Środa, 24 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Wspomnienia meczów z Lechią (część 1)

Data publikacji: 30 lipca 2015 r. 10:29
Ostatnia aktualizacja: 01 sierpnia 2015 r. 11:24
Piłka nożna. Wspomnienia meczów z Lechią (część 1)
 

W PIĄTEK o g. 20.30 piłkarze Pogoni Szczecin zmierzą się na wyjeździe z Lechią Gdańsk. Dziś pierwsza część wspomnień związanych z potyczkami obu drużyn.

Lechia Gdańsk gra obecnie na pięknym, nowoczesnym stadionie - arenie piłkarskich mistrzostw Europy. Od roku 2008 nieprzerwanie występuje w ekstraklasie i ma mocarstwowe zapędy. Nie zawsze jednak tak było. Najlepszy okres dla tej drużyny przypadł na lata 50, ale Pogoń wtedy dopiero raczkowała i dobijała do krajowej elity.

Po raz pierwszy zmierzyła się z Lechią w roku 1959 - swoim inauguracyjnym sezonie w ekstraklasie, w której Lechia była już stałym bywalcem.

- Oni mieli doświadczoną drużynę - mówi Eugeniusz Ksol, piłkarz Pogoni.

Pogoń i Lechia miały wówczas dużo wspólnego. Jedni i drudzy budowały trzon zespołu w oparciu o piłkarzy z różnych rejonów Polski, kusząc ich atrakcyjną pracą w Polskiej Żegludze Morskiej.

- Pływanie na statkach, to w tamtym czasie było okno ma świat - wspomina Ksol. - Z Pogoni wielu prosto z boisk trafiało na statki. Spotkało to między innymi Rafała Aniołę, Romana Jaworskiego, Jerzego Słowińskiego, czy Mariana Kielca.
 
Duet doborowych obrońców
 
Lechia pod koniec lat 50 miała dwóch klasowych obrońców: Romana Korynta i Czesława Lenca. Obaj dla Lechii rozegrali około 200 spotkań w ekstraklasie i dawali się we znaki napastnikom wysokiej klasy.

- Szczególnie mocną przeprawę miał z nimi Marian Kielec - wspomina Ksol. - On też nie należał do przyjemniaczków. Między Koryntem, a Kielcem trwały prawdziwe boiskowe wojny.

Korynt w latach 1959-60, kiedy Pogoń z Lechią rywalizowała na boiskach ekstraklasy, należał do najlepszych polskich piłkarzy. Dwukrotnie w tych latach wygrywał klasyfikację Złotych Butów. Grał w Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie i był postrachem wszystkich napastników w Polsce.

Korynt i Lenc, to nie byli jedyni klasowi piłkarze w Lechii w tamtym czasie. Wyróżniali się też bracia: Henryk i Bogdan Gronowscy. Pierwszy był bramkarzem, drugi prawoskrzydłowym.

- Ja szczególnie zapamiętałem tego drugiego - opowiada E. Ksol. - Był szybki, dynamiczny, sprawiał wiele problemów.
 
Bracia Gruner (Gronowscy)
 
Obaj pochodzili z Gliwic, pierwotnie nazywali się Gruner, ale polskie władze szczególnie zwracały uwagę, by po wojnie zmieniać nazwiska na typowo polskie.

- Ja przed wojną nazywałem się Ksoll i kazali nam odjąć jedną literkę na końcu, bo kojarzyło się to z niemieckim nazwiskiem. Dyskusji żadnej nie było.

Dramatyczny mecz drużyny Pogoni i Lechii stoczyły na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu z roku 1960. Lechia zajmowała trzecie miejsce od końca i wyprzedzała o punkt Gwardię Warszawa i Pogoń Szczecin.

- Nawet remis niewiele nam dawał - wspomina Eugeniusz Ksol. - Graliśmy u siebie i bardzo chcieliśmy wygrać.

Pogoń w drugiej połowie sezonu szczególnie źle grała u siebie. Przegrywała za często i bardzo wysoko - z Legią 1:4, Wisłą 0:5 i nawet z bezpośrednio zainteresowaną spadkiem Gwardią aż 2:5.

- Gdybyśmy pokonali Lechię, to wyprzedzilibyśmy ją w tabeli, a do końca pozostały zaledwie dwie kolejki. Lechia była doświadczonym zespołem, na boisku potwierdziła swoją wyższość i wygrała 3:1, praktycznie pozbawiając portowców szans na utrzymanie się.
 
Foryś kusił Ksola
 
Niemal legendarnym trenerem Lechii w tamtym czasie był Tadeusz Foryś. Już przed wojną należał do czołówki polskich szkoleniowców, był w sztabie trenerskim na finały mistrzostw świata w roku 1938. W latach 50 chciał mieć w swojej drużynie ... Eugeniusza Ksola.

- Grałem wówczas w Bydgoszczy, wziąłem nawet dwa dni wolnego, przyjechałem do Gdańska i zastanawiałem się nad przeprowadzką - wspomina E. Ksol. - Nie podobało mi się jednak. Zupełnie inaczej, jak podczas mojej pierwszej wizyty w Szczecinie.

W sezonie 1962/63 w drużynie Lechii nie było już Lenca, karierę zakończył Robert Gronowski, który później razem z bratem wyemigrowali do Niemiec i ostatnie dni życia spędzili w Hamburgu.

Lechia już nie była taka mocna, a Pogoń wręcz przeciwnie - radziła sobie coraz lepiej. To właśnie wtedy 21 letni Marian Kielec został królem strzelców, a jego indywidualne pojedynki z Koryntem przebiegały coraz częściej po myśli młodego napastnika ze Szczecina.
 
Obie drużyny spotkały się w przedostatniej kolejce spotkań. Lechia wygrała 2:0, ale wynik meczu nie miał absolutnie żadnego znaczenia. Pogoń już wcześniej zapewniła sobie utrzymanie, a Lechia musiała się pogodzić z degradacją. Jej absencja na boiskach ekstraklasy trwała bardzo długo - ponad 20 lat. ©℗ (p)

Podpis pod zdjęcie: Marian Kielec w pierwszej połowie lat 60 ubiegłego wieku był postrachem Lechii Gdańsk.

W piątek na stronie 24kurier.pl kolejna część wspomnień z potyczek Lechia - Pogoń

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA