Pogoń Szczecin - Piast Gliwice 0:0.
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów 3 689.
Pogoń: Bursztyn - Bartkowski, Walukiewicz, Fojut, Matynia - Kowalczyk (68, Hostikka), Podstawski, Drygas, Majewski (87, Guarrotxena) - Kozulj - Benyamina (78, Frączczak).
Piast: Szmatuła - Pietrowski, Czerwiński, Korun, Kirkeskov - Konczkowski (89, Felix), Jodłowiec (63, Badia), Dziczek, Hateley, Valencia - Parzyszek (80, Tomczyk).
Pogoń nie pozwoliła w środowy wieczór świętować drużynie Piasta pierwszego w historii, sensacyjnie wywalczonego tytułu mistrza Polski. Stałoby się tak wtedy, gdyby goście w Szczecinie mecz wygrali. W Białymstoku bowiem Jagiellonia pokonała Legię i gdyby Piast pokonał portowców, to mógłby już rozpocząć fetowanie triumfu.
Tak się zapewne stanie dopiero w niedzielę, natomiast w środę podopieczni trenera Runjaica jeszcze na to nie pozwolili. Podeszli do meczu poważnie, profesjonalnie, odrzucili od siebie jakiekolwiek spekulacje dotyczące ewentualnych sympatii względem Piasta, lub Legii.
Po równo zabrali dwa punkty zarówno jednym i drugim prezentując jednocześnie swój spory potencjał i jednocześnie żal niewykorzystanej szansy na zajęcie miejsca znacznie lepszego, niż ósme. Skoro mocno osłabiony zespół nie dał się pokonać liderowi i wiceliderowi w ciągu czterech dni, to znaczy, że zasługiwał na znacznie więcej, niż miejsce w środku tabeli.
Mecz Pogoni z Piastem zakończył się bez goli, ale absolutnie nie można powiedzieć, że mecz był słaby. To było dobre, trzymające w napięciu, prowadzone na dużej intensywności widowisko. W Pogoni nie było słabych punktów, nawet piłkarze notorycznie w ostatnich swoich występach krytykowani tym razem stanęli na wysokości zadania.
Bursztyn i Fojut należeli do najlepszych na boisku. Ten pierwszy interweniował z wyczuciem, wyglądał bardzo pewnie, zagrał na jeszcze wyższym poziomie, niż cztery dni temu w Warszawie, gdzie już wtedy pokazał znacznie lepszą formę, niż w poprzednich meczach. Zaimponował też Fojut, który trzymał dobry poziom przez cały mecz, mógł zdobyć nawet gola, a mierzył się z przeciwnikiem najlepszym z możliwych.
Tempo meczu było wysokie do samego końca. Poziom i jakość widowiska dawały mnóstwo satysfakcji. Obie drużyny co prawda nie stwarzały zbyt wielu okazji bramkowych, ale nie wynikało to ze słabości, braku pomysłu w ofensywie, ale z odpowiedzialnej gry w defensywie jednych i drugich.
Piast w 15 tegorocznych meczach stracił 10 goli, a w pięciu w grupie mistrzowskiej zaledwie dwa i potwierdził opinię zespołu świetnie spisującego się w defensywie. Szczecińskich kibiców zadowolił fakt, że również Pogoń nie traciła koncentracji w grze obronnej, co w meczach rundy wiosennej szwankowało bardzo często.
W pierwszej połowie aż trzy razy do pozycji strzeleckiej dochodził Benyamina, ale za każdym razem był dość mocno nieprecyzyjny. To był jednak dobry występ 29-letniego Niemca. Nękał defensywę gości, stwarzał zagrożenie.
Na ostatnie 20 minut wszedł za niego na boisko Frączczak. To był pierwszy występ 32-latka w ekstraklasie po blisko 9 - miesięcznej przerwie spowodowanej chorobą, walką z nią, zakończoną zwycięstwem. Frączczak zebrał od szczecińskiej publiczności burzę braw za wytrwałość i powrót do sportu, ale na odzyskanie silnej pozycji w zespole będzie musiał jeszcze mocno zapracować.
Szczecinianie zaimponowali całej Polsce ofiarną i pełną determinacji postawą w meczach z drużynami walczącymi o mistrzowski tytuł, czego wcześniej nie doświadczyliśmy. Dzięki Pogoni walka o mistrzowski tytuł jeszcze trwa i dzięki szczecińskiej drużynie emocje trzymają kibiców w całej Polsce do ostatniej kolejki. ©℗
Wojciech Parada
Fot. Ryszard Pakieser