Ważą się losy Radosława W., którego w grudniu 2016 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie skazał na dożywocie za zabicie – i to ze szczególnym okrucieństwem – mieszkających w szczecińskim Dąbiu trzech członków swojej rodziny: matki, ojczyma i przybranego brata. W Sądzie Apelacyjnym odbyła się rozprawa odwoławcza. Wyrok zostanie ogłoszony za dwa tygodnie.
Toczący się w szczecińskim Sądzie Apelacyjnym proces jest dla Radosława W. ostatnią deską ratunku. Jeśli sędziowie utrzymają w mocy postanowienie sądu niższej instancji, skazany spędzi w więzieniu dużo czasu. Sędzia ogłaszający wyrok dożywocia zastrzegł bowiem, że mężczyzna będzie się mógł ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie dopiero po odsiedzeniu w więzieniu 35 lat. Jeśli więc skazanemu uda się w końcu wyjść na wolność, będzie miał około siedemdziesiątki.
Tę decyzję Sądu Okręgowego zmienić może jedynie Sąd Apelacyjny, do którego odwołał się obrońca W. Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa, na której głos zabrały obie strony – oskarżyciel publiczny i obrońca. Wyrok ma być ogłoszony 22 lutego.
Przypomnijmy, że Radosław W. odpowiada za potrójne morderstwo. Zdaniem biegłych, wszyscy zginęli w ten sam sposób: po otrzymaniu bardzo mocnych ciosów nożem. Najprawdopodobniej sprawca dobijał swoje ofiary, by mieć pewność, że nie przeżyją ataku. Do masakry doszło w kwietniu 2011 r.
Jaki był motyw zbrodni? Prawdopodobnie pieniądze. Państwo W. byli bowiem osobami majętnymi. A Radosław, który na stałe mieszkał w Irlandii, pilnie potrzebował dużej sumy. Zaprzeczając, że ma jakikolwiek udział w morderstwie, przyznał jednak, że brał udział w napadzie rabunkowym na swoich rodziców. Zgodził się do wzięcia udziału w kradzieży, bo, jak twierdził, był do tego przymuszony przez wierzycieli.
O dokonanie przestępstwa oskarżono syna zabitej kobiety, między innymi dlatego że nie przyjechał na pogrzeb matki. Poza tym policjanci dotarli do dwóch mężczyzn, z którymi ostatnio często się łączył telefonicznie (do Krzysztofa P. i Wojciecha B.). Złożyli wyjaśnienia, w których obciążyli W. – zostali skazani za zacieranie śladów na 4,5 i 4 lata więzienia. W. nigdy się nie przyznał do winy.
Ostatnia rozprawa była kolejną próbą rozpoczęcia procesu w SA. Poprzednia się nie odbyła z powodu nagłego załamania zdrowia oskarżonego (zasłabł przed wejściem na salę rozpraw). Został wtedy przewieziony do szpitala.
Choć skazany prawdopodobnie długo nie wyjdzie z więzienia, ma zapłacić rodzinie zamordowanego ojczyma 1 mln zł zadośćuczynienia. Skąd je weźmie? W sądzie trwa jeszcze proces spadkowy. Jeśli mężczyźnie przypadną jakieś pieniądze, duża ich część nie trafi już na jego konto.
Leszek Wójcik
Fot. PAP/Marcin Bielecki