Jest ich wspólną dumą i radością. Cieszy o każdej porze roku oczy przynajmniej części sąsiadów i nie bez zazdrości patrzą nań, kiedy tędy przechodzą, mieszkańcy innych bloków. Choć i w najbliższym otoczeniu, bo we wspólnoty mieszkaniowej kręgu, nie brak takich, którzy woleliby więcej asfaltu i więcej miejsc do parkowania samochodów tuż przy bloku i najlepiej przy samej klatce schodowej. Zamiast tego wszyscy mają - jak zwykło się mawiać - widoki z okien nie od parady, bo zadbaną i pielęgnowaną przez troje społeczników-zapaleńców enklawę zieleni i kwiatów.
Plac pośród brył czteropiętrowców z wielkiej płyty jakich wiele na tym osiedlu, ale odmieniony. Adres wspólnoty mieszkaniowej: ul. Zawadzkiego 56-64. Przyległa do budynku część podwórka była długo gruzowiskiem i służyła za wybieg dla psów. Od 2008 r. do jego przemiany w ogród dokładają na zmianę systematycznie swoje kolejne drobne "cegiełki" Mirosława Stanik, Irena Gudan i Dariusz Gąsowski.
Zaczynali od skromnego, niewielkiego kwiatowego klombiku. Przybywało przez minione lata z każdym sezonem zimozielonych krzewów z własnych działkowych upraw. Jak podkreślają zgodnie panie Irena i Mirosława, w 90 proc. pochodzą z ukorzenionych i doglądanych sadzonek. Wśród nich bukszpan tworzący teraz w centralnym punkcie ogródka na tle pergoli mini-labirynt z okazałą sosną pośrodku. Podobnie jak szpalery z ligustra, irgi, berberysów. Na podwórkowe rabaty trafiły też ukorzeniane cierpliwie z własnych sadzonek perukowce.
- To własnie panie Mirosława i Irena wykonały - rzekłbym - górniczą robotę. Ten zieleniec i kwietnik to ich wspólne dzieło z niewielką pomocą moją i z nieocenionym wsparciem w pielęgnacji męża pani Mirki - podkreśla Dariusz Gąsowski. - A do pokazania go szerszej publiczności i zgłoszenia do udziału w tegorocznym konkursie zmobilizował mnie listonosz. Choć z takim zamiarem nosiłem się już dużo wcześniej. Bo prawdziwe bohaterki są skromne, nie lubią się chwalić i jak przy każdej okazji zaznaczają, robią to dla siebie i dla mieszkańców, a nie na pokaz, dla poklasku. Jakoś jednak w końcu uległy moim namowom i się zgodziły.
Podczas rozmowy przechadzamy się w słoneczny poranek wśród bujnej zieleni, na tle której swoimi soczystymi kolorami odcinają się m.in. jeżówki, hortensje (w podwórkowym ogrodzie reprezentują je odmiany pnąca, bukietowa i ogrodowa), rudbekie. Na rabatach rosną też krzewy pęcherznicy, pysznogłówki, ogników, funkie o białych i fioletowych kwiatostanach, trzmieliny, przetykane jednorocznymi aksamitkami i żeniszkiem. Kolekcję uzupełniają cisy robusta i david, kilka odmian tuj oraz okazy traw ozdobnych: rozplenicy japońskiej i zebriny cętkowanej.
- Teraz zwykle od ludzi się słyszy, a to że jest chory, a to, że nie ma czasu, że jest zabiegany. Nas nikt do niczego nie zaciągał. Robimy to, co lubimy. I ta praca daje nam radość. Jakość otoczenia, w jakim żyjemy, świadczy o nas. I tym otoczeniem nie są tylko nasze prywatne cztery ściany - zgodnie dodają panie Mirosława i Irena. ©℗
Tekst i fot. Mirosław WINCONEK