Sobota, 20 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Urojenia byłego selekcjonera

Data publikacji: 03 października 2016 r. 09:12
Ostatnia aktualizacja: 20 listopada 2017 r. 13:08
Piłka nożna. Urojenia byłego selekcjonera
 

Janusz Wójcik napisał książkę. Już po raz drugi. Najpopularniejszy polski trener lat 90 ubiegłego wieku, skompromitowany aferą korupcyjną nie potrafi żyć w cieniu wydarzeń piłkarskich i salonowych. Kiedyś szanowany, dziś traktowany z politowaniem próbuje się odgryzać, kąsać i nadrabiać zmyślonymi, lub mocno wątpliwymi historyjkami.

Jego druga książka została już dokładnie zrecenzowana i obśmiana. Z faktami miała tyle samo wspólnego, co jego pierwsza książka. W drugiej książce nie było wątków z jego krótkiego pobytu w Szczecinie na przełomie wieków. Były w pierwszej.

Jeżeli drugie wydanie jest tak mało wiarygodne, pełne przekłamań, niejasności, pomieszaniem faktów, jak opisany w pierwszym wydaniu mało znaczący w jego trenerskim życiu epizod szczeciński, to trzeba się zastanowić, czy jest sens czytania w całości.

Janusz Wójcik podaje bardzo mało faktów, nazwisk, dat, konkretnych wydarzeń. Stąd jego opowieści budzą niesmak i wątpliwości, czy były trener reprezentacji wiedział w ogóle, o czym mówi. Przy tym mnóstwo jest przekleństw, wulgaryzmów, które mają sprawić, że opowieści stają się bardziej pikantne. Są jednak z tego powodu jeszcze bardziej żałosne.

Majdan do pionu

Zaczyna od opowieści, że ustawiał do pionu Radosława Majdana i że pierwszym bramkarzem był wtedy Siergiej Szypowski. Po pierwsze Janusz Wójcik nigdy nie był trenerem Pogoni. Był nieformalnym doradcą Sabri Bekdasa, a Majdan miał w drużynie niepodważalną pozycję przez cały okres rządów tureckiego biznesmena. Był kapitanem drużyny, zadebiutował w pierwszej reprezentacji Polski, a opowieści Janusza Wójcika, że za jego kadencji grał Szypowski są zwykłym kłamstwem.

Janusz Wójcik opowiada, jak to nakrył podczas nocnej libacji piłkarzy Pogoni w jednej ze szczecińskich restauracji. Nie mówi, jaka to była restauracja, jacy byli w niej piłkarze, w jakich to było okolicznościach, w jakim czasie. Opowieść, jaką może wymyślić sobie każdy. Bez żadnych konsekwencji. Nic nie warta, mało wiarygodna.

Janusz Wójcik pisze też, że żaden z piłkarzy nie odmawiał podpisania kontraktu z Pogonią, gdy on go na to namawiał. Kolejne kłamstwo. Wójcikowi odmówili między innymi: Sylwester Czereszewski, Marcin Mięciel i Cezary Kucharski. Wszyscy trzej to potwierdzali. Do Pogoni przyszli głównie ci piłkarze, z którymi w najsilniejszych polskich klubach: Legii i Wiśle nie wiązano już żadnych planów.

Rozgonił Portowców

Janusz Wójcik snuje też opowieści, jak to rozgonił niemal wszystkich piłkarzy, będących wcześniej filarami Pogoni. Kolejny raz nieprawda. W drużynie na sezon 2000/01, kiedy portowcy wywalczyli wicemistrzostwo Polski pozostali: Majdan, Fornalak, Szubert, Drumlak, Ława, Kaczorowski, Dymkowski, Pokładowski. Kilku z nich było nawet wiodącymi postaciami (Majdan, Drumlak, Ława, Dymkowski).

Janusz Wójcik wspomina też o konflikcie z jednym z tureckich doradców. Nie pisze jednak, kto nim był, w jakim okresie, czego dotyczyły konflikty. Efekt tych opisów jest taki, że Wójcik był panem i władcą, radził sobie ze wszystkich trudnościami, ale szczegółów żadnych. Opowieści zatem trudne do zweryfikowania.

Jeżeli były selekcjoner reprezentacji podaje już jakieś dane, to natychmiast ich wiarygodność można obalić. Pisze o niejakim Gore Gokmenie. Oczywiście opisuje, jak to go rugał, ustawiał do pionu, ale pisze też następnie, że dzięki temu Turek grał później lepiej. Otóż nie grał lepiej, bo nie rozegrał w ligowym meczu w barwach Pogoni nawet minuty. Janusz Wójcik widocznie zapomniał.

Nie zdobył wicemistrzostwa

Na koniec szczecińskiego epizodu historia najzabawniejsza. Wójcik podaje, że odszedł z Pogoni po wywalczeniu tytułu wicemistrza Polski i odszedł do Śląska. Kolejne kłamstwo. Wójcik nigdy nie podpisał umowy trenerskiej z Pogonią. Odmówił na krótko przed rozpoczęciem sezonu 2000/01.

Janusz Wójcik stworzył latem 2000 roku drużynę, którą później przejął Edward Lorens, a Wójcik już wtedy rozstał się z Pogonią i Sabri Bekdasem. Rozstał się przed pierwszym meczem sezonu, który zakończył się dla Pogoni wywalczeniem wicemistrzostwa Polski.

W Śląsku był już w rundzie wiosennej roku 2001, kiedy Pogoń właśnie to wicemistrzostwo zdobywała. Wójcik może tego nie pamięta, ale ja pamiętam, jak Pogoń przegrała mecz we Wrocławiu 0:1, a sędzia nie uznał dla portowców prawidłowo zdobytej bramki, a Pokładowskiego wyrzucił z boiska już w pierwszej połowie, ułatwiając Śląskowi wygranie meczu.

Wójcik miał tyle wspólnego z wywalczeniem wicemistrzostwa Polski, ile warte są jego dwie książki. Polegające głównie na wulgaryzmach, nie poparte żadnymi nowymi faktami, tworzące bezpodstawne mity i wielbiące jej bohatera.

Zwierzchnik Mikulskiego

Przygoda Janusza Wójcika z Pogonią i Sabri Bekdasem rozpoczęła się jesienią 1999 roku. Trenerem był Albin Mikulski. Cieszył się w Szczecinie ogromną popularnością, ale w klubie nie miał mocnej pozycji. Od momentu, kiedy władzę w klubie przejął Sabri Bekdas, jego prawą ręką w kwestiach sportowych stał się Janusz Wójcik.

Wtedy to była postać w polskim futbolu niezwykle znana i szanowana. Postacie takiego kalibru przy Pogoni Szczecin miały świadczyć o tym, że projekt powstawania nowej, bardzo mocnej drużyny jest tylko kwestią czasu.

Wójcik, to był były selekcjoner reprezentacji Polski, z którą minimalnie przegrał eliminacje do finałowego turnieju mistrzostw Europy w roku 2000. Z końcem eliminacji stracił pracę głównie dlatego, że zmieniła się też władza w PZPN. Za sterami zasiadło trio: Michał Listkiewicz, Zbigniew Boniek i Eugeniusz Kolator, a prezesem był ten pierwszy.

Pozycja Wójcika w Pogoni od samego początku owiana była gęstą mgłą tajemnicy. Podobno trafił do Szczecina dzięki rekomendacji wysoko postawionych polityków. Sam Sabri Bekdas słynący ze szczerości w swoich wypowiedziach twierdził, że nie wiedział nawet kim był wcześniej Janusz Wójcik i że to on do niego przyszedł, a nie na odwrót.

Współpracownik premiera

Wójcika ścisłe kontakty ze światem polityki z czasem przestawały być tajemnicą. Już w XXI wieku zasiadał w ławach poselskich z list SLD i Samoobrony, był bliskim współpracownikiem premiera Leszka Millera.

W Pogoni pełnił bliżej nieokreśloną rolę. W przerwie meczów na przykład wchodził do szatni Pogoni i udzielał piłkarzom, oraz trenerom wskazówek. Nie wiadomo jakie to były wskazówki, ale musiało wyglądać to komicznie, jak były selekcjoner reprezentacji wpada do szatni Pogoni znajdującej się dość daleko od płyty głównej boiska i na szybko mówi, co mu się nie podobało i co trzeba zmienić. Albin Mikulski się na to godził, piłkarze na to patrzyli i nic dziwnego, że później morale drużyny uległo poważnemu załamaniu.

Rola Janusza Wójcika była trudna do zdefiniowana jeszcze z tego powodu, że w tamtym czasie zawód dyrektora sportowego praktycznie nie istniał. Sam Albin Mikulski twierdził, że może być jednocześnie trenerem, jak i dyrektorem sportowym odpowiedzialnym za transfery. Później okazało się, że w kwestii transferów zbyt wiele do powiedzenia nie miał, a również jako trener nie miał pełnej autonomii.

Bekdas ufał do czasu

Sabri Bekdas początkowo ufał Wójcikowi bezgranicznie. Wiedział, że były selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski ma znakomite rozeznanie i tak skonstruuje zespół, by ten walczył o mistrzostwo Polski.

Janusz Wójcik miał zostać trenerem i miał już przygotowany kontrakt. Ostatecznie jednak go nie podpisał. Na tydzień przed inauguracją sezonu zorganizowano konferencję prasową połączoną z bankietem, na której w błysku fleszów i jupiterów miało dojść do podpisania umów z nowymi piłkarzami i trenerem Januszem Wójcikiem.

Trener jako jedyny umowy nie podpisał. Przez cały okres przygotowawczy pracował nad transferami, ale na tydzień przed inauguracją sezonu okazało się, że Pogoń wciąż jest bez szkoleniowca.

W kuluarach mówiło się, że Wójcik nadwyrężył zaufanie Sabri Bekdasa. Jego negocjacje z piłkarzami odbywały się w dwuznacznych okolicznościach. Kulisy tych rozmów docierały do Bekdasa, który uznał, że Wójcik nie był lojalny i nie zasługuje na to, by być trenerem w jego klubie. ©℗ Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Adolf Mioduski
2016-10-05 17:05:34
Ale Peszko na tym zdjęciu skacowany. No, ale jak się imprezuje z Wójtem to i tak należy mu się podziw, że prosto idzie.
ls
2016-10-03 10:30:42
stara szkoła -to zupełnie jak banda nierobów w sukienkach,oni kit wciskaja od 2 tys lat
Co by to bylo gdyby SZEF Kosobucki zyl..
2016-10-03 09:52:43
..Po pierwsze i najwzniejsze to to ze teraz powinniscie postawic mu pomnik przed nowym stadionem a nie...Po drugie gdyby wtedy..to humorysci najrozniejszej masci by nawet nie zdazyli przerzucic sie na spiew.Szkoda slow!
kibic
2016-10-03 09:44:42
Panie Parada, pańskie pisanie "pod zamówienie" jest beznadziejne, odrobinę dystansu, przykro to czytać.
;-]
2016-10-03 09:36:24
Przecież wiadomo ze w latach 80-90- 2000+ i dłuzej w polskiej piłce bylo jak w filmie Piłkarski Poker a biedni kibice na młynie mysleli że jak będa krzyczeć 90 minut to ich druzyna wygra dzięki temu mecz...buhaha,ciekawa też jest książka Wojtka Kowalczyka.
Stara szkoła
2016-10-03 09:24:16
Ale o co chodzi? Przecież politycy opozycji też tak działają. Powiedzą nieprawdę, przyklei się do człowieka, a przeprosiny, jeśli w ogóle, to są na ostatniej stronie...

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA