje. Przy stoliku w przydomowej kawiarence o zielonym domowym ogrodzie rozmawiamy także z Magdaleną Niżniowską, drugą z terapeutek zajęciowych, zatrudnionych w placówce. Wokół stolika krąży golden retriverka Molka, także terapeutka na specjalnym etacie.
- Mamy w ogrodzie nowe altany i trzy nowe huśtawki, na których również są podwieszone donice z kwiatami - mówi pani Magda.
- Minionej jesieni zabraliśmy się za pierwszy narożnik, tuż przy wejściu do naszego domu. Urządzamy tam taki kącik natury z trawami, lawendą, ognikami. I te nasadzenia się przyjęły - dodaje pani Helena. - Przynosimy paprocie ze swoich działek i dosadzamy. Z własnego wysiewu mamy aksamitki, podobnie smagliczki nadmorskie, groszek, z własnych szczepek są pelargonie - z 90 sztuk przyjęło się ich 60. - Znad morza trafiły też bambusy z działeczki naszej koleżanki. No i lilie, ulubione kwiaty pani Jadzi.
- Tu jedna roślinka, tam dwie nowe rośliny i ogród robi się coraz piękniejszy - podkreśla pani Magda. - Najłatwiej jest pójść i kupić, ale to, co samemu uda się na własnej działce, przynosi najwięcej satysfakcji, dumę, radość - podkreśla pani Magda.
Przy balkonach, w tym przy balkonie pani Jadwigi, rosną piękne, w różnych kolorach, malwy. W innych częściach ogrodu można podziwiać: bzy, magnolie, lipy, rdest, tuje, różne odmiany komarzyc, berberysy bordowe.
- Chyba to całe zamieszanie z ogrodem i roślinami dziewczyny robią po to, żeby pani Jadzia miała wśród nich zasłonę, by nikt nie widział, jak popala papierosy. Sadzą tego tyle, żeby pani Jadzia miała się gdzie ukryć - śmieje się dyrektor Budzisz. - Nie wiedziałem, co robię. A otworzyłem studnię bez dna pod niewinną nazwą - ogród. Doprowadziłem do powstania nieformalnej, acz świetnie zorganizowanej, grupy nacisku. Której teraz - jak widzę po podaniu, jakie dzisiaj trafiło na moje biurko - wpadła na pomysł, że już powinniśmy myśleć o nowych akcentach w ogrodzie. Najgorsze, że one dobrze wiedzą, iż im nie odmówię. One nie robią tego dużymi rachunkami, ale za to skutecznie, systematycznie, mały wniosek na małą kwotę. I zwykle chodzą z tymi wnioskami oddzielnie. Właśnie wróciłem z urlopu i zauważyłem nowe kwiatki, więc będę musiał podpytać moją zastępczynię.
Styl działania ogrodowego lobby pod wodzą pani Jadzi najlepiej obrazuje historia kamieni. Przyniosły woreczek dekoracyjnych łupków. Wysypały wokół jednego z pni wielkich drzew. Gdy usłyszały, że się podoba, dyrektora namówiły na małą wyprawę.
- Pojechaliśmy kupić drugi worek. A wróciliśmy z 3 tonami! - wspomina z rozbawieniem dyr. Budzisz . - Innym razem pytam, gdzie kierowca. Okazuje się, że pojechał z dziewczynami na dzbany. Jedne kupiły. Innych wymusiły darowanie. Ten największy, co teraz jest okazałym kwietnikiem z petuniami, z łupków był lepiony. A innym razem... słyszę, że służbowy transport zadysponowały na skrzynki wypatrzone gdzieś przy śmietniku. Na jednym z klombów pojawiły się rury szamotowe. Tłumaczą mi, że w przyszłości przez nie popłynie strumień bluszczu... Do dziś nie mam śmiałości spytać, skąd to wzięły. Jest taka piosenka pt. „Ona czuje we mnie pieniądz". I coś jest na rzeczy.
Ogród powstawał etapami. Z pasji, dzięki wsparciu miasta, a także dzięki ziemi, jaką udało się do DPS przyłączyć w ostatnim czasie. Teraz to miejsce rekreacji i wypoczynku, ale też zielonej terapii (hortiterapia), jaką Helena Sawczyszyn prowadzi w DPS z nie mniejszym sukcesem jak np. dogoterapię czy kulinoterapię. Dla osobistej satysfakcji i dobra wspólnego, wnosząc radość w życie pensjonariuszy z ich ulubienicą i maskotką o wdzięcznym imieniu Molka.
- Bo Molka, co wszyscy wiedzieć powinni, też ma swój wkład w urządzanie naszego grodu. Bywa że czasem coś wykopie, no to my po niej inne rośliny wsadzamy. Albo oberwie pączki lilii. Dla zabawy - opowiada pani Helena. - Tu, w ogrodzie, nasi pensjonariusze mają przestrzeń do wypoczynku, a na miarę sił i własnych możliwości do aktywnego spędzania czasu - dodaje Helena, której Molka na krok nie odstępuje.
Gdy jedni przesiadują w zacienionych altanach, inni pensjonariusze ćwiczą, bawiąc się chustą Klanzy i piłkami. Spacerują albo wpatrują się w toń oczka wodnego okolonego kolorami: koszami z trzmielin i pelargonii, aksamitkami, begoniami, liliowcami i różami, lawendami i tojeściami. Opodal skalniaka, nieprzypadkowo zwanego kopcem Budzisza, od którego wszystko się zaczęło. Jeszcze inni spędzają czas, słuchając w ogrodzie lektur, które czyta im pan Aleksander Karaśkiewicz.
Ogród stał się ich radością na co dzień. Nie wszyscy tu wiedzą, że trafili do nieba - podsumowuje pani Jadzia. ©℗
Mirosław WINCONEK
Fot. Mirosław WINCONEK
Na zdjęciach: pani Jadwiga Gaj z towarzystwie terapeutek Heleny Sawczyszyn, Magdaleny Niżniowskiej i Molki w ogrodzie DPS - Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej przy ul. Romera i ich przydomowy ogród.