Legia Warszawa - Pogoń Szczecin 3:0 (1:0) 1:0 Hamalainen (26), 2:0 Niezgoda (48), 3:0 Szymański (71).
Żółte kartki: Pazdan (Legia)
Sędzia: Mariusz Złotek (Stalowa Wola).
Widzów 25 115.
Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Remy, Pazdan, Hlousek - Vesovic (61, Philipps), Mączyński (68, Kucharczyk), Antolic, Hamalainen, Szymański - Niezgoda (78, Eduardo).
Pogoń: Załuska - Rapa (61, Listkowski), Rudol, Dwali, Nunes - Delew (77, Zwoliński), Piotrowski, Hołota (82, Walukiewicz), Drygas, Frączczak - Buksa.
Piłkarze Pogoni Szczecin przegrali ostatni mecz fazy zasadniczej z Legią w Warszawie, ale ostatecznie do decydującej fazy rozgrywek przystąpią z 12 pozycji, co pozwoli rozegrać cztery mecze u siebie i tylko trzy na wyjeździe. To był jeden z celów przed ostatnią kolejką fazy zasadniczej.
Drugim, a może nawet ważniejszym celem było rozegranie dobrego meczu przeciwko drużynie mistrza Polski na jego terenie, uzyskanie korzystnego wyniku z przeciwnikiem znajdującym się w głębokim kryzysie, mającym problem z narzuceniem własnego stylu gry i to się nie udało.
Pogoń przegrała wyraźnie, wciąż pozostaje bez zwycięstwa w Warszawie, gdzie po raz ostatni triumfowała już 35 lat temu. Nie musiało tak być, bo zespół rozegrał bardzo dobrą pierwszą połowę meczu, którą też przegrał, ale pechowo, nie zasłużył na to.
W pierwszej połowie to Pogoń była stroną dominującą, lepiej zorganizowaną, mającą określony plan na mecz, nie dopuszczała przeciwnika nie tylko do groźnych sytuacji, ale nawet w pobliże własnego pola karnego - poza tylko jedną sytuacją, która zakończyła się golem.
Odwaga i pomysły
Szczecinianie imponowali odwagą, dobrym rozegraniem, dobrymi rozwiązaniami w ofensywie. Najkorzystniej prezentowali się najmłodsi: Piotrowski i Buksa. Ten pierwszy brał udział praktycznie przy każdej ofensywnej akcji portowców, wypracował dwie doskonałe okazje Frączczakowi, ale ten najpierw nie trafił w piłkę, a następnie strzelił prosto w bramkarza.
Świetnie w roli defensywnego pomocnika wypadł Hołota, to już nie był ten sam, mocno przestraszony i niepewny piłkarz, jakim go znaliśmy z wielu spotkań obecnego sezonu. Odbierał piłki i wyprowadzał akcje. Pogoń rozegrała najlepszą pierwszą połowę w tym roku, ale nie udokumentowała tego golem, dwa razy obrońcom Legii uciekł Buksa, był szybki, sprytny, nieuchwytny, pokazał duży potencjał i możliwości, a miał z kim się mierzyć. Przeszkadzać mu próbowali: Remy i Pazdan.
Druga połowa w niczym nie przypominała już pierwszej. Stało się tak dlatego, bo Pogoń szybko straciła gola, straciła tym samym wiarę, nie poczynała już sobie tak odważnie i z takim polotem, jak przed przerwą. Miała w swoim zespole kilka bardzo słabych punktów, tych mocnych było zdecydowanie więcej, jednak nie da się osiągnąć korzystnego wyniku z dwoma, lub trzema piłkarzami grającymi poniżej poziomu ekstraklasy.
Poniżej poziomu ekstraklasy
Taki poziom zaprezentowali nasi obrońcy: Rapa i Rudol i dzieje się tak zawsze wtedy, gdy przeciwnik jest mocniejszy, szybszy, stawka wysoka. Po raz kolejny zawiódł nasz kapitan Frączczak. To nie jest zawodnik, który powinien być w drużynie jednym z liderów, a zupełnie bez racjonalnych powodów na takiego w klubie został wykreowany.
Pogoń miała szansę osiągnąć dobry wynik, bo Legia nie zaprezentowała futbolu wybitnego, nasza drużyna w ostatnich trzech meczach straciła siedem goli i choć dwa z tych trzech spotkań wygrała, to wciąż nie może być jeszcze pewna utrzymania. Nad przedostatnią w tabeli Termaliką ma dwa punkty przewagi.
W Warszawie zadebiutował 18-letni Walukiewicz i być może był to sygnał, że wkrótce dostanie szansę gry od początku, wielkiego wyboru nie ma, trzeba szukać nowych rozwiązań w defensywie. ©℗ Wojciech Parada