Czwartek, 18 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Pożegnanie z gwizdkiem (ROZMOWA)

Data publikacji: 17 października 2017 r. 19:11
Ostatnia aktualizacja: 18 października 2017 r. 13:03
Piłka nożna. Pożegnanie z gwizdkiem (ROZMOWA)
 

Rozmowa z Jarosławem Rynkiewiczem, byłym sędzią piłkarskiej ekstraklasy

35-letni szczecinianin Jarosław „Diego” Rynkiewicz przez trzy lata sędziował zawody piłkarskiej ekstraklasy, ale postanowił zakończyć karierę arbitra, a na pożegnanie piłkarskich boisk wybrał mecz klasy okręgowej pomiędzy Wartą Słońsk i Zjednoczonymi Przytoczna. Poprosiliśmy go o krótką rozmowę.

– Jak rozpoczęła się przygoda z gwizdkiem?

– W 2000 roku trenowałem jako junior Pogoni Szczecin pod okiem śp. Włodzimierza Obsta, a w naszej drużynie były połączone roczniki, zaś ja zaliczałem się do tych najmłodszych. Gdy nie grałem w podstawowym składzie, proszono mnie, bym posędziował sparingi i to mi się spodobało. Zachęty i kilku rad udzielił mi Rafał Buryta, który także jako sędzia dotarł do ekstraklasy, a obecnie jest trenerem przygotowania fizycznego Dumy Pomorza. W Pogoni rządził wtedy Sabri Bekdas i hurtowo sprowadzał piłkarskie gwiazdy, więc przed juniorami portowców były marne perspektywy, dlatego zdecydowałem się zakończyć karierę sportowca i zostać sędzią.

– Wróćmy jednak do wcześniejszych lat i występów w roli piłkarza…

– Grałem w piłkę przez 10 lat i to cały czas w Pogoni, przechodząc kolejne szczeble od trampkarza po juniora. Praktycznie zajmowało się mną dwóch trenerów, którym wiele zawdzięczam: wspomniany już Włodzimierz Obst, dzięki któremu do dziś mam niezłą kondycję, oraz Kazimierz Biela, mający motto, że „na boisku trzeba być cwaniakiem”. Ta sentencja niejednokrotnie mi się przydała i to zarówno jako piłkarzowi, jak i sędziemu.

– Jak wyglądały kolejne szczeble sędziowskiej kariery?

– Debiutowałem w dniu swoich 19. urodzin, 7 kwietnia 2001 roku, w meczu pierwszej klasy juniorów pomiędzy SALOS-em Szczecin i Pomorzaninem Nowogard. Na szczebel centralny, czyli do III ligi, awansowałem po pięciu latach, a później co dwa sezony były kolejne awanse. W I lidze zadebiutowałem 31 lipca 2010 roku w meczu Górnika Polkowice z Górnikiem Łęczna, a tydzień później miałem zaplanowany ślub. Na boisku wypadłem jednak na tyle dobrze, że delegowano mnie na kolejny ligowy weekend. Ślub był jednak dla mnie ważniejszy…

– Ta weselna rezygnacja nie przeszkodziła jednak w awansie do ekstraklasy…

– Znalazłem się w niej w 2012 roku, debiutując w meczu GKS Bełchatów – Legia Warszawa. Trzy lata sędziowałem w najwyższej klasie rozgrywkowej, a gdy w 2014 roku podzielono arbitrów na zawodowców i amatorów, znalazłem się w grupie „Top-Amator”.

– Jakie spotkania najbardziej utkwiły w pamięci?

– Mocno pamiętam pojedynek Zagłębia Lubin z Legią Warszawa, w którym pokazałem czerwoną kartkę zawodnikowi lubinian Bartoszowi Rymaniakowi. Po tym spotkaniu gospodarze praktycznie zostali zdegradowani, a wojskowi byli coraz bliżsi mistrzostwa Polski. Utkwił mi też w pamięci rewanżowy półfinał Centralnej Ligi Juniorów pomiędzy Lechem Poznań i Legią Warszawa, a wielu uczestników tego meczu gra obecnie w ekstraklasie. Ale ciekawa historia wiąże się też z II-ligowym meczem Ruchu Zdzieszowice, na który zostałem delegowany w trybie pilnym z powodu choroby wcześniej wyznaczonego arbitra. Z powodu prac na torach kolejowych, związanych z przygotowaniami do Euro 2012, na odcinku pomiędzy Poznaniem i Wrocławiem przejezdna była tylko jedna nitka i ruch odbywał się wahadłowo. Na domiar złego doszło do wypadku. W tej sytuacji z moimi asystentami, bliźniakami Markiem i Karolem Arysami, wzięliśmy taksówkę i nie zważając na koszty, tym środkiem transportu dotarliśmy punktualnie do Zdzieszowic.

– Czy były marzenia o międzynarodowej karierze?

– Zaliczyłem mały epizod w Lidze Europy, będąc sędzią technicznym w meczu prowadzonym przez Marcina Borskiego, który też niedawno zakończył sędziowską przygodę. Był to mecz RNK Split z Czarnomorcem Odessa, który pierwotnie miał się odbyć na Ukrainie, ale z powodu zestrzelenia nad jej terytorium pasażerskiego samolotu przeniesiono spotkanie do Chorwacji.

– Czy nie za szybko została podjęta decyzja o zakończeniu kariery?

– Zawsze miałem takie przemyślenia, by odejść w dobrym momencie. Nie byłem zawodowcem, lecz tylko amatorem i to też miało znaczenie. Na boiskach przeżyłem wiele pięknych chwil, czuję się spełniony jako sędzia i teraz oddaję miejsce młodszym.

– Kibice obserwują arbitra jedynie przez 90 minut. A jak wygląda dzień powszedni sędziego ekstraklasy?

– Wstawałem z reguły o godzinie 5 rano, a już godzinę później byłem na basenie lub siłowni. Pracowałem zawodowo od godziny 8 do 16, a o godzinie 17 rozpoczynałem trening biegowy, by dwie godziny później rozpoczynać lekcje angielskiego. Ponadto na bieżąco musiałem utrwalać sobie przepisy gry w piłkę nożną i na bieżąco śledzić wszelkie zmiany w tej materii. Raz w miesiącu mieliśmy 2-dniowe szkolenie arbitrów w Spale, a każdy weekend w sezonie zajęty był sędziowaniem, co często wiązało się z podróżami na drugi kraniec Polski.

– Czy sędzia piłkarski ma czas na życie osobiste?

– Świat nie można ograniczać do piłki, ale jest też druga strona medalu, bo życie może świetnie przeplatać się ze sportem, a tak wydarzyło się też w moim przypadku. Swoją żonę Natalię, która także jest sędzią piłki nożnej, poznałem w 2006 roku właśnie na przedsezonowym zgrupowaniu arbitrów w Rewalu.

– Dziękujemy za rozmowę. ©℗ (mij)

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Nalezal Andrzej Rynkiewicz do tych..
2017-10-18 13:02:50
..co moze jako pilkarz to on do najlepszych sie pewnie nie zaliczal ale pozniej dzieki temu ze wiedzial ze pilka to radosny zawod ktory konczy sie szybko wiec nalezy sie uczyc zeby pozniej jak teraz niektorzy nie blagac o pomoc..Mysle tutaj tez o Krzystoliku i Trywianskim tez co potrafili grac i studiowac a do tego ukonczyc te studia..i pozniej byc kims.Nie tak wysoko ale zawsze o tym myslalem grajac tyle lat w Pogoni wiec od 1962 r jak pierwszy raz wraz z Pogonia zobaczylem ten kraj to dzis mija juz tytaj mnie 35 lat dobrego zycia.Te zasady o ktorych nawet wtedy myslalem to trzy:dobrze mieszkac,dobrze jesc i dobrze jezdzic a do tego bardzo lubie bardzo znane tutaj slowo LAGOM czyli tak ani za duzo ani za malo.Pzdrawiam!
do obserwatora
2017-10-18 11:48:44
A tata to ktoś znany?
obserwator
2017-10-18 03:17:59
bez taty hochsztaplera byś sędziował najwyżej A-klase

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA