Od kilku dni obowiązują ograniczenia dotyczące połowu dorsza na Bałtyku. Wprowadziła je Unia Europejska, która dostrzegła zagrożenie wyginięcia tych ryb w morzu. Uchwaliła drastyczne przepisy, które większości rybaków się nie podobają, a minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk stwierdził wprost, że są to decyzje polityczne. UE motywuje to próbą ochrony przed wyginięciem tych ryb, które mają coraz mniej żywności i są coraz mniejsze, ale wyławiane i często wyrzucane za burtę, gdzie leżą martwe na dnie i zatruwają środowisko.
Gróbarczyk stwierdził, że komisja do spraw rybołówstwa w UE przestaje działać i rzutem na taśmę wprowadziła te zakazy. Nowa komisja powstanie za kilka miesięcy. Środki na pomoc dla rybaków nie są duże, gdyż łącznie wynoszą ok. 100 mln zł i dzielić je będzie Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ale na jakich zasadach tego nie wiadomo. Obecnie w całym kraju zarejestrowanych jest 140 kutrów i 600 łodzi rybackich.
Wolińskie Stowarzyszenie Rybaków zaprosiło do siebie wszystkich rybaków, armatorów i przetwórców na spotkanie z ministrem w sprawie ograniczenia połowów dorsza. Na spotkaniu padały niekiedy ostre słowa, rybacy z małych łodzi zarzucali właścicielom dużych kutrów trzebienie ryb poprzez trałowanie dna Bałtyku. Rybacy mieli żal do przetwórców, że za mało płacą za dostarczoną rybę. Dostało się także doradcy ministra, którego wystąpienie było przerywane gwizdami i okrzykami. Potem dostał oklaski.
Decyzja UE spowoduje, że nie tylko rybacy stracą dochody, ale także producenci przetworów rybnych, właściciele sieciarni i organizatorzy połowów wędkowych dorszy na Bałtyku.
Więcej na ten temat w piątkowym (magazynowym) wydaniu "Kuriera”.
***
Na spotkaniu z ministrem nie było żadnych mediów z wyjątkiem "Kuriera”.
Tekst i fot. Mirosław KWIATKOWSKI