Tysiąc członków załogi lotniskowca USS Theodore Roosevelt ewakuowano na wyspę Guam. Na okręcie wykryto ponad 100 przypadków koronawirusa, a jego kapitan Brett Crozier zaapelował do władz USA o pomoc.
- Już ewakuowaliśmy 1 tys. personelu z okrętu. W najbliższych dniach ewakuujemy łącznie 2,7 tys. osób - poinformował minister marynarki wojennej USA Thomas Modly na konferencji prasowej w Pentagonie.
Część załogi kwarantannę odbywać będzie w hotelowych pokojach. Operację utrudnia niewielka liczba miejsc noclegowych na małej wyspie położonej na Oceanie Spokojnym.
Władze USA wykluczają jednocześnie całkowitą ewakuację okrętu. Na USS Theodore Roosevelt pozostać mają osoby niezbędne do codziennej obsługi lotniskowca, w tym reaktora jądrowego, którym jest on napędzany.
Załoga lotniskowca liczy ok 4,8 tys. osób; na okręcie przeprowadzono ponad 1,2 tys. testów na obecność koronawirusa. Ponad 100 z nich dało wynik pozytywny.
W liście z poniedziałku, z którego treścią zapoznała się gazeta "San Francisco Chronicle", kapitan USS Theodore Roosevelt ostrzegał swoich przełożonych, że sytuacja wymyka się spod kontroli i prosił o pomoc.
W przypadku wojny - jak zapewnił Crozier - lotniskowiec pozostałby operacyjny. Wojny jednak nie ma, więc "marynarze nie powinni umierać" – zaapelował.
Lotniskowiec jest aktualnie w porcie na wyspie Guam, ale wirus najprawdopodobniej dostał się na pokład, gdy okręt był w Wietnamie, w pierwszej połowie marca.
Dwa tygodnie później u trzech członków załogi wykryto SARS-CoV-2. Od tamtej pory liczba zakażonych szybko rośnie.
Lotniskowiec jest doskonałym miejscem na transmisję wirusa, bo załoga dzieli ze sobą ciasne kajuty i codziennie korzysta z tych samych stołówek, łazienek i stanowisk pracy. Dowództwo nie jest w stanie odizolować wszystkich przypadków, a zatem wirus zakaża w szybszym tempie niż na lądzie.
(PAP)
Fot. domena publiczna