Pomnik Polaków zamordowanych w 1944 roku w Hucie Pieniackiej został zniszczony przez eksplozję materiału wybuchowego – poinformowała w czwartek ukraińska policja w obwodzie lwowskim.
"Wstępne ustalenia wskazują, że pomnik został uszkodzony w wyniku eksplozji ładunku wybuchowego" – oświadczył zastępca naczelnika policji obwodu lwowskiego, Mykoła Samarczuk.
Policja nie wie jeszcze, jakiego materiału użyli sprawcy zniszczenia pomnika, jednak jej zdaniem ślady osmalenia na jego fragmentach jednoznacznie świadczą o eksplozji.
"W miejscu zdarzenia eksperci zabezpieczyli dowody rzeczowe, które potwierdzają tę wersję" – powiedział Samarczuk, cytowany przez służby prasowe policji.
Huta Pieniacka to nieistniejąca dziś wieś w rejonie miasta Brody, w obecnym obwodzie lwowskim. W czasie wojny wieś była polską placówką samoobrony przed UPA. Jak podaje prof. Grzegorz Motyka, autor książki „Ukraińska partyzantka 1942-1960”, 23 lutego 1944 r. do wsi przybył w celach rozpoznawczych pododdział 4. pułku policyjnego SS, złożony z ukraińskich ochotników do dywizji SS "Galizien". Polacy, sądząc że mają do czynienia z przebranymi upowcami, zaatakowali napastników, zabijając dwóch z nich. W sukurs żołnierzom 4. pułku przybyła sotnia „Siromanci”, dowodzona przez Dmytro Karpenkę „Jastruba”, która zaatakowała Polaków z boku. Umożliwiło to pododdziałowi SS odwrót i najpewniej uratowało go przed całkowitym pogromem.
Na wieść o śmierci dwóch żołnierzy SS Niemcy zorganizowali im manifestacyjny pogrzeb i wysłali przeciwko wsi karną ekspedycję.
28 lutego 1944 r. o świcie 4. pułk policji SS ostrzelał wieś z broni maszynowej i moździerzy, po czym opanował, nie napotkawszy oporu samoobrony. Przechwyconą ludność prowadzono grupami po 20-30 osób do stodół, zamykano i palono. Próbujących uciekać rozstrzeliwano. W ten sposób zamordowano, według różnych danych, od 600 do 1200 osób. Według ustaleń śledztwa Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie w wyniku pogromu w Hucie Pieniackiej zostało zamordowanych około 850 osób.
W poniedziałek media obiegły nagrania wideo z Huty Pieniackiej, na których widać rozbity kamienny krzyż i zdewastowane tablice z nazwiskami ofiar zbrodni. Część jednej z tablic zamalowano niebieską i żółtą farbą, co stanowi odwołanie do ukraińskiej flagi. Drugą tablicę pomalowano na kolory flagi Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), pod którą umieszczono litery SS.
Do zdarzenia doszło najprawdopodobniej w niedzielę 8 stycznia. Ukraińskie media podkreślają, że informacje o zniszczeniu pomnika opublikowały jako pierwsze rosyjskie i prorosyjskie media społecznościowe.
We wtorek polska ambasada w Kijowie złożyła w związku z tym wydarzeniem notę dyplomatyczną w ukraińskim MSZ. Incydent potępił m.in. minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin. Ukraińskie władze uważają, że incydent w Hucie Pieniackiej to prowokacja, której celem jest zaostrzenie stosunków polsko-ukraińskich.
"Zdecydowanie potępiam akt wandalizmu wobec polskiego pomnika. Takimi prowokacjami nie uda się nas skłócić. A sprawcy muszą być ukarani" – napisał Klimkin na Twitterze.
Zniszczenie pomnika Polaków zamordowanych we wsi Huta Pieniacka to prowokacja, której celem jest zaostrzenie stosunków polsko-ukraińskich – ocenił we wtorek szef ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wiatrowycz. Jego zdaniem zdewastowanie upamiętnienia to akt wandalizmu, który "jest wygodny dla strony trzeciej".
28 lutego mają odbyć się obchody 73. rocznicy zbrodni w Hucie Pieniackiej. Ambasador Polski na Ukrainie Jan Piekło zadeklarował, że będzie uczestniczył w tych uroczystościach, żeby – jak powiedział - "podkreślić solidarność polsko-ukraińską i to, że nie damy się sprowokować do tego, żeby nasze stosunki uległy pogorszeniu".
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
Fot. (PAP)