Premier Włoch ogłosił na terenie swojego kraju całkowite zamknięcie wszelkiej produkcji niebędącej kluczową dla zapewnienia podstawowych potrzeb obywateli. Cały kraj się zatrzymał i toczy heroiczną, dramatyczną walkę z koronawirusem o przetrwanie.
W innych krajach wprowadza się godzinę policyjną, a w Polsce w czwartek miała się pierwotnie odbyć wideokonferencja przedstawicieli klubów ekstraklasy, podczas której rozpatrywana miała być koncepcja dokończenia sezonu piłkarskiego. Inicjatorem pomysłu jest prezes Rakowa Częstochowa Michał Świerczewski, który w wywiadzie dla sport.pl opowiedział, że ma pomysł na dokończenie sezonu. Kosztowałoby to kluby 20 - 25 mln złotych.
W sytuacji, kiedy różne instytucje, osoby prywatne wspierają najbardziej potrzebujących, liczne służby w walce z koronawirusem, prezes klubu piłkarskiego walczy o kontynuowanie sezonu w celu zrealizowania umowy ze stacjami telewizyjnymi i uzyskania z tego tytułu ostatniej transzy pieniężnej w wysokości 80 mln złotych.
Michał Świerczewski nie jest jedyną aktywną osobą ze świata polskiej ekstraklasy, która bardzo mocno zabiega o to, żeby polskie kluby straciły finansowo jak najmniej. Prezes Legii Dariusz Mioduski namawia PZPN, żeby ten przeznaczył klubom środwki na długoterminowy okres z niskim oprocentowaniem.
- PZPN to nie jest bank - odpowiedział prezes PZPN Zbigniew Boniek na tego rodzaju propozycje nie wykluczając konkretnej pomocy, ale nie tylko dla klubów ekstraklasy, ale również tych z niższych klas rozgrywkowych bardzo mocno dotkniętych przymusową przerwą w grze.
250 mln złotych dla klubów
Dla przypomnienia, polskie kluby na obecny sezon wynegocjowały od stacji telewizyjnych 250 mln złotych do podziału na 16 klubów. To stawia polską ekstraklasę na 8. miejscu w Europie. To nie jest efekt dobrego zarządzania polskimi klubami, ale mocnego wsparcia z instytucji samorządowych i rządowych, dzięki czemu wizerunek ekstraklasy nie jest tak ubogi, jak jej sportowa wartość.
Wystarczy wspomnieć, że rządowa TVP za jeden mecz ekstraklasy przeznacza klubom więcej pieniędzy niż za jeden transmitowany mecz z ostatnich mistrzostw świata w Rosji, choć poziom i oglądalność są nieporównywalne. To jest nic innego jak ewidentna pomoc, przekazywanie publicznych kwot prywatnym spółkom.
Frekwencja na stadionach od trzech sezonów ma tendencję spadkową, choć nowych stadionów jest coraz więcej. Są budowane z pieniędzy podatników i dopiero teraz wobec narastającego kryzysu egzystencjalnego widać, jak źle władze samorządowe i państwowe lokowały publiczne pieniądze.
16 klubów ekstraklasy gra obecnie na obiektach wybudowanych lub będących w trakcie realizacji budowy za łączną kwotę ponad 5 mld złotych, czyli jest to niecałe 2,5 procent kwoty z zapowiadanych przez rząd w ramach tarczy ochronnej dla firm i instytucji pokrzywdzonych szalejącym na świecie koronawirusem. Polskie kluby były do tej pory pieszczochem władz lokalnych, ale to się kończy.
Kluby to lokalna społeczność
Polskie kluby oczywiście też będą stratne, jednak odrodzą się, bo są wytworem lokalnej społeczności, jej nierozłącznym elementem historycznym, emocjonalnym, mają swoją tradycję, swoich fanów i zawsze po latach szczególnie złych i nieprzychylnych powstają na nowo.
Obecnie perspektywy są bardzo nieciekawe, ale futbol przetrwa, bo kluby mają swoją tożsamość, nie są sztucznym tworem. Będzie mniej pieniędzy, ale aż tak wiele jak obecnie ich nie potrzeba. Chodzi o dostarczanie wrażeń i emocji. Futbol to pasja, namiętność, emocje i to wróci, ale nie teraz i nie za kilka tygodni.
Nawoływanie do kontynuowania rozgrywek jest nieracjonalne i niemoralne wobec ludzi cierpiących i mających realne problemy egzystencjalne. Branża futbolowa jest chyba jedyną w Polsce, która próbuje nie zauważać epidemiologicznego zagrożenia, patrzy jedynie na własny interes, ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić w przeszłości.
Okres prosperity, który został sztucznie napędzony przez miejskie i państwowe dotacje, właśnie się kończy. W kraju rozgrywają się ludzkie dramaty, trzeba się liczyć z gigantyczną skalą bezrobocia, upadkiem dobrze prosperujących i niczym dotąd niezagrożonych firm.
Ludzie masowo umierają
Gdzieś w tym samym, równolegle funkcjonującym świecie słychać głosy prezesów klubów piłkarskich domagających się wsparcia, a także realizowania wcześniej wynegocjowanych kwot kontraktowych ze stacjami telewizyjnymi, a w innych krajach, takich jak Włochy czy Hiszpania masowo umierają ludzie, brakuje sprzętu. To samo może spotkać nas w Polsce.
Dziś nie ma kompletnie żadnego znaczenia, kto będzie mistrzem, kto spadnie, kto zagra w pucharach. Nikogo to nie obchodzi. Jeżeli ktoś mówi o misternie skonstruowanym planie dokończenia sezonu, to są to zwykłe mrzonki, bo w aktualnej sytuacji nikt nie jest w stanie skonstruować żadnego sensownego planu, który miałby zostać wprowadzony w życie za cztery tygodnie. To nie nastąpi i jest to opinia ekspertów, lekarzy, wirusologów, a także przewidywania polityków.
Prędzej należy się spodziewać wprowadzenia godziny policyjnej, dalszych restrykcji związanych z opuszczaniem miejsca zamieszkania. To najprawdopodobniej bardzo szybko nastąpi, ale prezes Rakowa szykuje w tym czasie plan dokończenia rozgrywek piłkarskich, dzięki którym kluby będą miały podstawy domagania się wypłat z ostatniej transzy umowy telewizyjnej.
Wszyscy będą mieli gigantyczne problemy, żeby wrócić do równowagi po sytuacji, która wciąż rozwija się na naszą niekorzyść. Akurat kluby piłkarskie mogą wiele spraw bardzo szybko uporządkować. Dziś płacą trzeciorzędnym zagranicznym piłkarzom, których nazwisk kibice uczyli się dopiero po ich przeprowadzce do Polski, a którzy zarabiają po 50 tysięcy złotych miesięcznie lub więcej. Ten czas się skończył i mocne ograniczenie obcokrajowców w polskich klubach raczej nie powinno być jakimś szczególnym problemem.
Śmierć małych klubów
Problemem jest natomiast mała piłka, która funkcjonuje dzięki składkom rodziców. Tych składek obecnie nie będzie, więc małe kluby masowo dostarczające tym dużym dobrze wyszkolonych i przygotowanych do wyczynu młodych piłkarzy przestaną istnieć. Skoro przestaną istnieć, to nastąpi zastój w szkoleniu, które i tak w Polsce wygląda bardzo źle.
Dziś każdy klub piłkarski, nawet ten duży z prężnymi i mocno reklamowanymi akademiami finansowany jest przez rodziców dzieci przynajmniej do 13. roku życia. W tych małych klubach pracują polscy trenerzy mający na utrzymaniu rodziny i pozbawieni są z dnia na dzień środków do życia. To im w pierwszym rzędzie potrzebna jest pomoc, jeżeli ta ma nastąpić w ramach struktur piłkarskich w naszym kraju.
Polski futbol ma gigantyczny problem, ale nie są nim wielkie kluby, które po okresie posuchy powstaną ze zgliszczy bardzo szybko. Może już z innymi prezesami i właścicielami na czele, na pewno pozbawione tak ogromnych dotacji jak to miało miejsce do tej pory.
Większym problemem są kluby małe, stowarzyszenia, które utrzymywały się dzięki własnej operatywności, wypracowanemu systemowi działania. To są kluby wielokrotnie w przeszłości przez duże akademie oszukiwane, którym zalegano z wypłatami dość niskich ekwiwalentów za pozyskiwanie zawodników.
Duże kluby się odrodzą, małe będą miały z tym większy problem i to one bardziej potrzebują pomocy, na nich powinna skupić się uwaga, a dzieje się zupełnie inaczej. Najgłośniej wybrzmiewają głosy prezesów klubów ekstraklasy, którzy swoimi działaniami doprowadzili polski futbol klubowy do zapaści. Dziś futbol zawodowy znalazł się na samym końcu łańcucha zaspokajania ludzkich potrzeb. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser