Pismo od jednej z fundacji zarejestrowanych w Warszawie z żądaniem udostępnienia informacji publicznej otrzymała gmina Banie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że chodziło o setki dokumentów z różnych sfer działalności samorządu.
Gmina musiała do pracy przy sporządzaniu odpowiedzi zaangażować kilku pracowników, by w terminie wypełnić ustawowy wymóg – 14 dni. Odbyło się to kosztem pracy urzędu. Dlaczego gmina tak nerwowo reaguje na żądanie, które de facto paraliżuje pracę urzędu? Już w tym pytaniu jest część odpowiedzi.
Nie tak dawno także do gminy Banie z prośbą o udostępnienie informacji publicznej zgłosiła się oficjalnym pismem osoba prywatna z Gniezna. Jak się później okazało, był to z wykształcenia prawnik. Wniosek o udostępnienie informacji publicznej dotyczył m.in.: „liczby osób zatrudnionych w urzędzie na dzień 21.11.2010 oraz na dzień złożenia wniosku”, nazwisk wszystkich kierowników wydziałów, naczelników i innych osób zajmujących kierownicze stanowiska w Urzędzie Gminy w różnych okresach, wysokości nagród i premii, podróży zagranicznych wójta i innych pracowników urzędu z ostatnich pięciu lat, wykazu postępowań sądowych, w których uczestniczyła gmina w ostatnich 5 latach oraz liczby skarg złożonych na działalność wójta w czasie 5 lat.
Na przygotowanie tej obszernej dokumentacji gmina potrzebowała – jak się okazało – więcej czasu. Spóźniła się dwa dni. Wnioskodawca – mimo że uzyskał pełną informację, o którą wnioskował – wystąpił przeciwko gminie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sąd umorzył sprawę, ale standardowo nakazał gminie zapłatę kosztów zastępstwa procesowego (niespełna 400 złotych). Takie były koszty spóźnienia.
Tekst i fot. Roman Ciepliński
Więcej w środowym „Kurierze Szczecińskim” i e-wydaniu z 17 sierpnia.
Na zdjęciu: Czy takich gmin jak Banie było więcej na liście adresatów fundacji i stowarzyszeń rozsyłających żądanie udostępnienia informacji publicznej?