Piłkarze Pogoni Szczecin grają w niedzielę w Lublinie z Górnikiem i jeżeli chcą odzyskać zaufanie u kibiców, to muszą mecz bezwzględnie wygrać. Podział punktów w spotkaniu z drużyną z ostatniego miejsca w tabeli, kandydatem do spadku numer 1, ze składem z przypadkowymi piłkarzami to będzie rozstrzygnięcie absolutnie rozczarowujące.
Prezes Jarosław Mroczek stwierdził po nieudanym meczu z Wisłą, że trener Kazimierz Moskal nie straci posady. Można jednak założyć, że jeżeli zespół po raz kolejny meczu nie wygra, to pozycja szkoleniowca z całą pewnością się nie poprawi.
W klubie jest głęboka wiara w to, że zespół potrafi i grać będzie zdecydowanie lepiej i skuteczniej, niż to miało miejsce w pierwszych pięciu spotkaniach tego roku. Tak naprawdę to opinia osób decydujących o obliczu klubu jest taka, że ten kroczy dobrze wytyczoną drogą, a niepokój kibiców jest nieadekwatny do zaistniałej sytuacji.
Trener Moskal będzie zmuszony dokonać kilku roszad w składzie. Z powodu żółtych kartek nie zagra Kamil Drygas. To jest piłkarz, którego klub pozyskał w przerwie letniej, a walczył o niego bardzo długo, jednak zawodnik mocno zawodzi. Wciąż jednak pozostaje ważnym piłkarzem w drużynie, choć daje jej bardzo niewiele. Jeżeli siada na ławce rezerwowych, to tylko dlatego, że ustępuje miejsca innemu piłkarzowi niedawno pozyskanemu przez klub.
8 minut Korta
W pięciu tegorocznych meczach tylko 8 minut na boisku przebywał Dawid Kort – wychowanek klubu. Kibice domagają się, by ofensywny pomocnik zaczął grać więcej, najlepiej od początku. Być może zdarzy się tak w Lublinie. Trzeba jednak pamiętać, że Kort jest poza rytmem meczowym i nawet jeżeli wystąpi w dłuższym wymiarze czasowym, to może się zdarzyć, że nie podoła wyzwaniom.
W dłuższym okresie czasu może nie być gotowy na to, by odmienić drużynę już w pierwszym swoim występie. Chciałoby się, żeby wychowanek klubu otrzymywał tak samo wiele szans, jak piłkarze sprowadzeni przez klub z zagranicy. Na razie tak się nie dzieje, trener Moskal faworyzuje graczy, którzy mieli nadać drużynie jakości, a nie robią tego.
Zupełnie odmiennym tematem jest przykład Mateusza Matrasa. Piłkarz w lipcu przestanie być graczem Pogoni, ale póki nim jest, to chciałoby się, żeby był wykorzystywany dla dobra drużyny w sposób optymalny. Tak się jednak nie dzieje.
Matras był uznany w rundzie jesiennej za najlepszego defensywnego pomocnika w polskiej ekstraklasie. To nie jest obiegowa opinia, ale tak mówią liczby platformy skautingowej InStat. W obecnym roku w żadnym z pięciu dotychczasowych meczów nie rozpoczął jednak gry na tej pozycji, która zagwarantowała mu kontrakt w mocnym polskim klubie, jakim jest Lechia Gdańsk.
Brak logiki
To nie jest logiczne, by zawodnik stanowiący jesienią o sile drużyny, który był niejako odkryciem na pozycji defensywnego pomocnika w całej ekstraklasie, wiosną był przesunięty na inną pozycję, przez co traci zespół. Klub chce przygotować do nowej roli Mate Tsintsadze, ale nie może się to odbywać ze szkodą dla wyników drużyny, a tak się dzieje obecnie.
W dwóch ostatnich meczach – z Lechem na wyjeździe i Wisłą u siebie Matras dopiero w drugiej połowie pojawił się na pozycji, która jest dla niego optymalna i efekty były widoczne. W obu spotkaniach zastąpił wspomnianego Gruzina.
W meczu z Lechem ciężar gry został przesunięty na połowę przeciwnika, a Pogoń stworzyła nawet dwie dobre okazje, co we wcześniejszych fragmentach meczu się nie zdarzyło. W meczu z Wisłą natomiast cała druga połowa, od kiedy Matras pojawił się na boisku, była już zdecydowanie lepsza od pierwszej zarówno pod względem poziomu gry, jak i wyniku.
Pogoń w pięciu tegorocznych meczach wygrała zaledwie raz i to w bardzo szczęśliwych okolicznościach. Pokonała Piasta Gliwice po golu zdobytym z rzutu karnego w ostatnich minutach meczu. Pokonała przeciwnika, z którym wygrywał każdy w sześciu ostatnich kolejkach. Pokonała z trudem drużynę, która jest na przedostatnim miejscu w tabeli, zmieniła trenera i broni się przed degradacją. Poza tym jednym zwycięstwem Pogoń w ośmiu ostatnich spotkaniach nie wygrała już ani razu.
Kryzys jest czy go nie ma…
Choć w klubie twierdzą, że kryzysu w klubie nie ma, to jest on bardzo widoczny i trwa już od końcówki poprzedniego roku. Pogoń w dziewięciu ostatnich meczach z drużynami ekstraklasy (w tym jeden pucharowy) wygrała tylko raz, a biorąc pod uwagę dorobek punktowy ostatnich ośmiu spotkań, to jest on identyczny, jak naszego najbliższego rywala.
W tych dziewięciu meczach Pogoń mierzyła się z drużynami, które plasują się w tabeli niżej od portowców: Wisłą P., Cracovią, Śląskiem, Piastem, a także z Koroną i Termaliką, które nie powinny znajdować się wyżej w tabeli od Pogoni. I mimo to wygrała zaledwie raz.
Zarówno Pogoń, jak i Górnik w ośmiu ostatnich kolejkach uzbierały średnią punktową na poziomie poniżej 1 punktu na mecz. Oznacza to, że jest już czas najwyższy, by to zmienić. Ostatni gwizdek. Tym bardziej, że Pogoń z tak łatwym rywalem w rundzie zasadniczej tego roku już nie zagra i o punkty będzie jej zdecydowanie trudniej.
Znaczący regres formy jest o tyle zastanawiający, że trener Moskal nie może narzekać na to, by zespół mu się rozsypał, by w drużynie było przesadnie dużo kontuzji, absencji za kartki. Trener Moskal ma duże pole manewru, ale dotychczasowe mecze pokazują, że ma problem z dokonywaniem odpowiednich wyborów i brakuje mu odwagi przy podejmowaniu decyzji personalnych.
W drużynie absolutnie musi się zwiększyć rola wychowanków, których w drużynie jest kilku i oczekują szans takich samych, jak gracze sprowadzeni z zewnątrz. ©℗
Wojciech PARADA