Piłkarze Pogoni Szczecin w niedzielę nie tylko utrzymali pierwsze miejsce w tabeli, ale nawet powiększyli przewagę punktową nad niektórymi konkurentami. Trener Kosta Runjaic wraz ze swoją drużyną łamie kolejne bariery. W obecnym sezonie wygrał w Warszawie po raz pierwszy od 36 lat, w Kielcach po raz pierwszy od 13 lat, a w Białymstoku pierwszy raz od sześciu lat.
Tak naprawdę nie wiadomo, czy wygrana w Białymstoku pozwalająca zachować pozycję lidera była bardziej spektakularna niż efektowne wejście na boisko 32-letniego Adama Frączczaka. Występujący w Pogoni od blisko 9 lat piłkarz ma za sobą trudny czas w roli sportowca, piłkarza, człowieka, ale przekonał się, że warto być cierpliwym, warto wierzyć, a marzenia się spełniają.
Przed rokiem nie było wcale takie pewne, że wróci na boisko. 3 grudnia przeszedł w Warszawie zabieg usunięcia guza przysadki mózgowej. Wykryto go podczas rutynowych badań latem 2018 roku. Pogoń początek poprzedniego sezonu miała bardzo słaby, a za jednego z głównych winowajców uważano kapitana zespołu, który zdobył tylko jedną bramkę i to w dodatku z rzutu karnego.
Adam Frączczak czuł na sobie rosnącą presję, ale jeszcze nie wiedział o postępującej chorobie. Gdy w sierpniowym meczu z Lechią sędzia podyktował dla Pogoni rzut karny, Frączczak oddał piłkę Kamilowi Drygasowi. Wcześniej mu się to nie zdarzało, presja była coraz silniejsza, gniew trybun coraz większy i nawet tak doświadczony piłkarz nie wytrzymał narastającego ciśnienia.
Ostatni mecz z Górnikiem
Zawodnik po raz ostatni zagrał 31 sierpnia w meczu z Górnikiem w Zabrzu. Po tym spotkaniu całkowicie poddał się leczeniu i marzeniom o powrocie na boisko. Przygotowania do zabiegu trwały trzy miesiące. W tym czasie piłkarz z różnych stron otrzymywał mnóstwo wyrazów wsparcia.
Między innymi pewnego wieczoru usłyszał z okien swojego mieszkania chóralne śpiewy kibiców wyrażających w ten sposób wsparcie. Było to zaraz po tym, jak opinia publiczna dowiedziała się o przypadłości piłkarza. Nigdy nie należał do ludzi cackających się z sobą. Uchodził za twardziela, był ulubieńcem niemal wszystkich trenerów. Nigdy nie marudził, zawsze był do dyspozycji tam, gdzie była największa potrzeba.
Najczęściej grywał na skrzydle, prawej obronie, ale również w ataku. Do Pogoni trafił jako utalentowany napastnik III-ligowej Kotwicy Kołobrzeg. Pogoń jeszcze wtedy organizowała dla najbardziej utalentowanych zawodników z regionu testy. Podczas jednych z nich Frączczak dał się poznać z bardzo dobrej strony i od rundy wiosennej roku 2011 stał się piłkarzem Pogoni. Od razu podstawowym.
Szkoda, że dziś klub zaniechał takich testów, być może takich Frączczaków mielibyśmy więcej. Piłkarz we wcześniejszych latach swojej kariery nigdy się ze sobą nie pieścił, grywał ze świeżo zszytą raną na głowie, grał też ze złamanym palcem. Za to go kibice kochali, że nie kalkuluje, walczy, jest ambitny i świadomy swoich piłkarskich ograniczeń.
Przysypiał z tabletem
3 grudnia ubiegłego roku przeszedł zabieg w warszawskim szpitalu w dniu, w którym Pogoń grała wyjazdowy mecz z Piastem Gliwice. Portowcy ten mecz sromotnie przegrali 0:3, Frączczak leżał w szpitalnym łóżku, trzymał w ręku tablet, ale nie dał rady zobaczyć meczu do końca. Nie dlatego, że jego zespół wyraźnie przegrywał. Nafaszerowany środkami przeciwbólowymi przysypiał na szpitalnym łóżku z tabletem w ręku.
Zabieg przeprowadził znany warszawski neurochirurg Grzegorz Zieliński i choć wszystko przebiegało zgodnie z ustaleniami, to Adam Frączczak dość powoli wracał do piłkarskiego życia. Okres zimowy miał jeszcze wyłączony. Po raz pierwszy na boisku pojawił się w majowym meczu III-ligowej drużyny rezerw.
W spotkaniu przeciwko Gwardii Koszalin ustrzelił hat tricka. Z trzech goli dwa zdobył po strzałach z rzutów karnych, publiczność owacjami przyjęła powrót na boisko piłkarza, choć wszyscy sobie zdawali sprawę, że o powrót do wyjściowego składu pierwszej drużyny będzie trudno.
Silna broń
Dziś Adam Frączczak nie jest pierwszym wyborem trenera Kosty Runjaica, ale meczem z Jagiellonią pokazał, że wciąż może pozostawać silną bronią. To był zawsze piłkarz szanowany za to, że nie kalkuluje, daje z siebie wszystko, ale głównie w sytuacjach, kiedy nie jest piłkarzem mającym decydować o grze drużyny. To był zawsze świetny zawodnik, jako solidne uzupełnienie składu, mający instynkt strzelecki, mający dobry wpływ na młodszych kolegów. Tak może być obecnie.
Jego zmiana w meczu z Jagiellonią i jej efekt są wydarzeniem nie tylko symbolicznym. Piłkarze bardzo często nie wracają do wysokiej formy po długich przerwach w grze, natomiast w przypadku Adama Frączczaka mamy do czynienia z powrotem spektakularnym, na skalę całego kraju.
To był powrót zakończony zwycięskim golem w meczu szczególnym. Sześć lat temu, kiedy Pogoń po raz ostatni pokonała Jagiellonię w Białymstoku, to jedynym piłkarzem grającym w tamtym meczu i tym niedzielnym był właśnie Adam Frączczak.
Wtedy miał u swego boku 20-latków: Wojciecha Gollę, Michała Koja, Mateusza Lewandowskiego. Lata mijają, a Frączczak w dalszym ciągu wprowadza do drużyny młodych piłkarzy. Dziś Sebastiana Kowalczyka, Marcina Listkowskiego, Santeri Hostikkę. ©℗
Wojciech PARADA