Pogoń Szczecin - Zagłębie Lubin 1:1 (0:0).
Bramki: 0:1 Buksa (62), 1:1 Frączczak (64).
Żółte kartki: Zwoliński (Pogoń), oraz Janus, Piątek, Todorovski (Zagłębie).
Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).
Widzów 4 486.
Pogoń: Słowik - Rapa, Rudol, Fojut, Nunes - Akahoshi (64, Matynia), Matras, Murawski (82, Kort), Drygas, Gyurcso (74, Zwoliński) - Frączczak.
Zagłębie: Polacek - Todorovski, Guldan, Jach, Tosik - Vlasko (82, Woźniak), Kubicki, Piątek, Jagiełło (76, Rakowski), Jach - Buksa (74, Nespor.
Pogoń nie zdołała wygrać ostatniego w tym roku meczu na własnym boisku. Zremisowała z Zagłębiem Lubin, którego w Szczecinie nie potrafi pokonać już od ponad czterech lat. Szczecinianie rozegrali jedno ze słabszych spotkań, razili powolnością, brakiem cierpliwości, pomysłu i jakości.
Po raz pierwszy zobaczyliśmy zespół, który z każdą minutą sprawiał wrażenie coraz mocniej cierpiącego. Pogoń wyglądała na zespół, któremu gra nie sprawiała przyjemności, jego akcje nie zazębiały się, były rwane, chaotyczne, a w drugiej połowie zbyt często indywidualne, skazane na niepowodzenie.
Pogoń zdobyła gola po akcji zespołowej, przeprowadzonej na pełnej szybkości, według ćwiczonych na treningach schematów. W całym meczu takich akcji jednak było niewiele. W pierwszej połowie wyglądało to jeszcze w miarę optymistycznie. Pogoń nie oddała wtedy co prawda celnego strzału, rzadko zagrażała bramce rywala, ale miała przewagę, starała się konstruować atak pozycyjny, piłkarze chętnie pokazywali się do gry.
Dobra tylko I połowa
Pogoń w pierwszych 45 minutach umiejętnie ustawiła sobie przeciwnika, zdominowała go w środkowej strefie boiska, wygrywała w tamtym rejonie boiska większość pojedynków. Nie umiała jednak stwarzać sytuacji, nie potrafiła się przedostać z piłką w pole bramkowe gości. Brakowało przyspieszenia w ostatnim fragmencie ataku.
Po przerwie było już zdecydowanie gorzej. Frustracja spowodowana niekorzystnym wynikiem jeszcze bardziej paraliżowała poczynania portowców. Wyglądało na to, że szczecinianie stracili całkowicie zapał po straconej bramce. Nie dlatego, że ona w ogóle padła, ale z uwagi na okoliczności, w jakich do tego doszło.
Po raz kolejny nie popisał się Słowik. Popełnił kardynalny błąd, wypuszczając piłkę z rąk na linii bramkowej, z czego skorzystał Buksa. Błędy przytrafiają się każdemu, ale mnogość niefortunnych zdarzeń z udziałem szczecińskich bramkarzy jest w obecnej rundzie na poziomie absolutnie niedopuszczalnym.
Bramkarskie kuriozum
Pogoń 1,5 roku temu zrezygnowała z usług Janukiewicza, choć ten cały czas ma ważny kontrakt i wciąż pobiera wynagrodzenie, a jego następcy na zmianę prześcigają się w bramkarskich klopsach. Sytuacja absolutnie kuriozalna i klub w tym względzie mocno kompromitująca.
Portowcom po przerwie brakowało pomysłu, jakości, ale też determinacji. Rywale z łatwościa wychodzili z własnej strefy obronnej, w środkowej strefie mieli zbyt wiele swobody. Gdyby Zagłębie zagrało bardziej odwaznie i zdecydowanie, to po przerwie powinno rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Goście w tej części gry częściej strzelali na bramkę i mieli więcej dogodnych okazji.
Szczecinianie zakończyli piłkarski rok słabo. Wraz ze zmianą trenera zapowiadano znaczącą poprawę gry, która owszem, uległa diametralnej zmianie, ale w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego uległa też zdecydowanemu pogorszeniu w skali punktowej i miejsca w tabeli.
Pogoń trenera Moskala zbudowana była na wąskiej grupie piłkarzy. W piątkowy wieczór zmiennicy wypadli zdecydowanie gorzej od swoich poprzedników, ale nie można od nich wymagać gry pełnej polotu w sytuacji, gdy ewidentnie brakuje im ogrania, rytmu meczowego i wiary. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser