W 2012 roku nasz „Kurierowy” kolega, fotoreporter Ryszard Pakieser, wykonał świetne zdjęcia nad jeziorem Rusałka w parku Kasprowicza. Ich bohaterami były… żółwie, które odpoczywały na wynurzonym z wody pniu drzewa. Taki widok to atrakcja, bo zobaczenie żółwi na wolności to wielka gratka. Rzecz w tym, że w tym przypadku była to gratka wyjątkowa.
Dlaczego wyjątkowa? Ano dlatego, że żółwie, które uwiecznił Ryszard Pakieser, to okazy inwazyjne, które przywędrowały do nas z daleka, konkretnie zza Oceanu Atlantyckiego – Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej. Jakim cudem znalazły się zatem u nas? Odpowiedź jest wręcz banalna. Przywieźli je ludzie, którzy za parę groszy kupili małe żółwiątka np. na południowoamerykańskim targowisku. Bo są one traktowane jako gatunek ozdobny. Rzecz w tym, że z czasem przybierają na rozmiarach, wadze, a także wyraźnie rośnie ich apetyt. Domowe terrarium staje się zbyt małe, a sympatyczny skądinąd żółwik nie jest już taką miłą „zabawką” jak przedtem. Staje się domowym problemem. Cóż więc można z nim zrobić?
Jak „zabawka” staje się zbędna, to przecież można ją wyrzucić do najbliższego śmietnika. W przypadku żółwia najlepszym wyjściem jest wyrzucenie go do jakiegoś stawu czy jeziora. Im bliżej, tym lepiej i kłopot z głowy.
Gdyby kupujący takie żółwie nie traktowali żywych istot niczym zabawki, to pewnie takich przywiezionych z daleka żółwików byłoby zdecydowane mniej. I pewnie z tego powodu nasz rodzimy żółw błotny, który dotąd nie miał w praktyce żadnej gatunkowej konkurencji, czułby się znacznie lepiej. Żółwie czerwonolice to tylko jeden z przykładów ludzkiej głupoty, która przejawia się kompletnym brakiem odpowiedzialności i elementarnym brakiem wyobraźni. Poza nimi z domów wyrzucane są także inne gatunki zwierząt, w tym nawet groźne gady, takie jak jadowite żmije czy węże boa.
W przypadku czerwonolicego żółwia, który poza szczecińską Rusałką zadomowił się również w innych „stojących zbiornikach wodnych”, w tym Jeziorze Głębokim, korzyści żadnych nie ma. No, chyba że są nimi… świetne zdjęcia naszego fotoreportera.
(mos)
Fot. Ryszard PAKIESER