Wezwał pogotowie, policję i straż pożarną, bo... nie chciał płacić ślusarzowi za naprawę zepsutej klamki. Teraz ten mieszkaniec Szczecina zapłaci za niezasadne zaalarmowanie służb ratunkowych.
Dyspozytor medyczny Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie odebrał zgłoszenie od mężczyzny, który prosił o pilny przyjazd karetki do jednego z mieszkań w Szczecinie. Twierdził, że opiekuje się starszą panią i boi się o jej zdrowie, bo ta nie otwiera drzwi od swojego mieszkania i nie odpowiada na jego wołanie. Pod wskazany adres wysłano zespół ratownictwa medycznego, straż pożarną i policję, bo spodziewano się, że konieczne będzie wyważanie drzwi do mieszkania pacjentki.
Ratownicy na miejscu zastali mężczyznę, od którego wyczuwalna była silna woń alkoholu.
- Mężczyzna ten próbował się dostać do mieszkania opisywanej w zgłoszeniu starszej pani, ale nie potrafił tego zrobić z powodu zepsutej klamki w drzwiach - relacjonuje Paulina Targaszewska, rzeczniczka WSPR w Szczecinie. - Wystarczyło ją lekko podważyć i wszyscy weszli bez problemu do mieszkania pacjentki. Kobieta była wyraźnie zdziwiona widokiem ratowników medycznych, odmówiła wykonania jakichkolwiek badań czy przewiezienia do szpitala. Kiedy ratownicy zapytali wzywającego pomoc mężczyznę, dlaczego zamiast po karetkę nie zadzwonił po ślusarza, który naprawiłby klamkę, ten stwierdził, że za usługę ślusarską musiałby zapłacić. Teraz będzie musiał zapłacić za niezasadne zaalarmowanie służb.
Policjanci wystawili mu mandat w wysokości 500 zł.
Takie bezzasadne wzywanie służb ratunkowych może mieć poważne konsekwencje, nie tylko finansowe - może kosztować zdrowie lub życie innej osoby.
- Jeśli wprowadzamy w błąd dyspozytora, niezasadnie wzywamy pomoc, możemy doprowadzić do sytuacji, w której osoba naprawdę potrzebująca pilnego przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego, będzie musiała czekać, bo wszystkie karetki będą zajęte - podkreśla Paulina Targaszewska.
(ip)
Fot. Mirosław Winconek