Arka Gdynia - Pogoń Szczecin 1:1 (1:0) 1:0 Nalepa (45+1, karny), 1:1 Matynia (72).
Żółte kartki: Serrarens, Deja, Marciniak (Arka), oraz Hostikka, Podstawski, Stec (Pogoń).
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów 5 072.
Arka: Steinbors - Zbozień, Maghoma, Maric, Marciniak - Garcia (84, Vinicius), Deja, Vejinovic, Nalepa (84, Budziński), Młyński (57, Antonik) - Serrarens.
Pogoń: Stipica - Stec, Triantafyllopoulos, Zech (67, Łasicki), Matynia - Hostikka (84, Dąbrowski), Podstawski (73, Listkowski), Kozulj, Kowalczyk - Spiridonovic, Buksa.
Pogoń była zdecydowanym faworytem sobotniego meczu z Arką w Gdyni, ale wywalczyła zaledwie punkt. Przez cały mecz miała optyczną przewagę, starzała dużo sytuacji strzeleckich, oddała osiem celnych strzałów przy trzech rywala.
Długimi okresami prezentowała się korzystnie, potrafiła zamykać rywala w jego strefie obronnej, grała ładnie dla oka, utrzymywała piłkę, ale zabrakło skuteczności i szczęścia. To drugie było przy drużynie w kilku spotkaniach obecnego sezonu, tym razem to gospodarze mogą być wdzięczni losowi, że zdołali wywalczyć punkt z liderem.
Szczecinianie przyjechali do Gdyni z mocnym nastawieniem na wygranie meczu, ale skończyło się zaledwie punktem. Ten remis trzeba jednak szanować, bo czasem zdarzają się takie mecze, w których piłka mimo usilnych prób nie wpada do bramki przeciwnika.
Pogoń trafiła na swojej drodze na znakomitego bramkarza, którego nie sposób było pokonać. Dokonał tego tylko Matynia po dokładnym dograniu piłki przez Steca. Paradoksalnie to byli piłkarze mający bardzo słabe momenty w meczu, pozwalali rywalom na bardzo wiele we własnej strefie obronnej, niedokładni w ataku pozycyjnym, ale to oni zadecydowali o zdobyciu gola na wagę punktu.
Oznacza to, że Pogoń w czterech ostatnich meczach dwa razy wygrała i dwa razy zremisowała, nie doznała porażki. W meczu z Arką pokazała, że utrzymuje wysoką formę, kilku graczy szczególnie z ofensywnej formacji prezentowało dobrą jakość, ale nie zawsze wynik meczu odzwierciedla przebieg gry.
Tym razem szczecinianie zasłużyli na wygraną, ale remis też powinni traktować z satysfakcją, bo długo przegrywali i nawet w doliczonym czasie gry przeciwnik zdobył gola, którego sędzia mógł uznać, ale zauważył przewinienie na Stecu, który nie po raz pierwszy stworzył zagrożenie we własnym polu karnym.
Mecz tym razem zakończył się bez gola i asysty dla naszych dwóch napastników: Buksy i Spiridonovica, ale obaj zasłużyli na duże uznanie. Nieustannie nękali defensywę rywala, wygrywali pojedynki i stwarzali bardzo duże zagrożenie. Wyglądali bardzo dobrze, na pewnych siebie, z dużą ochotą do gry, pazernych na gole.
Buksa już przed przerwą mógł zdobyć gola i zaliczyć asystę, ale Steinbors wykazał się znakomitym refleksem. Spiridonovic znakomicie panował nad piłką, piłkarze drużyny przeciwnej bali się do niego podchodzić, 26-latek imponował dryblingiem, szukał gry kombinacyjnej, choć miejsca miał bardzo mało.
Rywal bronił się długimi okresami bardzo kurczowo i nawet rozpaczliwie, Pogoń była zdecydowanie lepsza, ale paradoksalnie mogła mecz zakończyć nawet bez punktu. Po pierwszej połowie miała zdecydowana przewagę w strzałach (10:4), otwierających podaniach (3:1), celnych podaniach w pole karne (6:3), kontaktach z piłką w polu karne (8:6) i w posiadaniu piłki (55 procent). Tylko wynik się nie zgadzał.
Miejscowi wykonali praktycznie jedyną groźną akcję, Vejinovica nie udało się złapać na pozycji spalonej, a Stec nieodpowiedzialnie sfaulował w polu karnym. Faul był ewidentny, sędzia nie pomylił się, a Pogoń po przerwie musiała gonić wynik.
W takiej sytuacji w obecnym sezonie udało się jej wyjść z opresji tylko raz - w Białymstoku. Tym razem skończyło się tylko remisem, ale szczecinianie mocno na ten punkt zapracowali w meczu ze słabym rywalem, który nie układał się, choć do dyspozycji większości graczy trudno mieć zastrzeżenia. ©℗ Wojciech Parada