Czwartek, 26 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Tenis stołowy. Chińczyków bolało ...

Data publikacji: 29 grudnia 2015 r. 21:01
Ostatnia aktualizacja: 05 stycznia 2016 r. 18:31
Tenis stołowy. Chińczyków bolało ...
 

Rozmowa z Patrykiem Chojnowskim, tenisistą stołowym Startu Szczecin

W plebiscycie sportowym naszej redakcji najlepszym zawodnikiem niepełnosprawnym w roku 2015 został tenisista stołowy Startu Szczecin Patryk Chojnowski. W kończącym się roku największe sukcesy odniósł we wrześniu, podczas mistrzostw Europy w Vejle w w Danii, wygrywając rywalizację singlistów i walnie przyczyniając się do złotego medalu polskiej drużyny. Poprosiliśmy go o rozmowę, którą rozpoczęliśmy od duńskich mistrzostw.

- Trudniej było wywalczyć złoty medal indywidualnie, czy w drużynie?

- W rywalizacji singlistów początkowo wszystko toczyło się zgodnie z planem i pewnie wygrywałem, ale tak było tylko do finału. W pojedynku o złoto uległem w pierwszym secie, a w drugim przegrywałem już 2:7, więc naprawdę było niewesoło. Rywal chyba nie wytrzymał jednak presji i popełniał sporo własnych, niewymuszonych błędów, dzięki czemu odrobiłem straty, a później przechyliłem szalę na swoją stronę. Bardziej cieszy mnie jednak złoto wywalczone w drużynie, bo bój z Hiszpanami był dramatyczny do samego końca. Niedawno zmieniono regulamin i gra się obecnie do dwóch zwycięstw, a nie do trzech wygranych jak przed laty, więc emocje są jeszcze spotęgowane, bo nie ma czasu na odrabianie ewentualnych strat. Wygrałem swój pojedynek, ale później przegraliśmy debla, więc było 1:1 i o mistrzostwie Europy miał przesądzić pojedynek młodszego ode mnie o 7 lat, zaledwie 18-letniego Igora Misztala. Bardzo mu kibicowałem, denerwując się znacznie więcej niż przy własnej grze, ale za to po sukcesie radość była ogromna.

- Dla szczecińskiego Startu zdobywał pan także medale mistrzostw świata.

- Działo się to w poprzednim roku, w Chinach, gdzie tenis stołowy jest bardzo popularny, a poziom sportowy szalenie wysoki. W finale singla grałem z reprezentantem gospodarzy i zwyciężyłem 3:2, choć w decydującym secie przegrywałem 9:10, a rywal serwował, co jest sporym plusem. Do zwycięstwa Chińczyk potrzebował tylko jednej wygranej piłki, bo teraz gramy do 11 punktów, a nie do 21 jak przed laty. W dramatycznej końcówce byłem górą, a w drużynie, w boju o złoto, Polska także pokonała gospodarzy. To z pewnością Chińczyków bardzo bolało... (mij)

Cały wywiad czytaj w środowym wydaniu Kuriera Szczecińskiego, lub w e - wydaniu.

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA