Poniedziałek, 18 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Z warszawskimi trenerami po zwycięstwa w Warszawie

Data publikacji: 11 kwietnia 2019 r. 21:43
Ostatnia aktualizacja: 12 kwietnia 2019 r. 10:33
Piłka nożna. Z warszawskimi trenerami po zwycięstwa w Warszawie
 

Legia Warszawa jest klubem, z którym piłkarze Pogoni rozegrali najwięcej spotkań w ekstraklasie. Sobotnia konfrontacja będzie już 98. potyczką pomiędzy dwoma drużynami, z których 47 meczów rozgrywano w Warszawie. Z blisko pół setki spotkań zaledwie cztery zakończyły się zwycięstwami gości.

Co ciekawe, w trzech na cztery wygrane mecze drużynę prowadzili szkoleniowcy wcześniej silnie i emocjonalnie związani z warszawskimi, ale różnymi klubami. Edward Brzozowski to była ikona Polonii Warszawa, Edmund Zientara Legii Warszawa, a Bogusław Hajdas Gwardii Warszawa.

W roku 1959 Pogoń wygrała w Warszawie 4:0, zapewniając sobie tym samym pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. To była premierowa potyczka obu drużyn na stadionie Legii zakończona sensacyjnym zwycięstwem walczącego o utrzymanie beniaminka ze Szczecina. Trenerem Pogoni był wówczas Edward Brzozowski.

Do Szczecina przyjechał w styczniu 1959 roku, by przygotować zespół do premierowego startu w rozgrywkach najwyższej klasy rozgrywkowej. Mecz w Warszawie był dla niego szczególny. To był polonista z krwi i kości, przedwojenny piłkarz tego klubu.

Polonia szykanowana

W powojennej Polsce dla takich klubów jak Polonia Warszawa nie było miejsca. Doświadczyły tego również Cracovia i Warta Poznań. Przyczyn było kilka, ale najważniejszą była niechęć komunistycznych władz do klubu, który kojarzył się z przedwojenną Warszawą.

Pierwsza połowa lat 50. to czarny okres stalinizmu, ówczesne władze chciały usunąć wszystko co miało związek z dawną Polską. Każdemu klubowi dano resortowego „sponsora”, Polonii przypadła kolej, która w przeciwieństwie do górników, wojska i milicji do bogatych nie należała. Stopniowo sympatię Warszawy przejmowała Legia, która mogła się pochwalić znacznymi sukcesami.

– W latach 50. do Legii trafiało mnóstwo bardzo dobrych piłkarzy – wspomina Eugeniusz Ksol, wtedy piłkarz Ruchu Chorzów, później Polonii Bydgoszcz i dopiero następnie Pogoni Szczecin. – Chodziło głównie o przekierunkowanie sympatii warszawian na ten klub kosztem właśnie Polonii.

Eugeniusz Ksol jest jedynym w historii Pogoni człowiekiem, który wygrywał w Warszawie zarówno jako piłkarz, jak i trener. W roku 1959 jako zawodnik zwyciężył 4:0, a po 24 latach już jako szkoleniowiec 3:2. Wygrana z roku 1983 do dziś pozostaje ostatnią na boisku w Warszawie.

Wszędzie, byle nie w Legii

Dla Edwarda Brzozowskiego praca w Pogoni była pierwszą poza Warszawą. Jako piłkarz odnosił sukcesy w Polonii, stamtąd trafił do reprezentacji, natomiast jako szkoleniowiec najlepiej mu się wiodło w Gwardii. Z warszawskich klubów pracował też w Hutniku, ale nigdy w Legii.

Wygrana Pogoni na jej terenie aż 4:0 miała dla niego wymowę symboliczną, niezwykle satysfakcjonującą. Tym bardziej że katem doświadczonej drużyny okazał się piłkarz, którego wprowadził w świat poważnego futbolu, zaledwie 17-letni Marian Kielec, który na stadionie Legii popisał się hat trickiem.

To właśnie Edward Brzozowski postawił na tego piłkarza. Już w pierwszym swoim sezonie na boiskach ekstraklasy Kielec zagrał w 12 spotkaniach i zdobył aż 9 bramek – tyle samo co doświadczony Henryk Kalinowski, który musiał zacząć dzielić się swoją popularnością z niedocenianym młokosem.

W latach 1972-75 trenerem Pogoni był Edmund Zientara. Do dziś pozostaje jedną z dwóch osób, która wywalczyła z Legią tytuł mistrzowski zarówno jako piłkarz, a później też jako trener. Całkiem niedawno wyczyn Edmunda Zientary powtórzył Jacek Magiera.

Zientara był jeżeli nie najlepszym, to z całą pewnością jednym z najbardziej kreatywnych szkoleniowców w historii Pogoni Szczecin. Miał istotny wpływ na późniejsze kariery takich piłkarzy, jak: Marek Szczech, Adam Kensy, Henryk Wawrowski, Zbigniew Kozłowski, Zbigniew Czepan czy Andrzej Woronko.

Zientara wygrywał trzy razy

Trener Zientara szczególnie mobilizował się na mecze z Legią. Tak się złożyło, że w jego trzyletniej pracy w Pogoni szczecinianie wygrali aż trzy razy. Po raz pierwszy z zespołem Pogoni zawitał na stadion Legii 10 czerwca 1973 roku i Pogoń wygrała ten mecz 3:2.

– Prowadziliśmy już 3:0, ale Ćmikiewicz i Deyna w ostatnich kilku minutach zdobyli po golu i było bardzo nerwowo. Wszyscy baliśmy się, że jak stracimy wygraną, to trener nas na następnym treningu rozszarpie – wspomina po latach uczestnik tamtego meczu, strzelec jednej z bramek Henryk Wawrowski.

– W roku 1974 na inaugurację rundy jesiennej graliśmy z Legią, ale z reprezentantów Polski grających w mistrzostwach świata wystąpił tylko Deyna. Ćmikiewicza i Gadochy wtedy zabrakło w składzie – wspomina Zbigniew Kozłowski, wówczas zaledwie 20-letni podstawowy zawodnik Pogoni grający na odpowiedzialnej pozycji środkowego obrońcy. – Wygraliśmy 1:0 po golu Leszka Wolskiego.

Leszek Wolski zdobył w meczach przeciwko Legii aż siedem goli. Jest jednym z dwóch prócz Andrzeja Woronki piłkarzem Pogoni, który uczestniczył w trzech zwycięskich wyjazdowych meczach przeciwko Legii w Warszawie: w roku 1973, 1976 i 1983.

Trzecim szkoleniowcem związanym wcześniej z Warszawą i potrafiącym w tym mieście wygrać z Legią jako trener Pogoni był Bogusław Hajdas. Było to 26 września 1976 roku. Pogoń wygrała wówczas 1:0 (1:0) po golu Zenona Kasztelana.

Rekordowe 3:0 Hajdasa

Hajdas w ciągu swojej dwuletniej kadencji w Pogoni mierzył się z Legią cztery razy i trzy razy wygrał – za każdym razem w Szczecinie i raz w Warszawie. 4 kwietnia 1976 roku Pogoń wygrała w Szczecinie 3:0 (1:0) po golach Jana Mikulskiego, Zenona Kasztelana i Adama Kensego. Do dziś jest to najwyższa wygrana Pogoni z Legią w Szczecinie, choć od wydarzenia minęły już 43 lata.

Bogusław Hajdas do dziś pozostaje jednym z najmłodszych trenerów pracujących w Pogoni na poziomie ekstraklasy i to z bardzo dużymi sukcesami. W momencie zatrudnienia miał zaledwie 36 lat, przez dwa sezony udało mu się uplasować z zespołem w pierwszej szóstce, trzy razy pokonał Legię, w tym raz na wyjeździe, wypromował kilku reprezentantów Polski (Wawrowski, Boguszewicz, Kozłowski, Mańko, Kensy, Justek, Szczech).

W roku 1982 był asystentem Antoniego Piechniczka podczas turnieju mistrzostw świata w Hiszpanii zakończonego wielkim sukcesem, zajęciem trzeciego miejsca. Przez tygodnik „Piłka Nożna” wybrany został w roku 1977 trenerem roku. Głównie za pracę wykonaną w Szczecinie.

Ostatnim szkoleniowcem, który potrafił ograć Legię w Warszawie, był Eugeniusz Ksol. 9 kwietnia 1983 r. Pogoń wygrała 3:2, a mecz odbywał się w cieniu wielu podtekstów. W składzie Legii był Janusz Turowski, który w warszawskim klubie odbywał służbę wojskową.

Poborowy Turowski

To był pierwszy występ napastnika przeciwko szczecińskiej drużynie, w której stał się klasowym graczem. Jesienią 1982 roku na boisku w Szczecinie Turowski nie zagrał. Mecz rozgrywany był 4 września, zaledwie miesiąc po rozpoczęciu sezonu. Pamięć kibiców w Szczecinie była jeszcze zbyt świeża, by znieść widok swojego idola w barwach Legii. Rewanż odbywał się już w Warszawie, więc nie było przeszkód, by Turowski w tym meczu zagrał.

To był też pojedynek trenerów, którzy w latach 80. wynieśli szczeciński futbol ponad przeciętność, która w poprzednich latach towarzyszyła szczecińskiej drużynie. Najpierw Jerzy Kopa, a następnie Eugeniusz Ksol spowodowali, że Pogoń była w kraju mocną, liczącą się siłą i trwało to kilka sezonów.

Kopa z Legią grał w Szczecinie aż cztery razy. Najbardziej pamiętny był jednak mecz Legia – Pogoń rozgrywany w Warszawie w kwietniu 1983 roku. Prowadzona przez Kopę Legia przegrała wtedy 2:3.

– Poturbowali mi bramkarza – żalił się wtedy Eugeniusz Ksol, trener Pogoni.

Chodziło o Marka Szczecha, którego później zastąpił Zbigniew Długosz i uratował wygraną 3:2 po golach Jerzego Stańczaka, Marka Włocha i Jarosława Biernata. Według oceny Zbigniewa Długosza przyczyny były jednak inne. Długosz twierdzi, że Szczech nigdy nie był bramkarzem mocnym psychicznie i w meczach o dużą stawkę nie radził sobie z presją.

– Była wersja taka, że zderzył się ze słupkiem – opowiada Z. Długosz. – Ja w to od samego początku nie wierzyłem. Legia po strzale Miłoszewicza z rzutu wolnego zdobyła kontaktowego gola na 2:3. Według mnie Marek przestraszył się, że worek z bramkami może się rozwiązać i dlatego symulował kontuzję. Wszedłem na boisko, nie puściłem gola i wygraliśmy mecz. Wtedy nigdy nie przypuszczałbym, że przez co najmniej najbliższe 36 lat nie zdarzy się to już ani razu. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

krótko
2019-04-12 10:16:56
Ja też zamierzam wygrać z Pogonią w Warszawie. Tym razem u bukmachera

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA