Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Wspominamy Henryka Waliłkę, legendę Arkonii i Stali Stocznia

Data publikacji: 09 kwietnia 2019 r. 17:40
Ostatnia aktualizacja: 10 kwietnia 2019 r. 21:57
Piłka nożna. Wspominamy Henryka Waliłkę, legendę Arkonii i Stali Stocznia
 

W wieku 71 lat zmarł Henryk Waliłko, wychowanek Arkonii Szczecin, były znakomity piłkarz tego klubu, mistrz Polski juniorów, następnie gracz Stali Stocznia Szczecin, po zakończeniu kariery trener wielu klubów z regionu, między innymi: Stali, a także Floty Świnoujście, Viktorii Przecław.

W latach 70. wyjechał do USA, tam spotkał słynnego Eusebio, brązowego medalistę mistrzostw świata z roku 1966, króla strzelców tamtej imprezy, zdobywcę Złotej Piłki w roku 1965. Był rówieśnikiem Władysława Szaryńskiego, innego wychowanka Arkonii, który po opuszczeniu Szczecina zrobił dużą karierę w Górniku Zabrze, był mistrzem Polski, reprezentantem kraju, finalistą Pucharu Zdobywców Pucharów.

Obaj byli podstawowymi graczami w zespole juniorów Arkonii, która w roku 1964 sięgnęła w Mielcu po tytuł mistrzów Polski juniorów, wyprzedzając między innymi gospodarzy imprezy z późniejszymi mistrzami Polski Zygmuntem Kuklą i Włodzimierzem Gąsiorem.

W szczecińskim zespole występował wówczas też Ryszard Mańko, który dopiero w roku 1970 trafił do Pogoni, zadebiutował w reprezentacji Polski, a w barwach Pogoni w rozgrywkach ekstraklasy wystąpił w 173 meczach.

Szczecin wylęgarnią talentów

Szczecin w latach 60. ubiegłego wieku był wylęgarnią piłkarskich talentów. Wychowankiem Arkonii był też młodszy od Waliłki o dwa lata Henryk Wawrowski, natomiast rok po zwycięstwie w mistrzostwach Polski juniorów tytuł wicemistrzów Polski juniorów wywalczyli młodzi piłkarze Pogoni z takimi piłkarzami w składzie, jak: Zenon Kasztelan, Ryszard Malinowski, Jerzy Jatczak czy Andrzej Rynkiewicz.

Henryk Waliłko nie mógł nigdy przeboleć faktu, że ze Szczecina wyjechał w młodym wieku Szaryński, jego kompan i przyjaciel z juniorskich czasów w Arkonii. W Szczecinie obowiązywała wtedy niepisana zasada, że dwa najsilniejsze kluby – Pogoń i Arkonia – nie będą podbierać sobie najlepszych piłkarzy. Działo się to jednak ze szkodą dla szczecińskiego futbolu i samych zawodników.

– Szaryński mógł przejść do Pogoni, a nie tułać się po całej Polsce – mówił Henryk Waliłko, kolega Szaryńskiego z drużyny Arkonii. – W Pogoni byłby znakomitym uzupełnieniem dla Kasztelana i Kielca. Moim zdaniem talentem wcale nie ustępował nawet Lubańskiemu. Zabrakło mu trochę szczęścia, zbyt wiele czasu stracił na szukanie optymalnego dla siebie miejsca.

Waliłko w swojej piłkarskiej karierze nie miał tyle szczęścia co jego koledzy z Arkonii: Szaryński, Mańko czy Wawrowski. Nigdy nie trafił do klubu w ekstraklasie, nie upomniała się o niego też Pogoń, która w drugiej połowie lat 60. stała się solidnym klubem ekstraklasy, podczas gdy Arkonia balansowała na krawędzi drugiej i trzeciej ligi.

Debiut w wieku 17 lat

Wychowanek Arkonii w pierwszym zespole na boiskach drugiej ligi zadebiutował w wieku 17 lat, niemal rok po wywalczeniu tytułu mistrza Polski juniorów. Dziś w tym wieku jest to raczej niespotykane.

W trzeciej kolejce od końca szczecinianie podejmowali również zdegradowaną do niższej klasy rozgrywkowej Polonię Bydgoszcz, a młody wychowanek klubu, mistrz Polski juniorów, zastąpił na boisku legendę klubu Józefa Krajewskiego, który jest rekordzistą pod względem zdobytych goli dla Arkonii na boiskach ekstraklasy. Strzelił ich 11.

Krajewski był piłkarzem 11 lat starszym, to była symboliczna zmiana pokoleniowa, tym bardziej że Arkonia nigdy później nie nawiązała już do tradycji z pierwszej połowy kat 60., kiedy Waliłko szkolił się w grupach młodzieżowych, Krajewski zdobywał gole w ekstraklasie, a Arkonia była nawet szóstą siłą w kraju.

Henryk Waliłko grał w Arkonii do roku 1971. Jednym z najbardziej pamiętnych wydarzeń była ćwierćfinałowa potyczka w Pucharze Polski przeciwko Legii Warszawa wiosną 1969 roku w składzie z takimi piłkarzami, jak: Kazimierz Deyna, Robert Gadocha czy Lucjan Brychczy. To była wtedy wiodąca siła w kraju, ale też jeden z najlepszych zespołów w Europie, rok później półfinalista Pucharu Europy.

Arkonia była wtedy beniaminkiem w drugiej lidze, powróciła na zaplecze ekstraklasy po trzech latach przerwy, swój premierowy sezon rozgrywała na dobrym poziomie, zakończyła go w środku tabeli, ale furorę robiła w rozgrywkach o Puchar Polski. Dotarła aż do ćwierćfinału, wyeliminowała wcześniej grające w ekstraklasie Zagłębie Wałbrzych. To był mecz do jednej bramki wygrany przez Arkonię 5:1.

Legia bliska wyeliminowania

W pierwszym ćwierćfinałowym meczu obserwowanym na stadionie w Lasku Arkońskim przez blisko 10 tysięcy kibiców bezbramkowo zremisowała u siebie z zespołem z Warszawy. W rewanżu nikt nie dawał jej szans, ale niewiele brakowało, by doszło do sensacji naprawdę dużego kalibru.

Arkonia w drugiej połowie prowadziła już 2:0, drugiego gola zdobył Waliłko, ale gospodarze zdołali się zebrać i wygrali 3:2. Arkonia straciła niepowtarzalną szansę na historyczny sukces. Legia w półfinale trafiła bowiem na Unię Tarnów, która też występowała w drugiej lidze, z którą Arkonia umiała wygrać na jej boisku 3:0, a u siebie zremisowała 1:1. Finał Pucharu Polski był w zasięgu, ale ostatecznie zabrakło bardzo niewiele.

Henryk Waliłko grał w Arkonii do roku 1971. Po zajściach z grudnia 1970 r. dyshonorem dla niektórych piłkarzy było grać w milicyjnym klubie, a takim była Arkonia. Ponadto szczecinianie przegrali walkę o awans do drugiej ligi z Lechem Poznań i Lechią Gdańsk – dziś potentatami w polskiej ekstraklasie, ale niespełna pół wieku temu konkurentami Arkonii w trzecioligowej rywalizacji.

– W Arkonii grali albo milicjanci, albo stoczniowcy – wspominał niegdyś Waliłko. – Nie było możliwości, by jedni i drudzy występowali w jednej drużynie. Nie było też szans, by stoczniowcy dopingowali Arkonię. Sytuacja jeszcze bardziej się zaogniła po wydarzeniach z grudnia 1970 roku. W Stali Stocznia atmosfera była świetna. Szybko awansowaliśmy do trzeciej ligi, a następnie do drugiej. Mieliśmy dobrą drużynę, mnóstwo kibiców pracujących wówczas w stoczni.

Stadion i ogródki działkowe

Dziś drużyna Stali występuje na boisku przy ul. Bandurskiego. Nie zawsze jednak tak było. Początkowo mecze rozgrywała na piaszczystym boisku przy ul. Dubois. Było blisko stoczni, dlatego kibiców zawsze było sporo.

