Poniedziałkowa porażka piłkarzy Pogoni Szczecin z Wisłą Płock była przykra nie tylko z tego powodu, że poniesiona na własnym boisku z ostatnim zespołem w tabeli, ale również z tego względu, że przyniosła wiele zaskakujących wniosków.
Dwa ostatnie mecze pokazały, że naszym najlepszym środkowym obrońcą jest obecnie najmłodszy ze wszystkich, zaledwie 24-letni Igor Łasicki, który ma na koncie debiut we włoskiej Serie A za kadencji trenera Rafy Beniteza. To były jednak dawne czasy niemające nic wspólnego z teraźniejszością.
Łasicki znakomicie wykorzystuje szansę, jaką przyniósł mu los w postaci kontuzji Benedikta Zecha. Już w meczu z Koroną umiał zachować spokój i koncentrację w trudnej sytuacji, kiedy trzeba wejść na boisko w trakcie gry, co zawsze dla środkowego obrońcy może być sytuacją stresową.
W meczu z Wisłą był już jednak o klasę lepszym piłkarzem niż jego partner ze środka defensywy Konstantinos Trintafyllopoulos. Nie chodzi już tylko o fatalny kiks Greka, po którym goście zdobyli zwycięską bramkę, ale o cały szereg innych elementów w grze, w których Łasicki bił swojego o dwa lata starszego zagranicznego partnera z bloku obronnego o klasę.
Łasicki szefem defensywy
Łasicki wykonał w całym meczu osiem sprintów przy sześciu Triantafyllopoulosa i 42 biegi szybkie (między 20 a 25 km/h) przy 28 greckiego obrońcy. Ponadto były gracz Napoli miał 92 procent celności podań i był to drugi najlepszy wynik w drużynie, natomiast Triantafyllopoulos zanotował 82-procentową skuteczność w tym elemencie i był to trzeci najgorszy wynik w zespole.
Łasicki wygrał 16 pojedynków i miał aż 76-procentową skuteczność w tym elemencie. Był w tym względzie najlepszy w zespole. Triantafyllopoulos wygrał tylko 5 pojedynków, co stanowiło zaledwie 42-procentową skuteczność. Więcej pojedynków przegrywał, niż wygrywał. W powietrzu wygrał tylko jeden pojedynek na cztery stoczone (25 procent skuteczności), natomiast Łasicki wygrał siedem na dziewięć stoczonych (78 procent skuteczności, jako jedyny w zespole powyżej 50 procent).
Łasicki miał w zespole najwięcej odbiorów – aż pięć, podczas gdy jego grecki partner z defensywy zaledwie jeden. Łasicki miał tylko trzy straty (mniej miał tylko Podstawski), a Triantafyllopoulos aż osiem, miał aż 13 przejęć piłki, a Grek tylko pięć.
Porównanie obu piłkarzy jest okrutne dla greckiego obrońcy i pokazuje, że w przyszłości może dojść w defensywie do poważnych zmian. Łasicki udowodnił, że zasługuje na znacznie lepsze traktowanie niż tylko pełnienie roli rezerwowego. Na dziś to nasz najlepszy środkowy defensor.
Nunes wciąż nie zawodzi
Mecz z Wisłą pokazał też jeszcze jedną rzecz. Otóż najstarszy w zespole wiekiem i stażem, już 33-letni Ricardo Nunes, który w Pogoni występuje od pięciu lat i wiosną tego roku niespodziewanie w kilku spotkaniach ustępował miejsca w składzie Hubertowi Matyni, wciąż pozostaje graczem absolutnie kluczowym, fundamentalnym, dającym mnóstwo dobrego w ofensywie.
To był w poniedziałek piłkarz ciągnący zespół do przodu, mający najlepsze w zespole indywidualne ofensywne statystyki. Miał najlepszy procent celności podań na poziomie 95, zanotował najwięcej udanych dryblingów. Na sześć prób aż cztery okazały się udane. Miał dwa udane odbiory (trzeci wynik w zespole) i tylko cztery straty. Nunes oddał dwa strzały, w tym jeden celny, miał najwięcej otwierających podań – dwa, po których Adam Buksa powinien zdobyć gole.
Wobec ofensywnych, bardzo dobrych statystyk Nunesa zastanawia absolutna pasywność Marcina Listkowskiego. 21-latek otrzymał duży kredyt zaufania, grał na pozycji ofensywnego pomocnika, dużo od niego zależało, mógł poprowadzić mecz według własnego scenariusza i zawiódł bardzo mocno.
Nastawiony ofensywnie piłkarz nie oddał ani jednego strzału, nie wykonał ani jednego podania w pole karne przeciwnika, miał zaledwie jeden kontakt z piłką w polu karnym rywala, wygrał zaledwie cztery pojedynki, miał na koncie jeden udany drybling i tylko cztery przejęcia piłki. Występ bardzo nieudany i absolutnie w cieniu debiutującego przed własną publicznością Kacpra Kozłowskiego.
16-latek bez kompleksów
16-latek pokazał się z bardzo dobrej strony, grał bez kompleksów, podejmował odważne decyzje, nie dawał sobie odbierać piłek, nie sprawiał wrażenia przestraszonego juniora. Wykonał dwa otwierające podania, po których Iker Guarrotxena i Adam Buksa powinni zdobyć gole.
Najwyraźniej ożywił grę portowców w ofensywie. Pokazał, że nie jest już tylko aspirującym juniorem, ale poważnym kandydatem do miejsca w składzie. Dał sygnał trenerowi, że jest gotowy. W ciągu 28 minut wygrał cztery pojedynki, czyli tyle samo, ile Listkowski w ciągu 73 minut.
W meczu z Wisłą po raz drugi w składzie pojawił Michalis Manias i pozostawił po sobie fatalne wrażenie. Miał dobrą szansę na wyrównanie, ale minął się z piłkę. Futbolówka ledwo doleciała w stronę bramki i nawet nie leciała w światło bramki.
29-latek w ciągu 20 minut nie wykonał ani jednego podania, na trzy stoczone pojedynki nie wygrał ani jednego, na jedną próbę dryblingu nie miał ani jednej udanej, nie przejął żadnej piłki i zanotował dwie straty. Występ fatalny, niemal dyskwalifikujący, pokazujący, że aklimatyzacja w zespole przebiega z dużymi oporami i może zakończyć się niepowodzeniem.
Pogoń przez ostatnie pół godziny grała bez Podstawskiego, Drygasa i Kozulja. To była w poprzednim sezonie żelazna trójka stanowiąca o sile środkowej formacji. Gdy w poniedziałkowym spotkaniu nie było na boisku żadnego z nich, to trudno się dziwić, że gra wyglądała chaotycznie i nie dawała żadnej nadziei.
W sobotę jest ostatni dzień okienka transferowego. Jeżeli Pogoń zdecyduje się pozbyć Kozulja lub Buksy, to na dobre miejsce na zakończenie sezonu nie ma co liczyć. To już będzie zupełnie inny zespół niż ten, który obecny sezon rozpoczynał. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Pakieser