Rozmowa ze Zvonimirem Kozuljem, piłkarzem Pogoni Szczecin
Pomocnik z Bośni i Hercegowiny Zvonimir Kozulj, reprezentujący obecnie barwy występującej w ekstraklasie szczecińskiej Pogoni, w 66. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego” został uhonorowany tytułem „Obcokrajowiec Roku”. Jest on czołowym zawodnikiem ekipy portowców, bardzo skutecznym strzelcem i jednym z liderów drużyny.
Jego absencja (z powodu żółtych kartek) w ostatnim tegorocznym meczu, przegranym spotkaniu na Twardowskiego z Koroną Kielce 0:1, była dotkliwie odczuwalna. Sympatycznego zawodnika spotkaliśmy dzień przed wspomnianym pojedynkiem, na gali sportowej naszej redakcji w Restauracji „Bulwary”, i wykorzystując sposobność, przeprowadziliśmy rozmowę.
– Przebywa pan w Szczecinie już od ponad roku, więc chyba możemy śmiało zapytać o wrażenia z grodu Gryfa…
– Dobrze się czuję w Polsce i Szczecinie, między innymi dlatego że nie czuję się samotny, bo jest ze mną moja narzeczona Iva oraz rodzeństwo – siostra Kristina i brat Kresimir. Od razu uprzedzę ewentualne pytanie i powiem, że mój braciszek nie gra w piłkę. Miasto zdążyłem już trochę poznać i bardzo mi się podoba. Gdy jest ciepło, to najlepszym miejscem na spacery są nadodrzańskie bulwary. Podoba mi się też na Starówce, choć sprawia wrażenie bardziej nowej niż zabytkowej. Jednym z moich ulubionych miejsc jest także Centrum Handlowe Galaxy, gdzie mam swojego fryzjera i dziś też go odwiedziłem, by dobrze zaprezentować się na gali „Kuriera Szczecińskiego”. Gdy dowiedziałem się, że w polskim futbolowym światku słowo „fryzjer” ma specyficzne znaczenie i wiąże się z korupcją i ustawionymi meczami, to moją pierwszą reakcją był śmiech. To były stare sprawy, z czasów gdy nie było mnie w waszym kraju i nie mam na ten temat praktycznie żadnej wiedzy. Wracając zaś do Szczecina, to bardzo mi się w nim podoba, podobnie zresztą jak w Pogoni, w której bardzo dobrze ułożony jest trójkąt: trener – drużyna i klub. Choć mój kontrakt z zespołem portowców kończy się już w czerwcu 2020 roku, to z chęcią bym go przedłużył. W dokumencie jest zapis, że klub ma prawo automatycznego przedłużenia umowy o kolejny rok.
– A co pan sądzi o kibicach z Twardowskiego?
– Są bardzo autentyczni i utożsamiają się z granatowo-bordowymi barwami. Szczególnie cenię ich za liczny udział w wyjazdowych spotkaniach, choć ze Szczecina wszędzie jest daleko. Przykładowo na meczach w Gdańsku i Lubinie było ich tak wielu, że serce rosło. Ich obecność ma dla nas znaczenie i istotnie nas wspiera. Sympatyczne spotkania z kibicami mam też w Szczecinie i to niemal codziennie, gdy jestem proszony o autografy czy wspólne zdjęcia. Takie chwile napełniają mnie pozytywną energią!
– Jak znalazł się pan w Pogoni? Czy to zasługa menedżera, czy też może w Hajduku Split, gdzie pan poprzednio występował, wypatrzyli pana łowcy talentów ze Szczecina…?
– Mój przyjaciel zrobił mi dobrą reklamę i polecił moje usługi trenerowi Pogoni Koście Runjaicowi, a on już dalej pilotował całą sprawę i doprowadził do sfinalizowania transferu, a później umiejętnie wprowadził do drużyny.
– Przed kilkunastu laty w Pogoni występował pański rodak Admir Adżem. Czy zna go pan? Czy rozmawialiście może o tym, czego można się spodziewać w Szczecinie?
