Sobota, 23 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Urodziny selekcjonera, który doceniał portowców

Data publikacji: 03 maja 2019 r. 16:52
Ostatnia aktualizacja: 03 maja 2019 r. 16:52
Piłka nożna. Urodziny selekcjonera, który doceniał portowców
 

W czwartek 77 lat kończy Antoni Piechniczek, jeden z najlepszych, najwybitniejszych trenerów w historii polskiej piłki nożnej.

Jako jedyny doprowadził polską reprezentację dwukrotnie do finałowego turnieju mistrzostw świata, za każdym razem wychodził z grupy, za pierwszym razem zakończył występy na trzecim miejscu powtarzając osiągnięcie wspaniałej drużyny Kazimierza Górskiego.

Triumf z roku 1982 był w stosunku do tego sprzed 8 lat trochę niedoceniany. Antoni Piechniczek nie miał w składzie aż tak wielu wybitnych piłkarzy, choć miał na pewno gwiazdę pierwszej wielkości, Zbigniewa Bońka. Tym bardziej zatem powtórzenie sukcesu z roku 1974 ocenić trzeba jako duży wyczyn.

Antoni Piechniczek prowadził reprezentację Polski 5,5 roku. Rozpoczął swoją przygodę wiosną 1981 roku, kiedy drużyna Pogoni Szczecin walczyła o awans do ekstraklasy. Siłą rzeczy dość długo w kadrze Piechniczka nie było piłkarzy Pogoni.

Zgrupowanie w Zakopanem

Po raz pierwszy zwrócił na nich uwagę w przerwie zimowej sezonu 1981/82. Był akurat stan wojenny, Pogoń zakończyła rundę jesienną na pierwszym miejscu, a kilku piłkarzy pokazało się ze znakomitej strony.

Antoni Piechniczek w styczniu 1982 roku zorganizował w Zakopanem zgrupowanie reprezentacji Polski, kiedyś polscy selekcjonerzy mieli takie możliwości. Powołał aż trzech portowców: Marka Szczecha, Janusza Turowskiego i Zbigniewa Stelmasiaka. Ten drugi znalazł się później w szerokiej 40-osobowej kadrze przed Mundialem w Hiszpanii, ale na turniej 21-letni napastnik już nie pojechał.

W kolejnych latach Pogoń potwierdzała wysoką formę na krajowym podwórku. Trener Piechniczek kilku zawodników chętnie powoływał. Największe zaufanie miał do Marka Ostrowskiego.

W eliminacjach do mistrzostw świata w roku 1986 Ostrowski był wiodącą postacią w polskiej reprezentacji, w jednym z eliminacyjnych meczów zdobył nawet gola, było to w wygranym 4:1 spotkaniu z Grecją w Atenach. Ostrowski pojechał na Mundial do Meksyku, zagrał przeciwko znakomitym drużynom: Portugalii, Anglii i Brazylii, nie zawiódł.

Kensy i Biernat

To nie był jedyny gracz Pogoni, którego Antoni Piechniczek próbował w reprezentacji. W roku 1983 na mecz eliminacji do mistrzostw Europy z ZSRR powołał Adama Kensego i Jarosława Biernata. Ten pierwszy wystąpił w podstawowym składzie, zagrał bardzo dobrze, ale później okazało się, że był to zaledwie pierwszy z trzech występów w reprezentacji tego piłkarza.

Z całą pewnością Kensy zapamięta, ale już z zupełnie innych powodów inny z trzech meczów pod wodzą Antoniego Piechniczka. 28 października 1983 roku polska reprezentacja w ostatnim meczu eliminacji do mistrzostw Europy podejmowała Portugalię. Nie miała już szans na awans, ale mogła mieć pośredni wpływ na to, kto awansuje.

Odbierając punkty Portugalii spowodowałaby, że awans miałaby zapewniony drużyna ZSRR, a nikt tego szczególnie w tamtym czasie nie chciał. To był czas, kiedy wschodnie mocarstwo było szczególnie niechętnie odbierane w kraju, w którym nie minęły jeszcze dwa lata od wprowadzenia stanu wojennego, od odebrania ludziom nadziei.

Pamiętny mecz z Portugalią

W meczu uczestniczyło dwóch piłkarzy Pogoni Szczecin: Adam Kensy i Marek Ostrowski. Obaj byli w tamtym czasie rozrywani przez pierwszą reprezentację i reprezentację olimpijską. Ostrowski i Kensy byli wiodącymi piłkarzami Pogoni Szczecin, będącej w tamtym czasie rewelacją rozgrywek ligowych.

Pogoń rozgrywała swój najlepszy sezon w historii. Wygrywała z potentatami: Widzewem, Lechem, a sezon zakończyła po raz pierwszy na medalowym miejscu. Ostrowski i Kensy należeli jednak w tamtym dniu do najsłabszych piłkarzy w zespole.

Ten pierwszy nawet opuścił boisko już po pierwszej połowie, a jedyny gol dla Portugalii padł właśnie po akcji stroną, za którą odpowiedzialny był Ostrowski. Kensy natomiast nie potrafił udźwignąć roli dyrygenta zespołu. Też został zmieniony, ale dopiero w drugiej połowie.

To był mecz, który nie miał już dla polskiej reprezentacji żadnego znaczenia. Z tego powodu z przyjazdu zrezygnował Zbigniew Boniek, który był już wtedy gwiazdą Juventusu Turyn.

To nie był jeszcze ten czas, kiedy wszystkie mecze reprezentacji odbywały się w jednym czasie, a zwolnienia na mecze reprezentacji piłkarzy z klubów zagranicznych były normą. Klub nie musiał piłkarza zwalniać nawet na ważne wydarzenia, dlatego absencja Bońka w meczu praktycznie bez znaczenia nie była zaskoczeniem.

Doping dla Portugalii

Atmosfera wokół tego spotkania była jednak nieprawdopodobna. 20 tysięcy kibiców na wrocławskim stadionie Olimpijskim była przez cały mecz całym sercem za rywalem. Gdy jedyną bramkę w meczu zdobywał Manuel, to stadion skandował jego nazwisko na przemian z krajem, który reprezentował. 

Piłkarzom zarzucano brak ambicji, celowe odpuszczanie meczu, a nawet korupcję. W tamtym meczu grali piłkarze z polskich klubów, borykający się z codziennymi problemami tak samo, jak inni ludzie, mający taki sam stosunek do sytuacji politycznej, jak większość Polaków.

Były zatem uzasadnione powody, by sądzić, że oni również chcieli zrobić na złość ZSRR i być może celowo przegrali mecz. Doszło nawet do tego, że dzień po spotkaniu trener Piechniczek musiał się tłumaczyć za drużynę w specjalnym programie telewizyjnym. Bronił piłkarzy i nawet kajał się.

To było zaledwie trzy lata od słynnej afery na Okęciu, po której nie wahano się zdyskwalifikować czterech czołowych graczy reprezentacji i zwolnić trenera, do którego nie było absolutnie żadnych zastrzeżeń od strony sportowej.

Strach trenera

Zarówno trener Piechniczek, jak i piłkarze byli w sporym strachu, bo zdarzyć się mogło wszystko. Fakty były takie, że polska reprezentacja przy ewidentnym dopingu rywala przegrała na własnym boisku z drużyną, która wtedy nie uchodziła za potentata.

Portugalia była krajem, którego reprezentacja nie miała żadnych sukcesów od dwóch dekad. Porażka z nią na własnym boisku musiała zastanawiać i budziła wątpliwości. Portugalia wykorzystała przychylność losu.

Nie tylko pokonała Polskę, ale też dwa tygodnie później ZSRR i niespodziewanie awansowała do finałowego turnieju mistrzostw Europy, w którym okazała się rewelacją dochodząc aż do półfinału i po drodze eliminując między innymi wicemistrzów świata ekipę RFN.

Kolejnym piłkarzem Pogoni, któremu trener Piechniczek dał szansę gry w reprezentacji był Krzysztof Urbanowicz. Debiutował w roku 1983 przeciwko Rumunii, zagrał w jednym eliminacyjnym meczu – do mistrzostw Europy z ZSRR, a zakończył swoje występy podczas zimowego tournée po Indiach w roku 1984.

Ostrowski zastąpił Urbanowicza

Gdy w roku 1984 przestała istnieć reprezentacja olimpijska, w której niezbędnym piłkarzem był Marek Ostrowski, to okazało się, że Urbanowicz w pierwszej reprezentacji musiał ustąpić swojemu koledze klubowemu.

Antoni Piechniczek po zakończeniu 5,5 rocznej przygody z reprezentacją podjął się pracy w Górniku Zabrze, wtedy najsilniejszej drużynie w kraju. Jesienią 1986 roku Pogoń była bliska pokonania Górnika z Piechniczkiem na ławce rezerwowych. Prowadziła do przerwy 2:0, ale po zmianie stron gości doprowadzili do wyrównania.

Podczas mistrzostw świata w Hiszpanii, jednym z asystentów Piechniczka był Bogusław Hajdas, czyli trener, który w latach 1975-77 prowadził drużynę Pogoni i stworzył w Szczecinie zespół najbardziej ofensywny w Polsce, bijący się do ostatnich kolejek o awans do Pucharu UEFA. Wojciech Parada

REKLAMA
REKLAMA

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA