Rozmowa z zawodnikiem sportów walki Wojciechem Januszem
Team Wojciecha Janusza, czyli popularnego „Kulkinio”, nie może pogodzić się z werdyktem sędziowskim jaki rozstrzygnął pojedynek szczecinianina na sobotniej gali KSW w Netto Arenie. Niejednogłośna decyzja sędziów sprawiła, że kolejną wygraną w swoim dorobku zaliczył belgijski fighter Cedric Lushima. Na trybunach zawrzało od gwizdów, a w sieci do dziś większość komentarzy dotyczących tej walki wskazuje na skradzione zwycięstwo Polakowi. O walce, rozczarowaniu i planach na przyszłość porozmawialiśmy z Wojciechem Januszem.
- Publiczność w Netto Arenie od razu dała znać, że werdykt jest, co tu dużo mówić, kontrowersyjny…
- Tak było gorąco tuż po walce. Jako team nie zgadzamy się z werdyktem sędziów. Uważamy, że wygraliśmy tę walkę. Nie wiem, czym tak naprawdę się kierowali ci sędziowie, ale... Na mój rozum, no to praktycznie w każdej rundzie wywróciłem swojego przeciwnika, co tak naprawdę jest przede wszystkim punktem, bo zmieniłem płaszczyznę walki na tą, na którą chciałem. On mnie nie wywrócił ani razu. W pierwszej rundzie praktycznie wyłączyłem mu oko, na które już później nie widział. Kontrola w parterze, wszystkie jego kopnięcia zebrałem na gardę, żadne nie doszło celu. Raptem dostałem kilka ciosów z pięści, no i w sumie to było tyle, więc ciężko mi w ogóle zrozumieć taki werdykt.
- Patrząc na statystyki pojedynku, to tutaj też w większości rubryk prowadził pan po tej walce…
- No właśnie, tym bardziej dlatego tego nie rozumiemy. My jako team, wychodząc do werdyktu, byliśmy przekonani, że wygraliśmy tę walkę. Ogromne rozczarowanie. Potem jak widziałem powtórki, to sam mój przeciwnik był chyba bardzo zdziwiony, że wygrał tę walkę, bo takiego zaskoczenia to dawno nie widziałem.
- W całym zamieszaniu Lushima jest chyba najmniej winny?
- Walka była dobra i wymagająca. Wiadomo, że mój przeciwnik nie jest niczemu winien. Kibice doskonale o tym wiedzą. Tutaj wygwizdany i wybuczany został ten konkretny werdykt naszej walki, a to sędziowali punktowali i to była ich praca. Wiadomo, oni są odpowiedzialni za to, że finalnie zwycięstwo poszło na konto Lushimy. No co mogę powiedzieć, jest mi strasznie przykro, ale nie mam na to żadnego wpływu, niestety.
- Wielu kibiców czekało też na kilka słów od zawodników, niestety przemawiać mogli chyba tylko wygrani?
- Trochę przykro mi było, że po walce nie dostałem mikrofonu, żebym mógł pozdrowić żonę czy synka, w klatce i przede wszystkim podziękować kibicom. Tym bardziej, że byliśmy jako gospodarze, sprzedaliśmy bardzo dużo biletów i uważam, że wypadało dać taką możliwość. Dlatego chociaż na łamach gazety chciałbym podziękować za wsparcie i obecność na gali.
- Patrząc na pana karierę i bilans walk, to można zadać pytanie, czy Wojciech Janusz nie podoba się sędziom?
- Powiem szczerze, że tak, że praktycznie wszystkie moje przegrane, które poniosłem, to były decyzją sędziów uznane. Były takie powiedzmy walki, gdzie wynik mógł pójść w dwie strony, bo zarówno ja i mój przeciwnik postawiliśmy się z bardzo dobrej strony, więc żadne rozstrzygnięcie nie byłoby krzywdzące. Ale tutaj w tym przypadku uważam, że nie było czegoś takiego, że wygrałem jednoznacznie, więc... Nawet jeżeli w przyszłości przegrywałem decyzję sędziów, to było to w jakiś sposób usprawiedliwione.
- Wiemy, ze za panem wyjątkowe przygotowania, bo i wyjątkowy czas w życiu. Prosimy powiedzieć coś o tym.
- Generalnie taką sytuację teraz mam, że synek mi się urodził 3 miesiące temu. Przygotowania do walki były stosunkowo ciężkie, bo to jest nasze pierwsze dziecko. Wszystkiego uczyliśmy się od początku, jak to postępować z takim maluszkiem. Dlatego połączenie przygotowań do walki na najlepszej tak naprawdę gali w Europie i narodziny dziecka, no to było coś naprawdę ciężkiego.
- Wiadomo, że były pewnie nieprzespane noce, a teraz trzeba ponadrabiać zaległości?
- Oj tak bywały zarwane noce i to wcale nie przez myślenie o walce.
- Jakie są zatem plany na najbliższą przyszłość?
- Teraz w stu procentach chcę się poświęcić dla rodziny i oddać najbliższym te trzy miesiące ciężkich przygotowań, gdzie wszystko było na głowie mojej żony, która sobie doskonale poradziła z tym, więc najbliższy czas to jest odpoczynek, regeneracja, czas z rodziną i jakieś wyjazdy. Taki jest plan.
- Mamy nadzieję, że zobaczymy pana jeszcze w klatce?
- Myślę, że tak. Zobaczymy. Muszę jeszcze z żoną porozmawiać. Kompletnie o tym nie myślę. Dużo emocji mnie kosztowała ostatnia walka. Muszę teraz odpocząć.
- Dziękujemy za rozmowę!
©℗ (km)