Rozmowa z Jakubem Markiewiczem - prezesem Zachodniopomorskiego Związku Piłki Siatkowej
- W Szczecinie zakończyła się faza grupowa mistrzostw Europy siatkarzy. Do tej pory nie mieliśmy okazji gościć tak utytułowanych reprezentacji i to walczących o medale najważniejszej imprezy roku. Jak należy więc to wydarzenie odbierać?
- To bezwzględnie ogromny sukces Szczecina i regionu. Przed wyborami w związku mówiliśmy o szansach na organizację u nas tak wielkiego wydarzenia, ale zewsząd padały słowa niedowierzania. A to hala za mała, a to brak doświadczenia, a to przerwane na lata wielkie siatkarskie tradycje w mieście. Tymczasem udało się w wyniki wielu rozmów i spotkań namówić do współdziałania miasto, przekonać do nas władze PZPS. Ilość kibiców na trybunach w trakcie szczecińskich pojedynków wyraźnie wskazuje na wielki potencjał dyscypliny w mieście i województwie. Naturalnie są elementy, które należy poprawić. Z uwagą słuchamy wciąż wszelkich zastrzeżeń, wątpliwości i podpowiedzi. Proszę pamiętać, że my się takich wydarzeń nadal uczymy, że trudno z dnia na dzień zakopać 13-letni „dół” niebytu męskiej siatkówki na wysokim poziomie, w jakim się wszyscy znaleźliśmy. Ale okazuje się, że niemożliwe udało się zrealizować, z czego osobiście jestem bardzo dumny. Dumny bo ta impreza otwiera nam drogę do kolejnych, bo pokazaliśmy, że potrafimy skutecznie lobbować i działać. 20 tysięcy widzów na meczach – też ma swoje znaczenie i jest dobrze odbierane w całym kraju. W końcu nie było u nas Polaków, a kibice i tak na mecze przychodzili chętnie. Za to im z całego serca bardzo dziękuję.
- Kolejne duże wydarzenie? To znaczy jakie? Większych hal w Polsce niż szczecińska jest kilka, więc pewnie o reprezentacji możemy tylko pomarzyć?
- Staramy się od początku udowadniać, że sprawy niemożliwe dla nas nie istnieją. Kiedy wraz z Maciejem Kisielem, Agatą Krzysztofek, Marzeną Pońską i Maćkiem Sośnickim wpadliśmy na pomysł imprezy „Siatkarze dla Hospicjum” też było wielu niedowiarków. Podobnie chwilę później gdy do akcji obok siatkarzy postanowiliśmy dołączyć skoczków narciarskich. Kosztowało to wiele pracy, ale pracy dającej jak widać wymierny skutek. Może nie powinienem jeszcze tego zdradzać, ale dziś…… istnieje ogromna szansa na organizację w naszym mieście w niedalekiej przyszłości pojedynku w ramach Ligi Światowej reprezentacji Polski i Rosji!!! W tej sprawie rozmawiałem już z prezesem Wszechrosyjskiej Federacji Siatkówki Stanisławem Szewczenką. To mój przyjaciel, przy okazji pewnie niektórzy pamiętają, że grał kiedyś w barwach szczecińskiego Morza. To wszystko sprawia, że rozmowy w Moskwie były wyjątkowo owocne. Stanisław jest bardzo zainteresowany ponownym przyjazdem do Szczecina i takie wydarzenia jest realne. Tylu wokół mówi, że reprezentacja u nas nie zagra, a my jesteśmy na autostradzie by zrealizować po raz kolejny wielkie marzenia. Na polską drużynę czekamy w Szczecinie już zdaje się 18 lat – czas najwyższy i ten „koszmar” wykreślić. Proszę także pamiętać, że drogą do naszych mistrzostw Europy była także organizacja finału Ligi Mistrzyń. Bez Chemika w nim uczestniczącego zapewne i Włochów, Niemców, Czechów i Słowaków nie dane by nam było oglądać w tym samym miejscu.
- Jak w taki razie odbierać tak dobre, sensacyjne wręcz informacje gdy w mieście trwa konflikt na linii operator hali – Chemik Police?
- Całemu środowisku siatkarskiemu bardzo zależy, by mistrz Polski nadal grał w największej hali w Szczecinie. Już wyrobił sobie markę, przyzwyczaił do określonych warunków kibiców. Źle się stało, że konflikt ujrzał światło dzienne. Negocjacje, nawet te najtrudniejsze, powinny odbywać się w gabinetach, w bezpośrednich rozmowach, a nie za pośrednictwem mediów. W tej chwili robimy wszystko, by obie strony wróciły na drogę wzajemnego szacunku i dochodzenia do porozumienia. To wciąż jest możliwe. Dla dobra siatkówki, dla dobra miasta, regionu i zapewne także samego operatora. Po obu stronach są ludzie, którym bardzo na wyczynowym sporcie zależy, którzy znają go od podszewki. Nie wierzę, by w takim gronie ktoś komuś chciał na złość odmrozić uszy. Sytuacja jest trudna, ale pracujemy nad tym, by zakończyła się rozwiązaniem szczęśliwym dla wszystkich. W takim duchu intensywnie w tej chwili pracujemy.
- Przecież już wcześniej z hali wyprowadził się pod koniec sezonu Espadon, czy zatem problem nie jest jednak głębszy?
- Mistrzostwa Europy pokazały, że wciąż realnym jest gromadzenie na meczach siatkarzy i siatkarek widowni przekraczającej regularnie 3000 kibiców. Trzeba jednak gwarantować jakość, emocje i konkretny poziom organizacji spotkań. Męska siatkówka na najwyższym poziomie wróciła do Szczecina po 13 latach. My wciąż się uczymy, wyciągamy wnioski i staramy się dążyć do osiągnięcia tego celu. Dlatego w końcówce sezonu ubiegłego zmuszeni byliśmy do podjęcia kontrowersyjnych, ale przynoszących spore oszczędności działań. W tym budujemy zupełnie inną drużyną. Fiński rozgrywający Tervaportti to ogromna nowa jakość drużyny. Za nim przyszli kolejni gracze dający pewność jakościowego skoku w górę w grze szczecińskiej ekipy. Gwarantuję, że zaprezentujemy inną, szybszą i bardziej efektowną siatkówkę. Taką, która będzie piękna dla oka, która ma zadatki do przyciągania większego grona kibiców na każde ze spotkań. Naszym zadaniem jest doprowadzenie do sytuacji, w której i siatkarki Chemika, i siatkarze Espadonu grają w Szczecinie. W obu jednak przypadkach nie może odbywać się to kosztem budżetowych zawahań. Na to pozwolić sobie nie możemy. Marzy mi się, by za kilka lat oba te podmioty były jednym klubem – takim dwusekcyjnym wyjątkiem w Polsce. To jest możliwe, bo ograniczając koszty administracyjne stać nas będzie na więcej na innych płaszczyznach. Ale to zapewne melodia przyszłości.
- Jakie jest zatem wyjście w sprawie największej hali widowisko-sportowej w Szczecinie. To ma być obiekt bardziej nastawiony na sport czy na „widowiska”?
- Z moim doświadczeń wyniesionych choćby z Wrocławia wynika, że zawsze tam gdzie na jednym obiekcie grać zamierzają regularnie przedstawiciele wielu dyscypliny sportowych prędzej czy później dojść musi do konfliktów. To kwestia zbieżności terminów, kosztownego i pracochłonnego składania i rozkładania boisk odpowiednich dla danych ekip. To trudne czyszczenie nawierzchni choćby z kleju, którego używają szczypiorniści i szczypiornistki. Może warto więc poważnie zastanowić się nad rozbudową „matecznika” siatkówki i koszykówki w Szczecinie – zapomnianego trochę SDS. Rozdzielenie ręcznej, kosza, siatki i futsalu na kilka obiektów ze wszystkich ściągnęło by presję ciągłej walki o terminy gier i treningów. Naturalnie wtedy i tak najważniejsze starcia wszystkich mogłyby odbywać się w hali z największą dostępną widownią. Projekt rozbudowy to oczywiście nie taka prosta sprawa, ale możliwa do zrealizowania, zresztą nie my pierwsi o tym mówimy. Może warto wrócić do tych koncepcji. Obiekt na blisko 3000 miejsc byłby dla nas, siatkarek i koszykarzy obiektem idealnym do codziennego funkcjonowania. A warto pamiętać, że operator hali musi też realizować swoje koncepcje marketingowe. Rozwiązanie z rozbudową SDS godzi oczekiwania wszystkich stron.
- Co z obiecywanym upowszechnianiem siatkówki przez ZZPS w regionie?
- Nie czekamy, tylko działamy. Jako pierwsi w Polsce zbudowaliśmy podstawy do funkcjonowania w Policach Szkoły Mistrzostwa Sportowego, w której trenują i chłopcy i dziewczynki. Wprowadzamy tam nowatorski program wyszukiwania talentów, przybliżania siatkówki na niższych poziomach nauczania. Celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której SMS Police będzie najważniejszym SMS-em w kraju. Leszek Piasecki stworzył unikalny w skali kraju projekt, który jako pierwsi będziemy konsekwentnie realizować. Nam nie chodzi oto, by z każdego robić zawodowca, ale by jak największe grono dzieci i młodzieży pod fachowym okiem złapało prawdziwego siatkarskiego bakcyla. Bo nasza dyscyplina to nie tylko dziś, to także przyszłość. Dlatego Espadon współpracuje i pomaga SMS-owi w Policach od dawna. Zobaczyliśmy w projekcie światełko w tunelu i staramy się by promieniało coraz mocniej. Zdradzę, że plan długoterminowy zakłada, by szkoła osiągnęła status międzynarodowy. Tak to możliwe, takiego ośrodka nie ma jeszcze w Europie !!! Możemy być pierwsi i jako pierwsi skorzystać ze środków zewnętrznych na prowadzenia tego typu szkolenia. Bez rozgłosu zajęliśmy się też sportem młodzieżowym. Często największą barierą do zgłoszeń drużyn do rozgrywek były koszty związane z obsługą sędziowską spotkań. Przejęliśmy te zobowiązania na siebie – efekt rekordowa liczba drużyn, które zgłosiły się do rywalizacji na terenie województwa przed rokiem. Jesteśmy jedynym związkiem regionalnym w Polsce, który zdecydował się na takie rozwiązanie. W tym sezonie także opłaty sędziowskie w całości bierze na siebie związek, co powinno ponownie przełożyć się na liczebność grających w zachodniopomorskim regularnie w siatkówkę. Zajęliśmy się też plażówką. Wystarczyła chwila, by Puchar Bałtyku w Kołobrzegu stał się największym młodzieżowym turniejem w Polsce. 102 drużyny – coś niewiarygodnego. Odkąd sprawami wydziału zajął się Marek Mierzwiński, wszystko ruszyło w dobrym kierunku. Z tej drogi już nie zejdziemy. Wciąż jednak szukamy podmiotów i firmy chętnych do współpracy. Optymalną sytuacją jest, gdy za plecami zespołu w PlusLidze mamy rezerwy grające w II lub nawet I lidze. Jak widać nie działamy na wariata, wszystkie ruchy mamy zaplanowane na kilka lat do przodu, więc gwarantujemy partnerom stabilność działań. Zapraszamy i dużych, i małych. Na pewno decyzji o dołączeniu do naszych projektów nie będą żałować.
- Upowszechnianie siatkówki musi się wiązać także z większą ilością dobrze przygotowanych trenerów i instruktorów. Ktoś o nich pomyślał?
- Widać, że działamy bez rozgłosu, ale i o tym nie zapomnieliśmy. Przygotowaliśmy i przeprowadziliśmy już cykl szkoleń trenerskich nie ograniczający się jedynie do elementów czysto siatkarskich. Wykłady i warsztaty dotyczące ogólnej sprawności, dietetyki, fizjologii i fizjoterapii – dziś to wszystko stało się elementem większej całości. Podeszliśmy do tego profesjonalnie i trochę się przestraszyliśmy efektu. Bo chętnych do wzięcia udziału w szkoleniach i to z terenu całego kraju było tak wielu, że części musieliśmy odmówić - zwyczajnie zabrakło miejsc. Ale na pewno nie był to ostatni taki kurs trenerski. Na zapotrzebowanie trzeba reagować i my to uczynimy. Skoro o trenerach mowa, nie boimy się rozwiązań nowatorskich. Przecież dziś w Chemiku i Espadonie mamy najmłodszych pierwszych trenerów w obu ligach. Jakub Głuszak i Michał Gogol już potwierdzili, że w dla wielu ryzykownych decyzjach nie popełniliśmy błędu.
- ZZPS z dużą konsekwencją rozbudowuje zaniedbaną przez lata siatkarską strukturę w zachodniopomorskim. Czy w takim razie to wszystkie pomysły na funkcjonowanie dyscypliny w regionie?
- Nie, ale część kolejnych dużych projektów jest w tej chwili w fazie planowania i konsultacji środowiskowych. Jak tylko zaczniemy je wdrażać, będziemy o tym informować opinię publiczną. Chcemy działać transparentnie, ale prezentować pomysły merytorycznie przygotowane. Na dziś najistotniejsze dla nas, by ostudzić nadmierne emocje i doprowadzić do podpisania porozumienia na linii miasto – hala – Chemik Police. Dla dobra wszystkich stron. Zależy nam ogromnie na dobrej współpracy ze wszystkim podmiotami. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że bez wspólnych działań nie uda nam się zrealizować tych ambitnych planów. A przecież ponoć „Polska to siatkarski kraj”. Dlaczego więc siatkarski nie może być Szczecin i cały nasz region? To wciąż jest możliwe. Od samego początku gramy dla całego regionu, dla województwa nie tylko dla Szczecina. Stąd pomysł, by część pojedynków ligowych PlusLigi rozgrywać w Koszalinie, Kołobrzegu, Goleniowie, Gryficach czy Stargardzie. Zależy nam na promocji w całym regionie bez względu na odległość i dotychczasowe siatkarskie sukcesy krajowej ligi na najwyższym poziomie. Idziemy z nią do kibica, wychodzimy mu naprzeciw. My nie tylko to zapowiadamy takie działania, ale od razu przechodzimy do ich realizacji. Mamy już zgodę ze strony władz Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej. Zapewniam, że chęci do działania często nowatorskiego nam nie zabraknie. Jarosław Marendziak
Fot. R. Pakieser