W sobotę piłkarze Pogoni Szczecin podejmują na własnym stadionie drużynę Piasta Gliwice, z którą historię występów w najwyższej klasie rozgrywkowej zaczęli budować dopiero od pięciu lat. To wtedy oba zespoły solidarnie awansowały do ekstraklasy i utrzymują się w niej do teraz.
Spotkanie Piasta z Pogonią w ostatni piątek sierpnia 2012 roku było pierwszym w historii konfrontacji obu klubów rozegranym w najwyższej klasie rozgrywkowej.Wcześniej oba zespoły mierzyły się 12 razy, ale tylko na zapleczu ekstraklasy. Niemal zawsze były to mecze drużyn, aspirujących do awansu - bardzo zacięte i emocjonujące.
Po raz pierwszy obie jedenastki zmierzyły się ponad pół wieku temu - w roku 1961. Szczecinianie toczyli bój o pierwszą ligę z lokalnym rywalem Arkonią niemal do ostatniej chwili. Na cztery kolejki przed końcem Pogoń miała o jeden punkt więcej od Arkonii i jechała do Gliwic po niemal pewne zwycięstwo.
- W Gliwicach było kilka piłkarskich klubów, jak Sośnica, czy GKS - mówi grający w tamtym meczu Teodor Jabłonowski. - Również w innych małych śląskich aglomeracjach powstawały mocne drużyny piłkarskie - w Knurowie, czy Raciborzu. Musieliśmy się liczyć z ciężkim zadaniem, ale nie spodziewaliśmy się porażki.
Skowronek z Gliwic
Pogoń przegrała w Gliwicach 0:1. Miała zdecydowaną przewagę, ale grała nieskutecznie i chaotycznie. W zespole z Gliwic wyróżnił się wówczas zaledwie 19 letni błyskotliwy skrzydłowy, Hubert Skowronek, który po latach trafił do słynnego Górnika Zabrze i zagrał w finałowym meczu o Puchar Zdobywców Pucharów z Manchesterem City.
Pogoń grała w tamtym meczu w składzie: Mandelko - Folbrycht, Nowacki, Leszczyński, Ksol - Kleszczyński, Jabłonowski, Jaworski, Kaszubski - Kalinowski, Krzystolik.
- Gliwice znane były wówczas z tego, że są wylęgarnią talentów - wspomina Jabłonowski.
To właśnie stamtąd wyruszył w wielki piłkarski świat Lucjan Brychczy, a rok 1961, kiedy Pogoń traciła w Gliwicach szansę powrotu do grona najlepszych, był ostatnim, kiedy w mieście tym terminował Włodzimierz Lubański. W następnym sezonie trafił już do Górnika i jako 15 latek zadebiutował w ... Szczecinie na stadionie Arkonii w wygranym 3:1 meczu z gospodarzami.
Z Gliwic do największych polskich klubów i do reprezentacji trafili również: Józef Gałeczka, Józef Kopicera, Joachim Marx, Jerzy Musiałek, a w latach następnych Franciszek Smuda i Andrzej Buncol.
Przed meczem Polska - NRD
Pogoń po raz drugi mierzyła się z tym klubem w latach 1979-81. Szczególnie mocno powinien być zapamiętany mecz z wiosny 1981 roku. Zarówno Piast, jak i Pogoń rywalizowały o awans do ekstraklasy.
2 maja na stadionie Śląskim w Chorzowie polska reprezentacja wygrała z NRD 1:0 znacznie zbliżając się do awansu na finały mistrzostw świata w Hiszpanii. W tym samym dniu w Gliwicach odbywał się mecz na szczycie w drugiej lidze.
Do końca sezonu pozostawało siedem kolejek, a Piast miał nad Pogonią trzy punkty przewagi. Wygrywając z podopiecznymi Jerzego Kopy praktycznie zapewniał sobie awans. W Szczecinie mało kto wierzył w dobry wynik. Pogoń w poprzedniej kolejce niespodziewanie przegrała u siebie ze Stilonem Gorzów 3:4.
- Kibice może zwątpili, ale drużyna jechała do Gliwic z mocnym postanowieniem wygranej - wspomina Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny. - Na stadionie obecnych było 15 tys. ludzi.
Kolumny samochodów
Nigdy wcześniej ani później mecz Piasta nie zgromadził w Gliwicach tylu kibiców. Na Śląsk przyjeżdżały kolumny samochodów i autokarów - wszyscy na eliminacyjny mecz z NRD. W oczekiwaniu na spotkanie reprezentacji, wielu kibiców postanowiło obejrzeć mecz w Gliwicach.
- Pogoń pokazała wtedy swoją wielkość: młodość i pasję - kontynuuje A. Rynkiewicz. - Na skrzydłach znakomicie grali 20-latkowie: Janusz Turowski i Dariusz Krupa, na środku defensywy o dwa lata starszy Krzysztof Jędrzejewski, a w pomocy 21-letni Jarosław Biernat.
W bramce Pogoni bronił wtedy Zbigniew Długosz. Zajął miejsce Marka Szczecha, który w spotkaniu ze Stilonem zawalił ewidentnie przy jednej z bramek.
- Marek puścił gola między nogami z 5 metrów - wspomina Z. Długosz. - W bramce Piasta stał wówczas jego brat. Media z tego powodu miały świetny temat, ale trener Kopa zrobił im psikusa. Zawsze, gdy coś się waliło, to stawiał na mnie. Tak zrobił i tym razem.
Misterny plan
Trener Kopa długo opracowywał taktykę na tamten mecz. Dokonał kilku roszad w składzie, a drużyna przystąpiła do spotkania maksymalnie zmotywowana.
- Nasza taktyka była jak na tamte czasy misterna - kontynuuje Z. Długosz. - Mieliśmy w składzie kilku piłkarzy świetnie wyszkolonych. Trener nakazał nam długie utrzymywanie się przy piłce na swojej połowie, wciąganie przeciwnika w naszą strefę obronną i szybkie uruchamianie naszych skrzydłowych: Krupę i Turowskiego. Wszystko wypaliło perfekcyjnie, rozegraliśmy kapitalne zawody i wygraliśmy pewnie i zasłużenie.
Gdyby portowcy stracili w tamtym spotkaniu jakieś punkty, to ich szanse na awans zmalałyby do minimum. Podobna sytuacja jest obecnie. Pogoń też musi z Piastem bezwzględnie wygrać, ale stawką nie jest awans do ekstraklasy, ale utrzymanie się w niej.
- Zdawaliśmy sobie sprawę ze stawki meczu, ale nas to nie sparaliżowało - kontynuuje Długosz. - Atmosfera w drużynie prowadzonej przez Jerzego Kopy zawsze była bojowa - wtrąca A. Rynkiewicz. - Nikt nie wątpił w sukces, choć łatwo nie było.
Pogoń w tamtym meczu grała w składzie: Długosz - Stańczak, Kozłowski, Jędrzejewski, Czepan - Biernat (72, Szostakowski), Kasztelan, Krawczyk - Krupa, Stelmasiak, Turowski (85, Woronko). Gole zdobyli: Stelmasiak (17), Krupa (40) i Turowski (84).
Pogoń wygrała z Piastem w Gliwicach 3:0 przy nadkomplecie 15 tys kibiców. Nigdy na meczu tej drużyny nie było tak wielu fanów. Pogoń dzięki tej wygranej uwierzyła w siebie i od tamtej pory pewnie kroczyła po awans do ekstraklasy. To wtedy narodziła się drużyna, która osiągała największe sukcesy w historii klubu w latach 80 ubiegłego wieku. ©℗ Wojciech Parada