Rozmowa z Mateuszem Lewandowskim – piłkarzem Pogoni Szczecin
Mateusz Lewandowski przychodził do Pogoni 5 lat temu, jako jeden z najbardziej utalentowanych juniorów w roczniku 1993. Już w swoim debiucie jeszcze w I lidze zdobył bramkę. Do Pogoni przyszedł z Wisły Płock, w której spędził 10 lat. W sobotę ma szansę zagrać po raz pierwszy przeciwko klubowi, w którym się wychował.
– Czy będąc w Pogoni przez te wszystkie lata myślał pan, kiedy może przyjść taki mecz? Czekał pan dość długo.
– Do Pogoni odszedłem latem 2011 roku. Wisła wtedy uzyskała awans do I ligi, a ja byłem już wtedy częścią tego zespołu. Postanowiłem jednak odejść, bo Pogoń wydawała się klubem z większymi możliwościami i perspektywami. Wtedy przeciwko Wiśle jeszcze nie zagrałem. Później losy ułożyły się w ten sposób, że Pogoń awansowała do ekstraklasy, a Wisła spadła nawet do II ligi. Rzeczywiście minęło sporo czasu.
– Mogłoby się wydawać, że taki moment nigdy nie nadejdzie. Wisła spadła na trzeci poziom rozgrywkowy.
– Nigdy nie miałem wątpliwości, że Wisła powróci do ekstraklasy. To nie jest klub, który w przeszłości zaznaczył się w historii polskiego futbolu jakimiś szczególnymi wydarzeniami, ale jednak jakąś tam historię na najwyższym szczeblu rozgrywkowym zbudował. Zawsze wiedziałem, że przyjdzie taki moment, kiedy Wisła powróci do ekstraklasy. Blisko była już przed rokiem, wtedy minimalnie przegrała rywalizację z Zagłębiem Lubin i Termaliką Nieciecza. W minionym sezonie nie było już żadnych wątpliwości. Oczywiście z uwagi na moją przeszłość bardzo Wiśle kibicowałem i cieszyłem się z jej awansu.
– Piłkarze mają w Płocku trudniej z tego powodu, że jednak sportem numer jeden jest piłka ręczna.
– Piłkarze ręczni Wisły od lat zaliczają się do ścisłej czołówki, grają regularnie w europejskich pucharach i na pewno są ważnym sportowym elementem w mieście. Może nawet najważniejszym. Nie zapominajmy jednak, że piłka nożna popularnością bije wszystkie inne dyscypliny sportu. Na mecz piłkarzy może przyjść 12, lub 13 tysięcy widzów, a na mecz piłki ręcznej 4, może 5 tysięcy. I to od niedawna, bo nowa hala nie była w Płocku zawsze. Pamiętam, jak piłkarze ręczni grali w starej salce, gdzie trybuny były praktycznie po jednej stronie i za jedną z bramek. Było duszno, ciasno i na pewno dla kibiców mało komfortowo. Poza tym piłkarze też grali w europejskich pucharach. Nie tak często, jak piłkarze ręczni, ale jednak.
– Czy były sytuacje, w których namawiano pana na to, by zostać piłkarzem ręcznym?
– Od zawsze marzyłem tylko o tym, by zostać piłkarzem. Nigdy nie miałem żadnych wątpliwości. Pośrednio trochę rywalizowaliśmy z piłkarzami ręcznymi. Chodziłem do sportowej szkoły, gdzie były klasy piłki nożnej i piłki ręcznej. Zdarzały się sytuacje, że toczyliśmy jakąś korespondencyjną rywalizację, ale raczej się wspieraliśmy, niż wzajemnie dokuczaliśmy. Sukcesy juniorskie odnosili piłkarze ręczni, ale my też mieliśmy się czym pochwalić. W roku 2008 juniorzy młodsi z rocznika 1991 zdobyli tytuł mistrza Polski juniorów młodszych.
– Płock jednak kojarzy się głównie z tym, że sportem numer 1 jest piłka ręczna.
– Ale piłka nożna też miała swoje sukcesy. Grali tu przecież tacy piłkarze, jak: Jeleń, Sobolewski, Saganowski, Mierzejewski, Matusiak, czy Peszko. To byli reprezentanci Polski. Wisła zdobywała puchar Polski, grała w europejskich pucharach.
– Kiedyś mówiło się o Wiśle, że jak chcesz się oduczyć grać w piłkę, to idź do Płocka. Pamięta pan?
– Pamiętam, tak było. Wisła pozyskiwała dobrych piłkarzy, ale ci nie potrafili grać na miarę swoich możliwości. Mówiło się o tym, że w Płocku nie ma klimatu do piłki, ale zawsze powstają różne teorie, kiedy nie ma wyników. Dziś sytuacja wygląda tam bardzo optymistycznie. Drużyna po wielu latach wróciła do ekstraklasy, jest kilku dobrych, znanych piłkarzy, zespół radzi sobie bardzo dobrze.
– Ma pan jeszcze znajomych w klubie?
– Moimi jedynymi znajomymi są piłkarze, których poznałem w Pogoni: Rogalski i Kun. Niedawno był jeszcze Bąk. 5 lat w futbolu, to bardzo dużo, zmienia się praktycznie wszystko, nie mam już kontaktu z osobami, które znałem grając w Wiśle.
– Jakie szczególne różnice zauważył pan przychodząc z Wisły do Pogoni?
– Pogoń ma przede wszystkim większą historię, Szczecin jest miastem większym od Płocka, dlatego będąc nawet piłkarzem I-ligowym czułem i wiedziałem, że Pogoń jest klubem z dużymi perspektywami. Nawet jeżeli na trybunach tych kibiców nie było zbyt wiele, to zawsze wyczuwa się, że jest mnóstwo kibiców żywo zainteresowanych losami drużyny.
– Od początku kiedy gra pan w Pogoni, to zawsze ma po lewej stronie obrony konkurencję. Wcześniej był to Pietruszka, a obecnie jest to Nunes. Każdy piłkarz mówi, że dla indywidualnego rozwoju to dobra sytuacja.
– Bo tak jest w istocie. Piłkarz nie może czuć się zbyt pewnie, musi czuć konkurencję. Tak było wcześniej, gdy konkurowałem o miejsce z Przemkiem Pietruszką, tak jest obecnie, gdy walczę o to samo z Ricardo Nunesem. Jednocześnie podpatruję, co mogę dobrego od niego przejąć. Na pewno chciałbym mieć tak dobrze ułożoną lewą nogę. Riki świetnie dośrodkowuje. Nie wolno jeszcze zapominać o Hubercie Matyni. Jest po kontuzji, długo nie grał, ale na pewno włączy się do rywalizacji. Akurat na naszej pozycji lewego obrońcy ta rywalizacja jest chyba w drużynie największa.
– Pogoń jest chwalona, ale w tabeli plasuje się nisko. Czy patrzycie na tabelę z niepokojem?
– Nie patrzymy ani na tabelę, ani na zdobyte punkty, bo na razie sytuacja jest bardzo wyrównana. Chcemy koncentrować się na najbliższym meczu i takie nastawienie jest moim zdaniem najkorzystniejsze. Jest jeszcze trochę czasu, kiedy w sposób bardziej skrupulatny obserwować będziemy naszą pozycję w tabeli.
– Oglądał pan na pewno mecz Legii z Borussią. Co panu, jako piłkarzowi polskiej ekstraklasy ten mecz dał do myślenia?
– Przede wszystkim uważam, że ta różnica nie jest aż tak gigantyczna, jak pokazał to ten jeden mecz. Oczywiście mam świadomość, że Borussia jest lepsza od Legii i całej naszej ligi, ale nie aż na taką skalę, jak zobaczyliśmy to w środę. Na pewno zadziałały też inne czynniki. Jest wiele elementów składających się na ostateczny wynik. Wiemy jednak, że Bundesliga bije polską ekstraklasę na głowę, a Borussia jest tam jedną z najlepszych drużyn, musimy jednak jako piłkarze z polskiej ligi próbować się temu przeciwstawić.
– Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser