Niedzielny mecz Pogoni Szczecin z Miedzią Legnica oglądało ze stadionu blisko 7 tysięcy kibiców. Na trybunach pojawiło się prawie dwa razy mniej kibiców, niż podczas poprzedniego spotkania z Legią Warszawa. Okazało się jeszcze raz, że atrakcyjny rywal i dobra pogoda potrafią być głównym gwarantem dobrej frekwencji.
Biorąc pod uwagę te argumenty, czyli porę roku i niezbyt atrakcyjnego rywala, to 7 tysięcy kibiców stanowi całkiem sporą grupę. Piłkarze ekstraklasy wkroczyli w najbardziej niesprzyjającą porę roku. W okresie zimowym, czyli od 23 listopada do 16 marca przyszłego roku, rozegrają aż jedenaście serii spotkań, czyli prawie jedną trzecią całego sezonu.
Taka sytuacja powtarza się każdego roku, za każdym razem jesteśmy świadkami dużego spadku frekwencji. W obecnym sezonie jest jeszcze o tyle lepiej, że nie zaplanowano meczów w środku tygodnia, a tak było w poprzednim sezonie, kiedy rozgrywano spotkania we wtorki i w środy w grudniu i w lutym.
Duże natężenie meczów w grudniu i w lutym to jest kolejna bardzo pokrętna próba dorównania najsilniejszym ligom w Europie i po raz kolejny pokazująca, że absolutnie nie tędy droga. W żadnym kraju z tej części Europy nie gra się tak wielu spotkań w zimowych miesiącach, choć od wielu z nich powinniśmy się uczyć szkolenia.
Szczecin podniósł średnią
W ostatniej listopadowej kolejce spotkań łącznie na osiem stadionów przyszło nieco ponad 50 tysięcy kibiców, czyli średnio nieco ponad 6,5 tys. na jeden mecz. W piątek na meczu we Wrocławiu było niecałe 7 tys. kibiców, a w Białymstoku zaledwie 5 tys. fanów.
W Szczecinie w minionej kolejce zanotowano akurat trzecią frekwencję, blisko 7 tysięcy fanów nieco podniosło średnią z całej kolejki, a trzeba wiedzieć, że żaden z meczów nie odbywał się na starym stadionie.
W minionej kolejce w Szczecinie było więcej kibiców niż w Lubinie, gdzie zawitał mistrz Polski z Warszawy. Było więcej kibiców niż w Gdyni, do której przyjechała Wisła Kraków. Więcej było, jak w Kielcach, gdzie rewelacyjnie spisuje się miejscowa Korona i jest na czwartym miejscu w tabeli. Więcej było też niż na stadionie Cracovii i Piasta, który podobnie, jak Korona też jest rewelacją sezonu.
Na stadionie w Gliwicach obecnych było nieco ponad 3 tysiące fanów, a gra tam najlepsza w obecnym sezonie drużyna z Górnego Śląska. Mimo to mecz derbowy z Zagłębiem Sosnowiec obserwowało ponad dwa razy mniej kibiców, niż na wysłużonym stadionie w Szczecinie. Nie można zatem oceniać, że 7 tysięcy w ostatnią niedzielę listopada to mało. Można zakładać, że w kolejnych spotkaniach rozgrywanych w grudniu, lutym i marcu będzie na pewno mniej.
Już poprzednie sezony pokazały, że polskie społeczeństwo raczej nie ma ochoty na oglądanie meczów w grudniu i w lutym, ale Ekstraklasa SA zarządzająca rozgrywkami ligowymi organizuje piłkarskie życie w ten sposób, by tych spotkań bez względu na efekt było jak najwięcej, bo wiąże się to z określonymi profitami z tytułu praw telewizyjnych.
Poziom sportowy nie rośnie
Polska w klubowym rankingu UEFA zajmuje 25. miejsce, jest jedynym krajem, biorąc pod uwagę położenie i poziom sportowy z tej części Europy, który w sposób tak intensywny prowadzi ligowe rozgrywki w miesiącach zimowych. Na Ukrainie (8. miejsce w rankingu) w grudniu i lutym rozgrywane są trzy kolejki, w Czechach (17. miejsce) sześć, a w Rosji (6. miejsce) tylko dwie. W Polsce natomiast w grudniu i w lutym zaplanowano siedem kolejek.
Każdy z wymienionych krajów dystansuje polską piłkę klubową w kwestii sportowej w sposób zdecydowany i nie musi z tego powodu rozgrywać meczów zimą. Nie chodzi zatem o rozwój, nie chodzi też o wzrost popularności, bo miesiące zimowe temu nie sprzyjają, chodzi o rozegranie jak największej liczby spotkań bez względu na porę roku.
Nawet w takich krajach, jak: Chorwacja (16. miejsce), Serbia (19. miejsce), czy Dania (13. miejsce), a więc mocniejszych pod względem sportowym, a także znacznie bardziej przyjaznych z uwagi na klimat, tych meczów nie ma w tym czasie więcej niż w Polsce. W Chorwacji i Serbii po siedem, natomiast w Danii sześć.
Rosja to dziś jedna z pięciu najsilniejszych lig w Europie, jest coraz więcej nowoczesnych stadionów, drużyny z tych krajów regularnie grają w europejskich pucharach w grudniowych i lutowych terminach, ale nikt nie organizuje tam z tego powodu rozgrywek w tych miesiącach z taką intensywnością, jak w Polsce. Runda wiosenna rozpocznie się tam dopiero w pierwszy weekend marca.
6 meczów przed kalendarzową wiosną
W roku 2019 w polskiej ekstraklasie rozegranych zostanie aż sześć serii spotkań jeszcze przed rozpoczęciem kalendarzowej wiosny. 16 marca odbędzie się 26. runda sezonu zasadniczego, a możliwe, że w tym czasie na ulicach leżeć będzie śnieg. Dopiero zatem cztery ostatnie serie sezonu zasadniczego rozegrane zostaną w terminie kalendarzowej wiosny.
Kwestia komfortu kibiców to jedna rzecz, natomiast druga to kwestia optymalnego treningu. Piłkarze Pogoni Szczecin w poprzednim sezonie powrócili ze zgrupowania w Turcji dwa tygodnie przed inauguracją sezonu, czyli jeszcze w styczniu. Przez ponad miesiąc ćwiczyli tylko i wyłącznie na sztucznej trawie.
To nie jest normalne, że zawodowe drużyny w profesjonalnie zarządzanej lidze trenują na sztucznej nawierzchni, a mecze rozgrywają na naturalnej trawie, która nie zawsze jest optymalnie przygotowana. Piłkarze Pogoni w poprzednim sezonie na główne boisko wchodzili sporadycznie, tylko raz w tygodniu. Pozostałe treningowe boiska nie nadawały się ze względu na mrozy do treningu.
Tak samo działo się w innych klubach i czeka nas powtórka. Nikt nie narzeka, każdy pracuje w warunkach, jakie udaje się stworzyć, ale to tylko kolejny element podający w wątpliwość sztucznego wydłużania sezonu o zimowe tygodnie. Ekstraklasa SA sprzedaje produkt stacji telewizyjnej, więc trzeba rozegrać tyle spotkań, by się bilans zgadzał.
Próba dostosowania
Polska ekstraklasa próbuje się dostosować do standardów narzuconych przez kilka najsilniejszych lig w Europie, gdzie panuje inny klimat, inna infrastruktura, inna kultura, obyczaje i przede wszystkim poziom.
Hiszpania, Portugalia, Francja, Niemcy, Włochy i Anglia kończą sezon pod koniec maja, a zaczynają w sierpniu. Polska też musi kończyć sezon w maju, bo w czerwcu musi już przystępować do europejskich pucharów.
Kilka krajów wciąż pozostaje wiernych systemowi wiosna – jesień. Takim systemem gra się między innymi w Norwegii (23. miejsce w rankingu UEFA), Szwecji (22. miejsce), czy Białorusi (21. miejsce). Wszystkie zatem znajdują się w europejskim rankingu wyżej od Polski.
Na dziś mamy sytuację taką, że poziomem znacznie odstajemy od zachodnich krajów, ale staramy się nadganiać terminami i częstotliwością grania w miesiącach absolutnie do tego niedostosowanych. Traci na tym szkolenie, bo nie można w tym czasie wykonać optymalnego treningu, ponieważ polskie kluby nie są wyposażone w profesjonalną bazę.
Z pieniędzy podatników budowane są kosztowne obiekty, które w meczach grudniowych i lutowych wypełniane są w zaledwie 35 procentach, podczas gdy w miesiącach pozostałych w 45 procentach.
Polskie kluby jednak cieszą się, bo drużyny rozgrywają więcej spotkań, dzięki temu otrzymają z tytułu praw telewizyjnych więcej pieniędzy, które przeznaczą na wyższe kontrakty dla średnich lub kiepsko wyszkolonych piłkarzy, którzy absolutnie nie podnoszą wartości ligi ani poziomu rozgrywek. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser