Pogoń Szczecin - Jagiellonia Białystok 4:1 (1:1)
Bramki: 1:0 Frączczak (21, karny), 1:1 Cernych (36), 2:1 Drygas (67), 3:1 Gyurcso (86), 4:1 Nunes (89).
Żółte kartki: Murawski, Rapa (Pogoń), Burliga, Tomasik (Jagiellonia)
Widzów: 3 826.
POGOŃ: Kudła - Râpă, Rudol, Lewandowski, Nunes - Delew (85, Akahoshi), Piotrowski (78, bst), Murawski, Drygas, Gyurcsó - Frączczak (80, Zwoliński).
JAGIELLONIA: Węglarz - Burliga (46, Wasiluk), Runje, Guti, Tomasik (83, Mackiewicz) - Góralski, Grzyb, Romanczuk (76, Świderski), Frankowski - Vassiljev, Černych.
Pogoń awansowała do ćwierćfinału piłkarskiego pucharu Polski i jest to dla niej najlepsze osiągnięcie w tych rozgrywkach od siedmiu sezonów. Portowcy awans wywalczyli w dużym stylu. Pokonali zdecydowanie aktualnego lidera tabeli, który zagrał w najsilniejszym składzie, czego nie można powiedzieć o gospodarzach.
Szczecinianie musieli sobie radzić bez swoich dwóch filarów: Jarosława Fojuta i Mateusza Matrasa. Okazało się, że nawet tak kluczowych zawodników można zastąpić bez uszczerbku na wyniku. Można ich zastąpić, ale jednocześnie grać tak, żeby wykorzystać inne walory, inne elementy w grze, dzięki którym w efektowny sposób się wygrywa.
Pogoń w pierwszej połowie grała nerwowo, nie stwarzała sytuacji i ewidentnie pomógł jej sędzia. Rzut karny podyktowany został bardzo pochopnie. Stało się to po jedynej godnej uwagi akcji przed przerwą.
Koronkową wymianę podań przeprowadzili ze sobą: Drygas i Murawski, strzał tego ostatniego został wybroniony, ale już przy próbie dobitki zawodnik padł na murawę, a arbiter zakwalifikował to jako faul.
Błąd Lewandowskiego
Jagiellonia wyrównała też po pierwszej poważniejszej próbie rozerwania eksperymentalnie zestawionej defensywy. Wyraźnie źle ustawiony był Lewandowski, ale można było zakładać, że w którymś momencie popełni błąd wynikający z braku doświadczenia gry na nowej pozycji.
Lewandowski więcej już takich błędów nie popełniał, interweniował pewnie i zdecydowanie. Nie ryzykował i nie podejmował pochopnych decyzji, swój występ może uznać za więcej, niż poprawny.
Pogoń o losach meczu zadecydowała po przerwie. Pokazała swoją siłę i moc w ofensywie. Nękała rywala dośrodkowaniami, kilka razy zaimponowała szybkim wyjściem z własnej strefy obronnej. Chaotycznych i nieodpowiedzialnych zagrań było zdecydowanie mniej, a jakości pod bramką przeciwnika więcej.
Jagiellonia tuż po przerwie wykonywała serię rzutów rożnych i był to jej najlepszy okres gry w drugiej połowie. Wtedy przekonaliśmy się też, jak trudno niedoświadczonym obrońcom wygrać walkę w powietrzu nawet we własnym polu karnym. Później takich sytuacji było coraz mniej, bo przewaga Portowców stawała się coraz wyraźniejsza.
Jeden gol wszystko zmienia
Szczecinianie na pewno nie rozegrali najlepszego meczu w sezonie, grywali nawet lepsze mecze w spotkaniach przegranych, jak choćby z Lechem. Tym razem wykorzystywali okazje, dopisywało im szczęście i umieli przypieczętować przewagę. Jeden gol przy stanie remisowym może całkowicie odmienić ocenę drużyny.
O determinacji w grze ofensywnej gospodarzy niech poświadczą liczby. Pogoń w całym meczu oddała aż 12 celnych strzałow przy czterech rywala. Nie można zatem mówić, że wynik 4:1 jest za wysoki i nie odzwierciedla wydarzeń na boisku tylko dlatego, że dwa gole padły w samej końcówce. Właśnie, że odzwierciedla.
Pogoń wykonała aż 9 otwierającyh podań, z których aż 8 po przerwie. Rywal miał ich o trzy razy mniej i tylko w pierwszej połowie. Przewaga podopiecznych trenera Moskala była zatem po zmainie stron przygniatająca, a zwycięstwo absolutnie nie było przypadkowe.
Smutne jest tylko to, jak niewielu kibiców postanowiło z trybun oglądać dość spory wyczyn Portowców. ©℗ Wojciech Parada
Podpis: Gol Adama Frączczaka z rzutu karnego zapoczątkował festiwal strzelecki przy ul. Twardowskiego.