Pogoń w sobotę gra w Gliwicach. Ostatni raz wygrała tam 35 lat temu. Przypominamy ten mecz, który zaważył na przyszłości obu klubów. Zarówno Piast, jak i Pogoń rywalizowały wtedy o awans do ekstraklasy.
2 maja na stadionie Śląskim w Chorzowie polska reprezentacja wygrała z NRD 1:0 znacznie zbliżając się do awansu na finały mistrzostw świata w Hiszpanii. W tym samym dniu w Gliwicach odbywał się mecz na szczycie w drugiej lidze.
Do końca sezonu pozostawało siedem kolejek, a Piast miał nad Pogonią trzy punkty przewagi (za zwycięstwo przyznawano wówczas dwa punkty). Wygrywając z podopiecznymi Jerzego Kopy praktycznie zapewniał sobie awans. W Szczecinie mało kto wierzył w dobry wynik. Pogoń w poprzedniej kolejce niespodziewanie przegrała u siebie ze Stilonem Gorzów 3:4.
- Kibice może zwątpili, ale drużyna jechała do Gliwic z mocnym postanowieniem wygranej - wspomina Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny. - Na stadionie obecnych było 15 tys. ludzi.
Nigdy wcześniej ani później mecz Piasta nie zgromadził w Gliwicach tylu kibiców. Na Śląsk przyjeżdżały kolumny samochodów i autokarów - wszyscy na eliminacyjny mecz z NRD. W oczekiwaniu na spotkanie reprezentacji, wielu kibiców postanowiło obejrzeć mecz w Gliwicach.
- Pogoń pokazała wtedy swoją wielkość i wszystkie atuty - kontynuuje A. Rynkiewicz. - Na skrzydłach znakomicie grali: Janusz Turowski i Dariusz Krupa, a piękną bramkę zdobył Zbigniew Stelmasiak.
W bramce Pogoni bronił wtedy Zbigniew Długosz. Zajął miejsce Marka Szczecha, który w spotkaniu ze Stilonem zawalił ewidentnie przy jednej z bramek. To nie była jedyna zmiana na newralgicznej pozycji.
Trener Kopa nie bał się niebanalnych rozwiązań personalnych. W defensywie postawił na 22-letniego Krzysztofa Jędrzejewskiego kosztem słabo grającego ze Stilonem Leszka Piekarczyka.
- Marek puścił gola między nogami z 5 metrów - wspomina Z. Długosz. - W bramce Piasta stał wówczas jego brat. Media z tego powodu miały świetny temat, ale trener Jerzy Kopa zrobił im psikusa. Zawsze, gdy coś się waliło, to stawiał na mnie. Tak zrobił i tym razem.
Trener Kopa długo opracowywał taktykę na tamten mecz. Dokonał kilku roszad w składzie, a drużyna przystąpiła do spotkania maksymalnie zmotywowana.
- Nasza taktyka była jak na tamte czasy misterna - kontynuuje Z. Długosz. - Mieliśmy w składzie kilku piłkarzy świetnie wyszkolonych. Trener nakazał nam długie utrzymywanie się przy piłce na swojej połowie, wciąganie przeciwnika w naszą strefę obronną i szybkie uruchamianie naszych skrzydłowych: Krupę i Turowskiego. Wszystko wypaliło perfekcyjnie, rozegraliśmy kapitalne zawody i wygraliśmy pewnie i zasłużenie.
Gdyby portowcy stracili w tamtym spotkaniu jakieś punkty, to ich szanse na awans zmalałyby do minimum.
- Wiedzieliśmy o tym, ale nas to nie sparaliżowało - kontynuuje Długosz. - Atmosfera w drużynie prowadzonej przez Jerzego Kopy zawsze była bojowa - wtrąca A. Rynkiewicz. - Nikt nie wątpił w sukces, choć łatwo nie było.
Pogoń grała w tamtym meczu w składzie: Długosz – Stańczak, Kozłowski, Jędrzejewski, Czepan – Biernat (72, Szostakowski), Kasztelan, Krawczyk – Turowski (85, Woronko), Stelmasiak, Krupa.
Gole: Stelmasiak (17), Krupa (40), Turowski (85). (par)
Podpis: Zbigniew Kozłowski i Zbigniew Długosz grali w pamiętnym meczu w Gliwicach rozegranym 35 lat temu.
Fot. R. Pakieser