W mieszkaniu byli we troje: Karol, Bogumił i Małgorzata. Pierwszy z mężczyzn tego towarzyskiego spotkania nie przeżył. Drugi zniknął, a jego poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Kobieta została oskarżona o zabójstwo. I skazana na 11 lat pozbawienia wolności. Mimo że od początku przekonywała do swej niewinności, a w procesie nie ustalono motywu zbrodni - poza tym, że "wypchła go w nerwach".
W szczecińskim Sądzie Okręgowym w piątek (10 maja) zakończył się proces Małgorzaty A.
Zaginiony świadek
Jako ostatni miał zeznawać kluczowy świadek - Bogumił P., zwany Zbyszkiem. Ten jednak zaginął. Wielokrotnie podejmowane - za pośrednictwem m.in. policji, urzędu pracy, miejskiego ośrodka pomocy rodzinie, a nawet ZUSu - próby ustalenia miejsca jego pobytu się nie powiodły. Mężczyzna nigdzie nie pracuje, nie pobiera ani zasiłku, ani nie korzysta ze wsparcia rzeczowego. Dlatego - mimo braku możliwości bezpośredniego przesłuchania - sąd zdecydował o odczytaniu jego zeznań.
Tylko on - poza pokrzywdzonym oraz oskarżoną - przybywał w mieszkaniu, pod nr. 13, w jednej z kamienic przy ul. Piotra Skargi w Szczecinie, gdzie 16 listopada 2022 r. doszło do tragedii. I tylko jego zeznania, złożone dzień później, bezpośrednio obciążały Małgorzatę A.
Był jej konkubentem i - jak ona - bezdomnym alkoholikiem. Razem feralnego dnia odwiedzili Karola R. w jego mieszkaniu. Żeby podładować telefon i radio, wyprać rzeczy i się umyć. Sąsiedzi nie słyszeli żadnych niepokojących odgłosów: czy to libacji, czy kłótni. Jednak musiało stać się coś, przez co Karol wizyty znajomych nie przeżył. Zginął w następstwie upadku z drugiego piętra, z kuchennego okna (doznał rozległych urazów wielonarządowych oraz czaszki - przyp. aut.).
Kilka wersji na jedną śmierć
Według konkubenta Małgorzaty, to ona miała się przyznać do wypchnięcia mężczyzny. Twierdził, że cała się trzęsąc powiedziała: "Wypchłam go w nerwach. Chciałam go złapać, ale mi się wyślizgnął". Potem zamknęła okno. Zebrali swoje rzeczy i zeszli na parter, pod dwójkę, do innych znajomych.
- To wszystko kłamstwo. W tych zeznaniach prawdziwe jest tylko moje imię i nazwisko - mówiła oskarżona. - Siedzę w więzieniu i stale się zastanawiam, czemu mnie tak obciążył.
Kobieta do końca procesu utrzymywała, że jest niewinna.
Arleta NALEWAJKO