– Dopiero później przenieśliśmy się na ul. Bandurskiego – kontynuował H. Waliłko. – Wtedy był to stadion na uboczu. Nie było tych wszystkich bloków, które obecnie otaczają obiekt. Były ogródki działkowe, a na stadion nie dojeżdżał nawet autobus. Trzeba było iść pieszo.

Stal Stocznia w sezonie 1974/75 była beniaminkiem II ligi, a Arkonia miała w swoich szeregach kilku wartościowych graczy. Wiesław Kwiatkowski, Tadeusz Krystyniak trafili później do Arki Gdynia i wywalczyli z tym klubem puchar Polski. II-ligowe derby zapowiadały się pasjonująco głównie z uwagi na wiele podtekstów. Stal była nową siłą w szczecińskim futbolu, Arkonia klubem raczej nielubianym z uwagi na resort, który ją reprezentował.

W meczu rozgrywanym na boisku Stali padł remis 1:1, natomiast na boisku w Lasku Arkońskim niespodziewanie triumfowali goście 1:0. Być może ten mecz zadecydował o tym, że do III ligi spadła Arkonia, a nie Stal. Arkonia na mecie rozgrywek zajęła pierwsze ze spadkowych miejsce, a Stal ostatnie, które dawało utrzymanie. Stal Arkonię wyprzedziła o dwa punkty.

Gol i wygrana z Pogonią

Henryk Waliłko po powrocie ze Stanów Zjednoczonych jeszcze raz zasilił szeregi Stali Stocznia i był to najlepszy okres w dziejach klubu. W roku 1979 Stal była beniaminkiem w drugiej lidze, a spadkowiczem była Pogoń. Oba zespoły w pierwszym w historii derbowym meczu spotkały się we wrześniu 1979 roku i niespodziewanie na stadionie przy ul. Twardowskiego goście wygrali 4:3. Jedną z bramek zdobył 32-letni wówczas Henryk Waliłko.

To był pożegnalny występ w barwach Pogoni Henryka Wawrowskiego, który po ukończeniu 30. roku życia mógł wyjechać do klubu zagranicznego. Ówcześni piłkarze Pogoni twierdzili, że główną winę za degrengoladę Pogoni w tamtym czasie ponosił trener Konstanty Pawlikaniec.

Porażka ze Stalą Stocznia przelała czarę goryczy. Trener Pawlikaniec został zwolniony, a jego miejsce zajął Jerzy Kopa, który pracował w Pogoni prawie trzy lata, stworzył kapitalny zespół, dwukrotnie awansował do finału Pucharu Polski i do ekstraklasy. Pawlikaniec natomiast nie prowadził już później żadnej ligowej drużyny w kraju.

Henryk Waliłko jako piłkarz awansował do drugiej ligi z Arkonią, dwukrotnie uczynił to ze Stalą Stocznia, raz jako szkoleniowiec po dramatycznym derbowym meczu z Gwardią Warszawa. Jako piłkarz miał wszelkie predyspozycje, żeby zostać piłkarzem co najmniej na poziomie ekstraklasy. Zabrakło mu trochę szczęścia.

Jego klub Arkonia znalazł się w bardzo złym momencie w okresie, kiedy Henryk Waliłko wchodził do gry na poziomie seniora. W Stali był piłkarzem nieocenionym, znakomitym asystentem, dobrą duszą zespołu, przez całe swoje życie związany z futbolem w Szczecinie zarówno jako piłkarz, jak i szkoleniowiec. ©℗

Wojciech PARADA

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Szczecinianin
2019-04-10 21:55:21
Barnim,w 1986 roku byłem na festynie na stadionie Arkonii i skakali spadochroniarze,by trafic w środek boiska,jeden dziwnym trafem wyladował na drzewie opodal stadionu...myślę,że to Ty byłes tym spadochroniarzem i wciąż mentalnie siedzisz od ponad 30 lat na tym drzewie:)
Barnim X (wulgarny)
2019-04-09 20:36:29
taka mala Arkonia a ma tyle samo mistrzostw co te nieroby z Pogodna - jedno juniorow

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA