Lechia Gdańsk - Pogoń Szczecin 0:1 (0:1) 0:1 Kozulj (9).
Żółte kartki: Mladenovic (Lechia), oraz Kowalczyk, Podstawski (Pogoń).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów 12 161.
Lechia: Kuciak - Makowski, Nalepa, Maloca, Mladenovic - Haraslin (82, Arak), Łukasik, Kubicki, Gajos (62, Paixao), Wolski (62, Peszko) - Sobiech.
Pogoń: Stipica - Stec (86, Frączczak), Triantafyllopoulos, Zech, Matynia - Kowalczyk, Podstawski, Listkowski (66, Bartkowski), Kozulj, Spiridonovic (62, Hostikka) - Buksa.
Piłkarze Pogoni Szczecin sprawili miła niespodziankę. Pokonali w Gdańsku miejscową Lechię, która przechodzi lekki kryzys, ale jest zespołem klasowym, który nastawiony był na zwycięstwo. Szczecinianie tym samym awansowali na trzecie miejsce w tabeli, które stracili tylko na jedną kolejkę. Oznacza to, że na tej pozycji zakończyli pierwszą rundę sezonu zasadniczego.
To bardzo dobry wynik, jeśli chodzi o zajmowaną pozycję w tabeli i dorobek punktowy. Jest on najlepszy po pierwszej rundzie sezonu zasadniczego od kiedy Pogoń awansowała do ekstraklasy w roku 2012. Pogoń w obecnym sezonie przyzwyczaiła do podobnych zwycięstw. Wygrała 1:0 po golu zdobytym w pierwszej połowie Kozulja, który miał serię 12 meczów bez gola i asysty. W sobotni wieczór należał do najlepszych na boisku.
Pogoń przed przerwą dominowała, narzuciła przeciwnikowi swój styl gry, trzymała go na jego połowie boiska, grała twardo, ostro, intensywnie i pokazała dużo jakości. Tak już było w spotkaniach z Zagłębiem i Lechem. Z Lechią wyglądało to jeszcze lepiej.
Pogoń długimi okresami zamykała rywala na jego połowie boiska, szybko odbierała na jego połowie piłkę, do wysokiej formy wrócili nasi dwaj środkowi pomocnicy: Podstawski i Kozulj i momentalnie podniosła się jakość poczynań całego zespołu.
Pogoń przed przerwą grała lepiej, była drużyną dojrzalszą, ale to Lechia stworzyła więcej sytuacji bramkowych. Jeszcze przy stanie 0:0 świetnej szansy nie wykorzystał Haraslin, natomiast pod koniec pierwszej połowy po serii rzutów rożnych Lechia miała przynajmniej trzy dobre okazje. Po jednym ze strzałów słupek uratował gości od utraty gola.
Pogoń dała się zepchnąć do defensywy jedynie w pierwszych dwóch minutach i pięciu ostatnich minutach pierwszej połowy. W tak krótkim czasie pozwoliła bezradnemu przez większą część pierwszej połowy przeciwnikowi na stworzenie zbyt wielu dogodnych pozycji strzeleckich.
Szczecinianie po przerwie nie forsowali już tempa. Zastosowali podobny manewr, jak w spotkaniach z Zagłębiem i Lechem, ale tym razem zdecydowanie bardziej skuteczny. Pogoń po przerwie oddała już tylko jeden celny, mało groźny strzał Steca, praktycznie nie zagrażała przeciwnikowi, opóźniała grę, spowolniała rozpoczęcie akcji, celebrowała atak pozycyjny.
Różnica do meczu z Lechem i Zagłębiem była taka, że tym razem nie pozwoliła przeciwnikowi na zbyt wiele okazji do zdobycia bramki, choć Lechia takie też miała. Nie potrafiła jednak oddać celnego strzału. Dwa razy było jednak bardzo blisko - po uderzeniach Nalepy i Mladenovica.
Trener miejscowych na ostatnie pół godziny wprowadził na boisko dwóch doświadczonych ofensywnych graczy: Peszkę i Paixao. Lechia starała się atakować naszą lewą stroną boiska, po której biegał nie dość pewnie grający Matynia i słabo go wspierający najpierw Spiridonovic, a następnie jego zmiennika Hostikka.
Lechia nie miała na tyle dużej mocy, nie była aż tak mocno zdeterminowana, nie potrafiła szczecinian zepchnąć do rozpaczliwej obrony. Pogoń broniła się umiejętnie, skutecznie wybijała z rytmu przeciwnika. Podobny styl zaprezentowała w kolejnym już spotkaniu, który w dłuższej perspektywie okazuje się skuteczny, daje punkty, ale walory artystyczne prezentuje tylko w jednej z połów. ©℗ Wojciech Parada