Kilka miesięcy temu było głośno na temat dalszego istnienia przychodni przy ul. Staromłyńskiej, która znajduje się w okolicach placu Orła Białego i zdaniem niektórych radnych powinna być zlikwidowana, a na jej miejscu miał powstać budynek mieszkalny. Radni przegłosowali uchwałę o jej likwidacji, a potem okazało się, że nawet nie wiedzieli, że taką decyzję podjęli.
Przeciwko likwidacji przychodni zaprotestowało dziewięciu lekarzy rodzinnych i wielu innych pracowników zatrudnionych w 28 podmiotach, jakie funkcjonują w budynku. Lekarze przyjmują tu 24 tys. pacjentów z centrum Szczecina, którzy obawiali się, że będą musieli szukać nowego lekarza rodzinnego, gdyż miasto nie jest w stanie zapewnić nowego budynku na przychodnię. Okoliczne placówki są bowiem zatłoczone i także nie byłyby w stanie przyjąć tylu pacjentów.
Wątpliwości pracowników rozwiał kilka miesięcy temu prezes spółki Nieruchomości i Opłaty Lokalne (właściciel budynku) Konrad Stępień, który zapewnił, że władze miasta nie planują likwidacji placówki. Także radni złożyli takie zapewnienia. Nieco enigmatyczna i dziwna wydała się niedawna wypowiedź radiowa doradczyni prezydenta miasta Marii Ilnickiej-Mądry, która mogła wprowadzić pewien niepokój, co dalej z przychodnią. Czas chyba najwyższy, by władze miasta i szefowie spółki NiOL mówili jednym wspólnym głosem.
Zgodzić się trzeba z tym, że budynek nie jest z zewnątrz ładny. W wielu miejscach odpada tynk, elewacja jest pomalowana przez grafficiarzy, więc przydałby się jej remont. Czy tak się stanie? – pytanie to zadałem rzecznikowi spółki Wojciechowi Jachimowi. Powiedział, że należy tę inwestycję wprowadzić do planu remontów na przyszły rok, więc należy zakładać, że tak się stanie.
– Ostatni remont, jakiego dokonał NiOL, miał miejsce wiele lat temu i polegał na wymianie okien. Korytarze i gabinety malujemy od lat na swój koszt, bo przecież trudno przyjmować pacjentów w brudnych pomieszczeniach. Płacimy ustalony czynsz i oczekujemy, że właściciel budynku odnowi nam elewację – mówią pracownicy przychodni.
Tekst i fot. M. KWIATKOWSKI