– Wiem, kto to jest Admir Adżem, bo to znany trener młodzieży w Bośni i Hercegowinie. Przed laty, gdy byłem jeszcze juniorem, chyba wpadłem mu w oko, bo czynił starania, by ściągnąć mnie do Żejleznicara Sarajewo. Nie wiedziałem jednak, że w przeszłości występował w Pogoni, więc choćby z tego powodu nie rozmawialiśmy o sytuacji w szczecińskim klubie.
– Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, więc przypominają nam się także te sprzed lat, gdy bośniacki trener, o którym rozmawiamy, przebywał w Polsce, a świąteczny okres mocno go stresował. Był on muzułmaninem, więc wzdragał się przed przełamaniem opłatkiem, ale nawet mocno się zastanawiał, czy wolno mu zjeść barszcz z krokietem…
– W pierwszej chwili to może śmieszyć, ale trzeba mieć szacunek dla przekonań religijnych innych ludzi. W moim przypadku nie mam tych problemów co trener, bo nie napotykam w Polsce na bariery kulturowe, gdyż jestem chrześcijaninem jak chyba większość szczecinian. Dodam, że nie jestem chrześcijaninem jedynie z nazwy, ale chodzę do kościoła.
– W takim razie musimy zapytać, gdzie spędzi pan Boże Narodzenie oraz jaka potrawa będzie królować na świątecznym stole?
– Wkrótce wracam do swojego kraju i święta spędzę z rodziną w Mostarze, skąd pochodzę. Jeśli chodzi o moje kulinarne sympatie, to najbardziej nie mogę się doczekać, kiedy skosztuję sarmy. Jest to nasza tradycyjna potrawa z mięsa i kapusty, także kiszonej. Nie wiem, z czym ją porównać w polskim jadłospisie. Chyba najbliższa jest gołąbkom, ale różnice są znaczne.
– A jakie są plany na sylwestrową zabawę?
– Nowy Rok 2020 witał będę kilka godzin wcześniej niż uczynią to Polacy, gdyż w wąskim gronie bliskich przyjaciół z mojego kraju wybieram się do Rosji. Jedziemy tam w trzy pary i szampańskiego, miejmy nadzieję, sylwestra spędzę w Moskwie.
– Pozostańmy przy temacie zabaw. Jak ta sprawa wygląda w Pogoni? Czy piłkarze-portowcy potrafią bawić się wspólnie, czy też preferowane jest spędzanie wieczornych godzin we własnych domach?
– Na wszystko musi być odpowiedni czas, ale mamy oczywiście wspólne wieczorowe wyjścia, szczególnie po meczach u siebie. Czasami spotykamy się całą grupą, z żonami lub z dziewczynami, a niekiedy w podgrupach. Jeśli chodzi o mnie, to najbliżej trzymam się z Dawidem Stecem i Soufianem Benyaminą. Jednym z powodów jest też fakt, że mieszkamy blisko siebie, niedaleko centrum, w pobliżu miejsca, gdzie jak słyszałem, nie tak dawno był jeszcze stadion klubu Pionier.
– W jakim języku rozmawiacie na spotkaniach, w szatni i na boisku?
– Nasza drużyna jest międzynarodowa, więc niejako z konieczności posługujemy się językiem angielskim, w prostym, ale komunikatywnym wydaniu. Tylko koledzy z austriackiego zaciągu pomiędzy sobą porozumiewają się po niemiecku. Jeśli jednak zauważą, że w pobliżu jest ktoś, kto ich nie rozumie, to od razu przechodzą na angielski.
– A jak jest u pana ze znajomością języka polskiego?
– Jak słucham polskiej mowy, to sporo rozumiem. Śpiewy i skandowania naszych kibiców oraz wywieszane przez nich transparenty potrafię zrozumieć, a przynajmniej tak mi się wydaje… Nie mogę się jednak przełamać, żeby zacząć mówić, ale tak po prawdzie to nie ma takiej pilnej potrzeby, bo jakoś daję sobie radę w Polsce.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)
Fot. Ryszard Pakieser