Piątek, 3 marca. Pierwsza w nocy. Ekipa pogotowia jedzie do poparzonego dziecka w Brojcach. Od matki czuć alkohol. "Wypili parę piwek" – wytłumaczy później mąż. Mąż matki – tak będą pisać o nich we wszystkich komunikatach prasowych. Ludzie w wiosce mówią, że do Nikolki córcia gada, że kupuje wszystko, a mała jest do niego przywiązana. Teraz 5-letnia córcia leży na łóżku, dreszcze męczą kruche ciałko. "Poparzyła się o 20.00. Wpadła do miski" – mówi mąż matki.
– Podnoszę kołdrę. Widok porażający. 20 lat wożę w karetce poparzone dzieciaki. Nie raz któreś wyleje na siebie herbatę czy zupę. Takie coś widzę bodaj pierwszy raz. Wie pani jaki ma kolor świeża wołowina? Tak wygląda to małe ciałko. Zaschnięty płat skóry, obklejony na ranie, wcześniej musiał być wielkim bąblem – mówi jeden z ratowników, którzy przyjechali do Brojc po telefonie od ojczyma 5-letniej Nikoli.
(mada)
Fot. Ryszard PAKIESER
CAŁY ARTYKUŁ W DOSTĘPNYM CYFROWYM WYDANIU "KURIERA SZCZECIŃSKIEGO" Z 17 MARCA 2017 ROKU: http://www.24kurier.pl/cyfrowy