Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin 1:1 (1:1) 1:0 Pich (4), 1:1 Buksa (22).
Sedziował Piotr Lasyk (Bytom).
Żółte kartki: Listkowski, Benyamina (obaj Pogoń).
Widzów: 24 968.
Śląsk: Putnocki - Broź, Puerto, Golla, Hołownia - Musonda (72, Gąska), Mączyński, Łabojko, Pich, Cholewiak (78, Szczepan) - Exposito (53, Chrapek).
Pogoń: Stipica - Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Nunes - Kowalczyk, Dąbrowski, Kozulj (87, Stec), Listkowski, Hostikka (69, Spiridonovic) - Buksa (82, Benyamina).
Pogoni nie udało się zdobyć wrocławskiej twierdzy i wygrać na nowym stadionie po raz pierwszy. Szczecinianie zdołali zremisować po meczu bardzo przyzwoitym, w wielu fragmentach udanym i efektownym, ale jednak grając zbyt ostrożnie, czasem nawet za bardzo oszczędnie.
We Wrocławiu Pogoń nie wygrała już od 18 lat, po raz ostatni jeszcze na obiekcie przy ul. Oporowskiej, kiedy właścicielem klubu był Sabri Bekdas, trenerem Mariusz Kuras, a czołowymi graczami: Stolarczyk, Drumlak, Podbrożny, czy Ława. Wtedy było 4:0.
Remis z liderem na jego boisku na pewno należy uznać za wynik pozytywny, choć można było pokusić się o nieco więcej. Jeżeli Pogoń chciała meczem z liderem zmazać plamę po porażce z Wisłą Płock, to można powiedzieć, że jej się to udało. Styl i postawa mogły zadowolić.
W Pogoni od pierwszej minuty zabrakło kontuzjowanego Podstawskiego, co od początku jego kariery w szczecińskim klubie raczej nie zdarzało się. Gdyby nie zakontraktowanie przed ponad tygodniem Dąbrowskiego, to na pozycji defensywnego pomocnika mógłby pojawić się problem, ale były gracz Cracovii na pewno imponuje doświadczeniem, więc o zastąpienie Portugalczyka z polskimi korzeniami nie obawialiśmy.
Powrót Kozulja
Na pewno można się było spodziewać bardziej odważnej i konkretnej gry w ofensywie. Powrót na boisko Kozulja mógł to gwarantować, z kolei powrót na boisko Zecha kosztem Łasickiego na środku defensywy był raczej bez znaczenia. Polski środkowy obrońca w meczach, w których zastępował Austriaka prezentował się nawet lepiej od Triantafyllopoulosa, więc o dyspozycje tej formacji mogliśmy być spokojni.
Początek meczu wskazywał jednak na coś zupełnie innego. Gospodarze lepiej weszli w mecz, dobrej okazji do zdobycia gola nie wykorzystał Exposito, który po dośrodkowaniu piłki przez Mączyńskiego nie trafił w bramkę, jednak kilkadziesiąt sekund później gospodarze wyszli już na prowadzenie.
Znakomitą szybkością popisał się Musonda, wyraźnie nie nadążył za nim Zech, a niepilnowany w polu karnym Pich wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Niefortunny początek nie zraził portowców, którzy przejęli inicjatywę, zdominowali rywala w środkowej strefie, jednak mieli problem ze stworzeniem klarownych sytuacji.
Z przyjemnością jednak oglądało się, jak wymieniają podania, jak poruszają się po boisku, prezentowali się korzystnie i o dalszy przebieg meczu można było być spokojnym. Najpierw gola zdobył Buksa, którego sędzia nie uznał z powodu minimalnego spalonego, ale po dwóch minutach ten sam piłkarz zdobył kapitalnego gola i wyrównał stan meczu.
Pożegnanie Buksy?
Dla Buksy mógł to być ostatni mecz w barwach Pogoni i w polskiej ekstraklasie. Wykupieniem piłkarza z Pogoni poważnie zainteresowany jest jeden z klubów włoskiej Serie A, który bardzo dobrze potrafi kształtować młodych piłkarzy. Wszystko wyjaśni się w poniedziałek, ostatni dzień okienka transferowego. Ewentualny transfer oznaczać będzie dla Pogoni duże osłabienie.
W pierwszej połowie na pewno piłkarzem, który zaimponował był Hostikka. Trener Runjaic dość niespodziewanie posadził na ławce rezerwowych Spiridonovica jakby dając do zrozumienia, że od goli bardziej ceni pracę w defensywie. Hostikka tym razem z szansy zamierzał skorzystać, był aktywny, oddał w pierwszych 45 minutach trzy strzały, w tym jeden celny. To była na pewno najlepsza połowa Fina w barwach Pogoni.
Bardzo nierówno spisywali się nasi młodzieżowcy. Kowalczyk jak zwykle grał ofiarnie, ambitnie, ale w jego poczynaniach za mało było piłkarskiej jakości. Listkowski natomiast oddał jeden celny strzał, dobrze zachował się w polu karnym, ale irytował stratami i złymi wyborami. Najważniejsze, że nie brakowało mu odwagi.
Po przerwie, szczególnie w końcowych fragmentach meczu, kiedy zmęczenie dawało się we znaki, Listkowski wciąż imponował dużą werwą, ochotą do gry, umiał wywalczyć faule, bywał nieuchwytny i trudny do upilnowania. To był na pewno dużo lepszy mecz tego piłkarza od ostatniego z Wisłą Płock.
Druga połowa mniej intensywna
Druga połowa była już mniej intensywna. Pogoń sprawiała wrażenie drużyny, która chce rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść, ale nie miała argumentów w ofensywie. Zbyt pasywne były skrzydła, natomiast największe zagrożenie sprawiał Kozulj, który pozyskiwał przestrzeń, grał odważnie, strzelał, ale jednak bardzo niecelnie.
Pogoń aktywniejsza była po lewej stronie boiska, gdzie dobrze dysponowany był Nunes. W miarę upływu czasu nasz lewy obrońca coraz mniej angażował się w ofensywę, a coraz mocniej pilnował własnej strefy w defensywie. Dbałość o utrzymanie wyniku remisowego była po jednej i drugiej stronie w miarę końca meczu coraz mocniej zauważalna.
Gospodarze też próbowali zagrozić bramce Stipicy, jednak poza początkiem meczu sytuacji żadnych nie stwarzali. Nasza defensywa spisywała się znakomicie, grała pewnie i rozsądnie. Śląsk najbardziej groźny był po stałych fragmentach gry, które egzekwowali: Mączyński, lub Pich. Szczecinianie nie dali się jednak zaskoczyć. ©℗ Wojciech Parada