Piłkarze Pogoni Szczecin w piątkowy wieczór podejmowani będą przez Zagłębie Lubin, które po raz pierwszy znalazło się w piłkarskiej elicie w połowie lat 80 ubiegłego wieku i z krótkimi przerwami trwa w niej do dziś. Skoro wielki futbol można było zbudować w małym Mielcu, to w Lubinie uznano, że również w tym mieście - w oparciu o możnego sponsora też jest szansa na podbój krajowego i nie tylko futbolu.
Zagłębie Lubin już w pierwszej połowie lat 80 rozpoczęło intensywny proces wejścia w struktury futbolowej hierarchii naszego kraju. W roku 1985 oddali do użytku nowoczesny, jak na tamte czasy stadion, który w późniejszych latach był okazem brzydoty i braku funkcjonalności.
Trenerem Zagłębia był wówczas szczeciński szkoleniowiec Eugeniusz Różański, który wprowadził lubinian do ekstraklasy i rozpoczął okres hossy tego małego lubińskiego klubu.
- Nie było łatwo wedrzeć się do krajowej elity - mówi po latach Różański. - Polska piłka miała się wówczas bardzo dobrze. Reprezentacja szykowała się do czwartego z kolei Mundialu, w europejskich pucharach świetnie grał Widzew Łódź, swoją potęgę odbudowywał Górnik Zabrze, a my z małego Lubina mieliśmy tym drużynom przeszkadzać.
Zaproszono Pogoń
Otwarcie nowego stadionu rozpoczęło się przed inauguracją premierowego dla Zagłębia sezonu, a na mecz zaproszono Pogoń Szczecin.
- Nie ukrywam, że to ja byłem inicjatorem tego pomysłu - kontynuuje Różański. - Pogoń była przecież cały czas bliska mojemu sercu i miała wtedy znakomitą drużynę.
Do Lubina przyjechał zespół pod wodzą nowego trenera, Leszka Jezierskiego. Na stadion przybyło ponad 30 tysięcy ludzi.
- Dziś taka frekwencja bywa rzadkością nawet na atrakcyjnych meczach ligowych, a my graliśmy wtedy spotkanie towarzyskie - przypomina Różański.
Mecz zakończył się remisem 1:1 po golach Andrzeja Turkowskiego (grał również w latach 90 ubiegłego wieku w Pogoni) dla Zagłębia i Janusza Makowskiego dla Pogoni. Obie drużyny zmierzyły się miesiąc później już podczas meczu ligowego.
Obu drużynom nie wiodło się, a szczególnie Pogoni, która po pięciu kolejkach spotkań miała na koncie zaledwie jedną wygraną. Ostatecznie spotkanie zakończyło się zwycięstwem portowców 2:1. Bramkę dla gospodarzy zdobył Krzysztof Budka.
Budka chciał do Pogoni
To był w drugiej połowie lat 70 jeden z najbardziej utalentowanych obrońców, został w wieku 20 lat mistrzem Polski z Wisłą Kraków i przepowiadano mu wielką karierę. Po sezonie spędzonym w Zagłębiu trafił nawet do Pogoni, ale z różnych powodów nie zdołał rozegrać w szczecińskim klubie ani jednego meczu.
- Budka chciał grać, trenował z drużyną, ale kluby nie potrafiły się porozumieć - wspomina Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik Pogoni.
Kto wie, czy z Budką w składzie Pogoń nie zostałaby mistrzem Polski w roku 1987. Obrońca miał stracone dwa lata, po czym przeniósł się do Legii i stamtąd mając powyżej 30 lat trafił do reprezentacji Polski.
- Budka i Stelmasiak, to byli najbardziej rozpoznawalni piłkarze, jakich miałem w zespole - przypomina Różański. - Obu pozyskaliśmy w przerwie letniej i obaj mieli znacząco wzmocnić zespół.
Dwa lata później oba zespoły spotkały się w meczu, który szczególnie dla Pogoni miał istotne znaczenie. Portowcy mieli jeszcze cień szansy nawet na mistrzostwo Polski, ale na trzy kolejki przed końcem mierzyli się z Zagłębiem, którego musieli pokonać.
Kunszt snajperów
Spotkanie nie układało się po myśli podopiecznych trenera Jezierskiego, ale szczęście, że Pogoń miała w składzie takich piłkarzy, jak: Marek Leśniak i Kazimierz Sokołowski. Obaj zdobyli po jednej bramce, potwierdzając rolę najskuteczniejszych piłkarzy w drużynie. Pogoń wygrała 2:1 i wciąż liczyła się w grze o mistrzostwo Polski.
Wiosną 1988 Pogoń znów podejmowała Zagłębie na własnym boisku i była w tym meczu zdecydowanym faworytem. Do spotkania przystępowała opromieniona efektowną wygraną nad Olimpią Poznań 3:0 (za wygraną różnicą trzech goli przyznawano trzy punkty, a za wygrane mniejszą różnicą bramek dwa punkty).
Nowy trener Jerzy Jatczak (zastąpił w trakcie rundy wiosennej na stanowisku Jana Juchę) miał szansę na włączenie się do walki o europejskie puchary, ale potrzebna była wygrana z broniącym się przed spadkiem Zagłębiem. Trener Jatczak coraz częściej i chętniej wprowadzał do drużyny młodych piłkarzy: Dariusza Adamczuka, Artura Chwedczuka i Dariusza Szuberta. W spotkaniu z Zagłębiem postanowił dać szansę debiutu 19 letniemu Maciejowi Bieńczyckiemu.
To był jedyny mecz tego piłkarza na boiskach ekstraklasy. Do debiutu nie był absolutnie przygotowany, miał braki kondycyjne, a drużyna przegrała mecz 0:2, grzebiąc szanse na dobre miejsce w tabeli.
W kolejnym sezonie Pogoń spadła z ekstraklasy i opuściła szeregi najlepszych na okres trzech lat. W tym czasie Zagłębie odnosiło największe sukcesy w historii. W roku 1990 zajęli drugie miejsce, a rok później wywalczyli tytuł mistrzów Polski.
Obrońca Zagłębia - Romuald Kujawa wygrał klasyfikację Złotych Butów. Kilka lat później był też ważną częścią drużyny Pogoni, która w sezonie 1996/97 powracała na pierwszoligowe boiska. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser