To ogród nietypowy pod każdym względem. Mimo że konkurencję ma niemałą - w sumie 643 działki. „Nie widzę lepszego miejsca dla siebie" - przyznaje jego gospodarz, były stoczniowiec.
Mowa o działce należącej do Ewy i Marka Krysków, jaka znajduje się tuż przy jednym z kanałów Wyspy Puckiej. To teren Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Stoczniowiec". I jak cała wyspa - bezwzględnie doświadczana przez powodzie.
- Wcześniej mieliśmy działkę na Ostrowie Grabowskim. Bliżej centrum Szczecina, ale akurat nie na tym nam zależało. Teraz mamy ciszę i spokój, więc możemy do woli wsłuchiwać się w koncerty żab i ptaków - opowiada pan Marek. - Na wyciągnięcie ręki mamy naturę, jakiej w mieście tak dużym jak Szczecin trudno by się spodziewać. Widujemy tu lisy, jenoty, łasice. Opodal nas wędrował bóbr, a jeszcze rok temu ryło stado dzików. W ubiegłych latach stale odwiedzały nas dwa jeże. Teraz stałych bywalców jest już siedem, bo pewnie zwietrzyły darmową stołówkę i podskubują kocią karmę. Bywała też czapla, ale była tak sprytna, że jednego dnia z oczka wodnego wyciągnęła nam wszystkie karasie. Musiałem zamontować siatkę nad lustrem wody, żeby uniemożliwić jej kolejne łowy. Pewnie dlatego dawno już jej nie widziałem. Za to 30 karasi pływa sobie swobodnie, bez zagrożenia.
Działka znajduje się na terenie zalewowym, co w realiach Wyspy Puckiej oznacza czasem wodę stojącą nawet po kolana.
- Musiałem zrobić wszystko, aby ogród przed powodzią ocalić. Tym bardziej że na działce planowałem postawić solidną piętrową murowaną altanę, a przy niej urządzić rekreację, czyli m.in. budować taras z plenerową jadalnią. Działka miała też być w pełni funkcjonalna, czyli nie tylko cieszyć oko roślinami ozdobnymi, a też dawać plony: owoców i warzyw - wspomina p. Marek.
Wpadł na pomysł podniesienia poziomu gruntu w obrębie działki. Dopiął swego, choć ktoś mógłby pomyśleć, że to iście syzyfowa praca. Już nie pamięta, jakiej ładowności - 15 czy 24 ton - były Kamazy, których ponad 20 kursów z żyzną ziemią wystarczyło, aby osiadający torfowy grunt podnieść o około 20 cm. Najważniejsze, że ów zabieg ocalił ogród na lata: nawet w okresie największych opadów czy cofki działka nie stoi w wodzie, gdy inne wokół - jak dwa lata temu - toną.
Gdy uporał się z gruntem, przyszedł czas na postawienie domu. Zbudował go tak, jak chciała żona. Czyli m.in. z dużym tarasem przylegającym do sypialni na piętrze. Dziś mają z niego piękny widok na cały ogród. Także na wzgórze z białym orłem na szczycie.
- Żona kocha zieleń. Nie tylko sadzić i pielęgnować kwiaty, szczególnie jej ulubione hortensje, ale również kosić trawniki. Natomiast mój wkład w aranżację działki to staw, do którego zbudowania musiałem przekonywać moją Ewę. Podobnie jak do rzeźb, które są moim hobby, a jakimi staram się dekorować każdy zakątek ogrodu - opowiada p. Marek.
Właśnie ta aranżacja - nie tylko bujność i różnorodność roślin - wyróżnia ogród pp. Krysków spośród innych. Przydając mu cech wyjątkowości i indywidualizmu.
- Na rocznicę 44-lecia małżeństwa zbudowałem żonie jeszcze zadaszony taras przy domu. Mamy w nim stół, przy którym w sezonie codziennie jadamy. Mimo że altana solida, całoroczna i mieszkaliśmy w niej także ostatniej zimy, żeby zaopiekować się stadkiem działkowych kotów, to jednak poza nią, na świeżym powietrzu, w naturze, spędzamy 80 procent naszego czasu - mówi p. Marek. - Od tej działki nie widzę dla siebie lepszego miejsca na ziemi. Mimo że mamy mieszkanie przy ul. Monte Cassino, to jednak... Nie chcę do niego wracać. Tam oficyna i mury, w których się duszę. Obok wielkopowierzchniowy sklep i zaułki, w jakich zbierają się pijacy. Nie chcę już na to patrzeć. Wolę tu grzebać w ziemi i podpatrywać piękną naturę. Mieć przestrzeń po horyzont i poczucie niczym nieskrępowanej wolności.
Nie mieli rodzinnych tradycji ogrodowych. Wychowali się w realiach miejskich - w Szczecinie. Jednak zawsze ich ciągnęło do „grzebania w ziemi". Teraz zamiłowanie do działkowej rekreacji zaszczepili młodszemu pokoleniu. Córka Daria już kupiła jeden z ROD „Stoczniowiec", niedaleko rodziców. Zanim na dobre powróci z pracy w Anglii, pan Marek zdąży go dla niej nieco „podrasować". Jak postanowił, tak z pewnością zrobi. ©℗
Tekst i fot. Arleta NALEWAJKO
* * *
Trwa jubileuszowa 50. edycja najpiękniejszego konkursu w mieście, czyli plebiscytu pn. „Cały Szczecin w kwiatach”, organizowanego przez naszą gazetę razem z czytelnikami „Kuriera Szczecińskiego”. Do końca lipca przyjmowaliśmy Państwa propozycje, które jak zawsze zaskoczyły nas wielobarwną różnorodnością. Na naszych łamach od dziś prezentować będziemy finalistów w poszczególnych kategoriach. Rywalizacja toczyła się w kategoriach: balkony, ogrody przydomowe, inne formy zagospodarowania terenu zielonego oraz ogródki działkowe. Za wszystkie zgłoszenia bardzo dziękujemy! Uroczyste rozstrzygnięcie konkursu nastąpi tradycyjnie w ostatnią niedzielę września.
Partnerami konkursu są: Miasto Szczecin, Szczecińska Agencja Artystyczna, Rajski Ogród, Fosfan SA, Polferries Polska Żegluga Bałtycka SA oraz Polski Związek Działkowców Okręg w Szczecinie.
Więcej prezentacji finalistów na podstronie konkursu "Cały Szczecin w kwiatach"