Pogoń Szczecin - Górnik Łęczna 1:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Śpiączka (45), 1:1 Murawski (50)
Żółte kartki: Drygas (Pogoń)
Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)
Widzów: 4 354
Pogoń: Henger - Râpă, Rudol, Fojut, Nunes - Delew (72, Zwoliński), Murawski, Matras, Drygas (82, Kort), Gyurcsó - Frączczak.
Górnik: Prusak - Komor, Szmatiuk, Gérson, Leândro - Bonin (86, Grzelczak), Drewniak, Danielewicz, Hernández (53, Juriša), Piesio - Śpiączka (78, Pitry).
Pogoń nie wygrała czwartego meczu z rzędu zdobywając w tych spotkaniach zaledwie trzy gole. Gdy w poprzednim miesiącu zanotowała znakomitą passę, wygrała dwa razy z rzędu, ale przede wszystkim zademonstrowała dobrą, nieszablonową i pełną energii gre w ofensywie, to wydawało się, że złapała odpowiedni rytm i grać tak będzie juz zawsze, albo nawet jeszcze lepiej.
Po przerwie na reprezentację przyszedł ponownie zły okres. Pogoń gra z meczu na mecz gorzej i pechowo. Z Lechem przegrała, ale spisywała się nieźle, z Wisłą przegrała, ale zaprezentowała się już gorzej. W sobotnie popołudnie wypadła jeszcze słabiej. Poziom meczu był porównywalny do tego z Koroną na początku sezonu.
Pogoń nie robi postępów, ma problem z konstruowaniem ataku pozycyjnego, rozgrywa ataki wolno, schematycznie i przewidywalnie. O ile w poprzednich meczach mozna się było doszukiwać przyczyn słabszej postawy kilkoma niefortunnymi posunięciami personalnymi, to już w meczu z Górnikiem zaprezentował się skład teoretycznie najlepszy.
Mizerny efekt pracy
Jeżeli zatem Pogoń po 10 meczach grając w teoretycznie najsilniejszym składzie nie radzi sobie z rywalem z Łęcznej, przez większą częśc spotkania ma problem z płynnością w grze, nie umie przedostać w strefę obronną przeciwnika, ma kłopot z celnością podań, regularnością, to znaczy, że problem jest głębszy, że nie dotyczy pojedynczych, niezależnych zdarzeń, ale jest wynikiem pracy, jaka drużyna dotąd wykonała i gołym okiem widać, że ocena tej pracy nie może być pozytywna.
Pogoń przed przerwą zagroziła dwa razy, ale nie po wykreowanych akcjach, ale po wrzutkach w pole karne. Za pierwszym razem Fojut trafił w słupek, a za drugim Frączczak minimalnie przestrzelił.
Pogoń niepotrzebnie zawężała pole gry, nie wykorzystywała umiejętnie swoich skrzydłowych, praktycznie w ogóle nie próbowała akcji oskrzydlających, nie było dobrej współpracy piłkarzy występujących w bocznych rejonach boiska i na pewno nie było to efektem tego, że każdy z nich włada innym językiem i nikt z nich nie jest Polakiem.
Gyurcso dał sygnał
Pogoń ożywiła się po przerwie. Wystarczył zryw Gyurcso, kilka zwodów, szybszych rozwiązań i trochę szczęścia i padło wyrównanie. Jeszcze raz okazało się, że w trudnych chwilach można liczyć na Murawskiego.
Gyurcso natomiast mógł przechylić losy meczu, ale dwukrotnie w sytuacjach sam na sam nie wykorzystał okazji. Za każdym razem piłkę dogrywał mu Murawski.
Pogoń miała mnóstwo czasu, by mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść. Po krótkim okresie z początku drugiej połowy, kiedy dawała nadzieje na odmianę sytuacji na boisku, jej gra z kazdą następną minuta stawała się podobna do tej z pierwszej połowy.
Anemiczne próby nękania defensywy gości nie dawały rezultatu, a coraz częstsze wrzutki w pole karne były potwierdzeniem na to, że bezradność w poczynaniach Portowców jest coraz większa, a apatia coraz trudniejsza do opanowania.
Pogoń nie tylko nie rozegrała dobrego meczu, nie tylko nie zdobyła trzech punktów, ale też swoją postawą dała mało rzetelnych podstaw, że może się to wkrótce zmienić. Zmiana stylu gry na bardziej twórczy okazuje się jak dotąd tylko chwytliwym hasłem, natomiast efekt tego jest coraz bardziej niepokojący. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser