Potężne fale morskie nacierające na wyspy u wybrzeży pod wpływem wichury, która dochodzi do 215 km/h i zrywa dachy, woda wdzierająca się w głąb lądu i trzy ofiary śmiertelne - tak w niedzielę (10 września) zaczął się atak potężnego huraganu Irma na Florydę.
Według prognozy władz stanowych Irma może wyrządzić na Florydzie szkody "na skalę nieznaną od 25 lat". Jeden z najbogatszych stanów USA przygotował się niezwykle starannie na jej spotkanie. Są jednak już pierwsze ofiary Irmy.
W gęstej ulewie poprzedzającej czoło huraganu, przypuszczalnie wskutek utraty widoczności, w hrabstwie Hardee zginęły dwie osoby podróżujące samochodem osobowym, a nieco wcześniej na terenie hrabstwa Monroe na Los Cayos wicher zepchnął na drzewo samochód dostawczy, w którym zginął inny kierowca.
Przed uderzeniem we Florydę Irma, która zaatakowała wybrzeże amerykańskie po przejściu nad wschodnią i środkową Kubą, zabiła na Karaibach 25 osób.
W związku z podniesieniem się poziomu wód morskich pod naporem wichru południowo-zachodniemu wybrzeżu Florydy grożą wkrótce fale o wysokości ponad pięciu metrów. Już w niedzielę ponad 825 000 odbiorców na półwyspie nie miało prądu.
Władze Florydy i prezydent USA Donald Trump wezwali ludność stanu, aby ewakuowała się z najbardziej zagrożonych terenów, zwłaszcza w zachodniej i południowej części stanu, i skorzystała ze schronień oraz innych bezpiecznych miejsc przygotowanych przez władze. Do niedzieli rano miejscowego czasu skorzystało już z nich co najmniej 130 000 osób i wciąż masowo przybywają nowi mieszkańcy. Wydany przez gubernatora Florydy nakaz obowiązkowej ewakuacji dotyczy niemal jednej trzeciej części mieszkańców - 6,3 milionów osób.
Z kolei na Sint Maarten - holenderskiej części wyspy Saint-Martin w archipelagu Małych Antyli - w wyniku przejścia huraganu zginęły co najmniej cztery osoby - poinformował w niedzielę premier Holandii Mark Rutte. Sint Maarten jest terytorium autonomicznym Holandii.
(pap)
Fot. EPA/ERIK S. LESSER