Od 11 do 20 września 2020 roku Berlin stał się stolicą światła dzięki festiwalowi „Festival of Lights”. Każdego wieczoru od godziny 20:00 do północy można było podziwiać ponad 90 magicznych, stworzonych światłem dzieł sztuki w 86 lokalizacjach rozmieszczonych na powierzchni 168 kilometrów kwadratowych w całym Berlinie.
Samo miasto przekształciło się w jedną świecącą scenę, a zabytki, budynki, ulice i place stały się gwiazdami. Artyści, projektanci, inżynierowie świateł opowiadali historie, przekazywali ważne społecznie informacje i oddziaływali na widzów światłem. Iluminacje ozdobiły między innymi Bramę Brandenburską, katedrę, wieżę telewizyjną, budynek opery, wiele muzeów, ale też komercyjnych berlińskich firm.
Motto tegorocznego festiwalu to “Together we shine” co można przetłumaczyć „Razem świecimy". Organizatorzy chcieli zwrócić uwagę na większą spójność, jedność, pewność siebie człowieczeństwa, na niesamowitą różnorodność, radość życia, wolność i tolerancję w Berlinie i na świecie.
Organizatorzy mimo pandemii postanowili zorganizować to wielodniowe show, aby jak piszą na stronie wydarzenia, przynieść radość tak wielu ludziom w trudnym czasie. Wydarzenia były darmowe i na otwartym powietrzu. Sztuka i kultura są po prostu częścią życia. Dlatego też zadaniem twórców festiwalu w tym roku było pokazanie, że życie kulturalne jest również możliwe w takich czasach. Zamiast odwołać Festiwal Świateł, postanowili go zrobić mimo wszystko.
Nie obyło się bez obostrzeń. Organizatorzy apelowali o 1,5 m dystans i przestrzegali, że jeśli wiele osób będzie zaniedbywać społeczną kontrolę odległości, iluminacje będą wyłączane dla bezpieczeństwa zgromadzonych. Czy takie przypadki były? Nie wiem. Festiwal trwał 10 dni, a moja wizyta w Berlinie trwała zaledwie kilka godzin… Za krótko. Żeby obejrzeć choćby większość, trzeba byłoby poświęcić przynajmniej kilka nocy. Może za rok...
Tekst, film i fot. Adrian Bednarski