Rozmowa z Janem Andrusieczko - prezesem Mewy Resko
Pogoń rozgrywała w sobotę towarzyskie spotkanie z Mewą Resko z Dariuszem Adamczukiem w składzie. Wielu pewnie zastanawia się, co były piłkarz Pogoni, reprezentant Polski, srebrny medalista olimpijski, a obecnie prezes Akademii Piłkarskiej w Pogoni, robi w składzie drużyny z siódmego poziomu rozgrywkowego.
- Jak udało się panu namówić na grę w Mewie Dariusza Adamczuka ? - pytamy Jana Andrusieczko, prezesa klubu z Reska.
- Prócz tego, że jestem prezesem małego klubu, to zajmuję się serwisowaniem pieców gazowych i kiedyś wykonywałem usługę właśnie dla Darka Adamczuka. Porozmawialiśmy trochę o piłce, tak bardziej na luzie, pochwaliłem się, że prezesuje klubowi z Reska, mamy swoje małe, lokalne ambicje i potrzebujemy w drużynie autorytetu. Darek świetnie by pasował, ale trochę krępowałem się, by go poprosić o granie na tak niskim poziomie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jaka jest jego piłkarska przeszłość. Zgodził się jednak bez namysłu i trwa to już ponad dwa lata.
- Dariusz Adamczuk nie jest jedynym znanym byłym piłkarzem, który trafił do drużyny z Reska.
- Następnym był Grzegorz Lewandowski. Też grał kiedyś w reprezentacji Polski, występował z Legią w Lidze Mistrzów i ma równie bogatą piłkarską przeszłość. Był nawet przez trzy miesiące u nas trenerem, ale musiał zrezygnować zarówno z bycia trenerem, jak i zawodnikiem.
- Potem przyszła kolej na Ediego Andradinę …
- To wspaniały człowiek. Gra u nas sporadycznie, bo ma wiele obowiązków w klubie. Minionej jesieni zagrał w trzech, może czterech meczach, ale bardzo nam pomaga. Naszym chłopcom wiele tłumaczy, radzi, jest nieocenionym autorytetem.
- Proszę wymienić następnych znanych i byłych graczy Pogoni Szczecin.
- Wspomagali nas też: Robert Kolendowicz i Wojciech Tomasiewicz. Ten drugi jest u nas nawet trenerem koordynatorem i szkoli naszych bramkarzy. Dla naszych chłopców to wielka frajda i motywacja.
- Pojawienie się w klubie z małego miasteczka aż tylu znanych nazwisk pewnie spowodowało wzrost zainteresowania wynikami drużyny.
- Zdecydowanie tak. Gdy żaden z nich jeszcze u nas nie grał, to mieliśmy jedną grupę w sekcji młodzieżowej z wymieszanymi rocznikami, a teraz mamy aż trzy. To ewidentnie efekt gry w naszym zespole tak znanych piłkarzy. Więcej jest też kibiców na meczach, chcą na własne oczy zobaczyć, jak w ich lokalnej drużynie spisują się piłkarze, których dotąd mogli podziwiać tylko w telewizji.
- Kibiców na stadionach drużyn przeciwnych też jest więcej ?
- Zdecydowanie tak, na wyjazdach również przychodzą w większej ilości na mecze akurat z nami. Różnie się zachowują, zdarzają się też niecenzuralne okrzyki.
- Pewnie nie brakuje z trybun prowokacyjnych zaczepek ?
- Gdyby pojawiały się one tylko z trybun, to jeszcze można byłoby przemilczeć, ale najgorzej, jak sami piłkarze zaczynają polować na nogi Ediego. Był taki jeden mecz z Orłem Pęzino, kiedy zawodnicy tej drużyny jawnie chcieli zrobić Ediemu krzywdę. On im umiejętnie uciekał z nogami, a tamci wpadali na siebie. Wyglądało to komicznie, ale było niebezpieczne, bo nie o to chodzi, by robić komuś krzywdę. Mecz był tak brutalny, że nawet sędziowie bali się używać gwizdka, bo nie wiedzieli, jakiej reakcji mogą się spodziewać.
- A trybuny jak reagują ?
- Zdarzają się okrzyki, że jesteśmy rozkapryszonymi gwiazdami. Zupełnie bez powodu. Wszyscy znani byli piłkarze grają u nas za darmo, dojeżdżają na mecze własnymi samochodami, uczestniczą w dziecięcych i młodzieżowych turniejach piłkarskich, pozują do wspólnych zdjęć. To dla nas wielka wartość, że mogą być tak blisko nas.
- A o co walczy Mewa w obecnym sezonie ?
- Jesteśmy współliderem w klasie okręgowej. Niedawno awansowaliśmy, a teraz mamy kolejny cel. Zobaczymy, jak będzie. Nie nastawiamy się na awans za wszelką cenę.
- Dziękuję za rozmowę. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser