Piątek, 19 kwietnia 2024 r. 
REKLAMA

Piłka nożna. Nie tylko maser

Data publikacji: 08 lipca 2019 r. 20:23
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 13:32
Piłka nożna. Nie tylko maser
 

53-letni Dariusz Dalke po raz pierwszy od blisko 30 lat nie pomaga w przygotowaniach do nowego sezonu żadnej drużynie. W Pogoni przepracował blisko 20 lat, w przyszłym roku obchodziłby rocznicę 30-lecia podjęcia pracy w szczecińskim klubie, do którego nigdy nie trafił jako piłkarz, co zawsze w latach dziecięcych było jego marzeniem.

Dariusz Dalke trafił do Pogoni dzięki namowom Bogusława Baniaka, który był jego trenerem w drużynie studenckiej i jednocześnie wykładowcą w Instytucie Kultury Fizycznej. Pierwszym szkoleniowcem, z którym współpracował w Pogoni był Eugeniusz Różański. Później spotykał w klubie takich szkoleniowców, jak: Leszek Jezierski, Orest Lenczyk, Bogusław Baniak, Edward Lorens, Jerzy Wyrobek, Dariusz Wdowczyk czy Czesław Michniewicz.

Informacja o tym, że klub rezygnuje z tak znakomitego, oddanego fachowca była szokiem. Dariusz Dalke był masażystą, następnie fizjoterapeutą, który miał z piłkarzami znakomity kontakt, był szanowany przez całe środowisko piłkarskie w naszym mieście, był zawsze do dyspozycji kontuzjowanych, powracających do zdrowia piłkarzy, kilku z nich uratował kariery, a nawet życie.

Mniej więcej w tym samym czasie klub postanowił zerwać współpracę z masażystą Tomaszem Bardzelem, który pracował w Pogoni od roku 2011, świętował z klubem awans do ekstraklasy, również miał znakomity kontakt z piłkarzami. W teorii to bardzo dobrze, a być może nadmierna zażyłość spowodowała, że nie pracuje już w Pogoni, której był oddany, swojej pracy mocno się poświęcał.

Znaczący człowiek z cienia

Dariusz Dalke był człowiekiem z cienia, ale dla Pogoni bardzo znaczącym, cenionym przez kibiców i piłkarzy, z którymi współpracował. W Pogoni pracował w różnych okresach i zawsze bywał lojalny. Przeżywał z klubem ciężkie chwile, gdy ten chylił się ku upadkowi.

Tak było w końcówce lat 90., tak było też za czasów Lesa Gondora, kiedy pieniędzy brakowało praktycznie na wszystko. Bywało, że Dariusz Dalke kupował odżywki za swoje pieniądze, a klub nie tylko nie oddawał wydanych prywatnych pieniędzy, ale nie płacił też pensji. Zdrowie piłkarzy było dla Dariusza Dalke zawsze sprawą nadrzędną.

Dariusz Dalke nigdy jednak nie opuścił piłkarzy, drużyny, klubu, choć nastroje były fatalne. Zawsze był profesjonalistą, człowiekiem oddanym, pełnym pasji i zaangażowania. Gdy w przerwie zimowej sezonu 2003/04 został zwolniony przez Dawida Ptaka, spotkało się to z ostrym sprzeciwem kibiców.

W tym samym czasie klub pożegnał bardzo lubianych i cenionych piłkarzy: Krzysztofa Pilarza i Olgierda Moskalewicza. Antoni Ptak, ojciec Dawida wyrażał wówczas zdziwienie, że kibice tak mocno protestują przeciwko zwolnieniu zwykłego – jak to mówił w tamtym czasie – masażysty.

Dziś nikt na takę skalę jak w roku 2003 nie protestował, choć możliwości z uwagi na rozwijające się social media są na zdecydowanie wyższym poziomie. Informacja została przyjęta raczej spokojnie, choć brakuje logicznego uzasadnienia.

Uczeń Krasuckiego

Dariusz Dalke jest uczniem słynnego w latach 70. i 80. ubiegłego wieku nieżyjącego już masażysty Józefa Krasuckiego, pracującego między innymi w Pogoni i Stali Stocznia, który namaścił początkującego masażystę na swojego następcę, widział w nim talent i potencjał i tak się stało w istocie.

Józef Krasucki wielokrotnie powtarzał, że dobry masażysta musi mieć dobre relacje głównie z piłkarzami, a nie sztabem trenerskim czy władzami klubu. Musi umieć wsłuchiwać się w głos piłkarzy, dla których okres rehabilitacji po ciężkich kontuzjach jest czasem bardzo często decydującym o ich dalszych karierach, a nawet całym życiu.

Gdy piłkarz przez kilka miesięcy nie występuje na boisku, bywa zapominany przez media, przestaje być najważniejszą osobą w klubie, dla trenera, prezesa, ale dla fizjoterapeuty jest wtedy najważniejszy. Dariusz Dalke potrafił wyprowadzić z wielkich zdrowotnych tarapatów takich piłkarzy, jak: Robert Dymkowski czy Sławomir Rafałowicz.

To była pierwsza połowa lat 90., początek pracy Dariusza Dalke w Pogoni, kiedy był w swoim zawodzie osobą niedoświadczoną, ale już wtedy bardzo odpowiedzialną, umiejącą szybko reagować, pomagać i ratować nawet życie.

Robert Dymkowski podczas treningu zderzył się z Wojciechem Tomasiewiczem, padł na murawę nieprzytomny i zaczął się dusić. Gdyby nie szybka reakcja Dariusza Dalke, słynny napastnik Pogoni mógłby nie przeżyć. Masażysta przewrócił piłkarza na bok, udało mu się otworzyć usta piłkarza i dzięki szybkiej interwencji język piłkarza wrócił na swoje miejsce, a Robert Dymkowski odzyskał przytomność.

Dymkowski dozgonnym dłużnikiem

Całej akcji przyglądali się piłkarze, sztab trenerski, wszyscy byli przerażeni, wezwana karetka pogotowia przyjechała po kwadransie, kiedy akcja reanimacyjna była już zakończona. Robert Dymkowski pozostanie dłużnikiem Dariusza Dalke do końca życia.

W marcu 1992 roku Pogoń rozgrywała mecz w ramach drugiej ligi piłkarskiej z Polonią w Bytomiu. Boiska nie wyglądały wówczas tak jak obecnie, były w zdecydowanie gorszym stanie, w marcu raczej błotniste niż trawiaste. Zakończyło się to fatalnie dla 20-letniego wówczas Sławomira Rafałowicza.

To był piłkarz zwrotny, bazujący na dryblingu, dobrym balansie ciała, ale podczas meczu z Polonią należało grać prostymi środkami. Rafałowicz podczas jednej z akcji wykonał nagły zwrot, piłkarz drużyny przeciwnej gwałtownie go zaatakował i okazało się, że ciało poszło w drugą stronę, a stopa pozostała w błocie. Palce u nóg były na miejscu pięty.

Kontuzja była koszmarna, wymagała długiego leczenia, rehabilitacja trwała 10 miesięcy, piłkarz wrócił do pełnej sprawności, grał jeszcze w ekstraklasie na dobrym poziomie, a trzeba pamiętać, że mówimy o czasie sprzed ćwierć wieku, kiedy generalnie takie kontuzje kończyły piłkarzom kariery.

Dariusz Dalke zawsze wykazywał się cierpliwością często większą od piłkarzy, potrafił namawiać ich do wytężonego wysiłku. Sprawiał, że praca przy rehabilitacji przebiegała niemal zawsze z dobrym skutkiem, miał wszystko zaplanowane, był zawsze należycie do zajęć z piłkarzami przygotowany.

Podwójny mistrz Polski

Pogoń nie była jedynym miejscem jego pracy. W latach 1993-96 pracował z drużyną siatkarek Chemika Police w okresie największych sukcesów tego klubu, który dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski, zajął trzecie miejsce podczas turnieju Final Four Pucharu Zdobywców Pucharów. W polickiej drużynie grały późniejsze mistrzynie Europy: Magdalena Śliwa i Małgorzata Niemczyk.

Podczas uroczystej kolacji po zdobyciu drugiej z rzędu mistrzowskiej korony Dariusz Dalke przekazał swój złoty medal bardzo mocno zaangażowanemu w klub sponsorowi, który ze wzruszenia uronił łzy. Dariusz Dalke z charakterystyczną dla siebie skromnością stwierdził, że już jeden złoty medal w kolekcji ma, a ten drugi bardziej należy się osobie wspierającej klub materialnie. Nie musiał tego robić, ale tak uczynił. Był też masażystą reprezentacji Polski siatkarek.

W latach 2004-2011 pracował w norweskim klubie Haugesund. Gdy tam trafił, klub występował na szczeblu trzeciej ligi. Praca była spokojna, nie było presji na wynik, ale gdy kończył swoją przygodę w Haugesund, to klub był już w szeregach najwyższej klasy rozgrywkowej. Wrócił do Pogoni po siedmiu latach nieobecności, żeby po kolejnych ośmiu sezonach pożegnać się z klubem w niejasnych i mocno zaskakujących okolicznościach.

Kiedyś Dariusz Dalke praktycznie sam opiekował się grupą ponad 20 piłkarzy, szczególnie podczas zgrupowań miał pełne ręce roboty. Dziś opieka medyczna rozkłada się na wiele osób. Dla Dariusza Dalke i Tomasza Bardzela piłkarze nie byli zwykłymi pacjentami, to byli w dużej części przyjaciele potrzebujący pomocy.

Dariusz Dalke rozpoczynał pracę w Pogoni, kiedy większości obecnych piłkarzy nie było jeszcze na świecie, zakończył ją w niewyjaśnionych, mocno kontrowersyjnych okolicznościach. Jeżeli klub wymaga naprawy, to być może w innych jego dziedzinach byłoby to bardziej wskazane. Choćby przy próbie oceny działalności akademii, która od kilku lat ma coraz większy problem z wyszkoleniem piłkarzy na dobrym, ekstraklasowym poziomie.

Piłkarze reprezentacji Urugwaju z premii za wywalczenie awansu do półfinału mistrzostw świata w roku 2010 postanowili kupić swojemu wieloletniemu kierownikowi zbliżającemu się do emerytury dom. Po kilkudziesięciu latach pracy. Inicjatywa wyszła od Diego Godina i wszyscy piłkarze z ochotą się zgodzili.

Rola ludzi z drugiego planu jest doceniana na całym świecie przez sportowców na najwyższym światowym poziomie, ludzie ze sztabu medycznego też tworzą historię klubu. Dariusz Dalke i Tomasz Bardzel mieli w tym duży udział. ©℗

Wojciech PARADA

Fot. R. Pakieser

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Wiem
2019-07-09 13:10:28
Bardzelek to typowy lanser,nikt po nim płakał nie bedzie,wcześniej nawet nie wiedział kto gra w Pogoni.Darek to fantastyczny człowiek ,czolowka polskich fizjoterapeutow sportowych,najlepszy pilkarz wsrod maserow i najlepszy maser wsrod pilkarzy.
Jackob
2019-07-09 09:23:12
Nie robcie z T.B bohatera. Kilka lat w klubie ,to tyle. Wczesniej i teraz zero utozsamiania sie z klubem... A dkla pana Darka jak najbardziej szacun za wszystko...
czyt
2019-07-09 07:43:31
kiibic33 A ty po tylu latach pracy zgodziłbyś się na obniżkę pensji o 1/4? To chyba powinno iść w drugą stronę. Darek był jedynym człowiekiem, który zostawał do wieczora by wyciągnąć chłopaków po kontuzjach, np. Deleva
kiibic33
2019-07-08 22:42:13
Bardzel poleciał za znaną imprezę w ...hm klubie nocnym ...a Darek podobno nie zgodził się na obniżkę wynagrodzenia ..

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA