Rozmowa z Marcinem Zielińskim, brązowym medalistą motorowodnych mistrzostw świata
ZAKOŃCZYŁ się cykl motorowodnych zawodów o mistrzostwo świata w klasie S 500, w których duży sukces osiągnął szczeciński zawodnik Marcin Zieliński - reprezentujący jednocześnie barwy LOK-u Szczecin i czeskiego H2O Brno - zdobywając brązowy medal.
- Jak wyglądała droga do brązowego medalu?
- Można powiedzieć obrazowo, że była trudna i kręta. Najlepiej wypadłem podczas zawodów w Tarnopolu na Ukrainie, w których zająłem II miejsce, a na trzecim stopniu podium stałem w Baja na Węgrzech. Dwukrotnie mistrzostwa rozgrywane były we Włoszech, najpierw w Barcis, a potem w Cremonie, zaś w obu tych startach zająłem piąte lokaty. Podsumowanie punktów z czterech startów dało mi w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata brązowy medal. Miała być jeszcze piąta eliminacja, a trzecia we Włoszech, ale nie doszła do skutku, bo zamiast niej był pogrzeb mojego kolegi, włoskiego motorowodniaka Massimo Rossiego, który zginął tragicznie podczas mistrzostw Europy w niemieckim Traben-Trarbach.
- Jak doszło do tego nieszczęścia?
- To był fatalny zbieg okoliczności. Startujący w klasie O-350 Włoch nie dość, że przy ogromnej prędkości wypadł z łódki na brzeg, to jeszcze uderzył głową o gałąź. Nie miał szans przeżycia i zginął na miejscu. W obliczu tej tragedii zawody oczywiście przerwano. Też uczestniczyłem w tych mistrzostwach Europy, ale płynąłem w innej klasie, czyli O-500. Do końcowej klasyfikacji ME zaliczono wyniki po dwóch wyścigach w każdej klasie, a ja ostatecznie byłem czwarty, zaś drugi Polak w mojej klasie, Tadeusz Haręza, zajął VII miejsce.
- Uprawianie sportu motorowodnego jak widać związane jest z dużym ryzykiem...
- Zakończony właśnie sezon był dla mnie bezpieczny, ale w każdym starcie istniało ryzyko, bo najmniejszy nawet błąd zawodnika może mieć katastrofalne następstwa dla niego lub rywali. Natomiast w poprzednim sezonie mocno ucierpiałem, bo na zawodach w Cremonie przekoziołkowałem razem z łódką i skończyło się pęknięciem dwóch kręgów w kręgosłupie. Na szczęście szybko powróciłem do zdrowia, odzyskując formę fizyczną, a na samopoczucie też nie narzekam. Najbliższy miesiąc przeznaczam jednak na całkowity odpoczynek od sportu, a następnie rozpocznę przygotowania do kolejnego sezonu, pracując nad formą i przygotowując łódkę.
- Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)